Słowo zapomniane

  Na stronie Dwutygodnika esej Marka Zaleskiego pt. „Słowo zapomniane”. To słowo to „piękno”. Ciekawe, że tak wiele osób związanych z szeroko pojętą kulturą upomina się o to słowo. Esej Zaleskiego jest erudycyjny, robi krótki przegląd co z pojęciem piękna się działo na przestrzeni czasów – od Kanta do Barthesa. Ale zamiast cytatu z cytatów zapisuję słowa samego Zaleskiego:  „A przecież obecności piękna doświadczamy co dzień i w sposób dojmująco rzeczywisty. Jest czymś zaskakującym i bez precedensu. Przez swoją naoczność i oczywistość każe nam myśleć o sobie jako rzeczy w swoim istnieniu pewnej. Potęguje w nas wolę istnienia, bo zwraca się do nas i oczekuje odpowiedzi. Oczekuje

Czytaj dalej

Białoszewski

Wróciłem do Białoszewskiego. Właściwie nigdy się od niego nie oddalałem za bardzo, ale ostatnio jest kilka okazji, by pobyć w jego świecie. Najpierw numer „Zeszytów Literackich”, po części jemu poświęcony, z fragmentem dziennika z 1982 roku, z pobytu w Stanach. Zapisuje w nim kontakty z Miłoszem, m.in. rozmowę telefoniczną: „Zwierzyłem mu się, że czuję się wobec niego gapowaty, intelektualnie nierozgarnięty. On na to, że mi trochę zazdrości mojego pisania połączonego z ulicą Warszawy. On tego nie miał, bo w jego stronach było się między językami. Polacy mówili jak gdyby językiem z kronik, Białorusini po swojemu”. Tadeusz Sobolewski przypomina, że gdy

Czytaj dalej

Koehler

W „Tygodniku Powszechnym” rozmowa z moim szefem  Krzysztofem Koehlerem. Od tygodnia właściwie nie jest szefem. Na koniec wywiadu mówi: „Tym, co organizuje ludzi, jest potrzeba obrony kultury. Jeśli efektem panowania aroganckiej, antykulturowej doktryny liberalnej będzie ukonstytuowanie się takiej postawy, to będzie to ogromny zysk duchowy… Duchowy, bo nie wierzę, żeby w tym momencie udało się coś zrobić na poziomie instytucjonalnym. Ale trzeba się trzymać zasad i, nie oglądając się na okoliczności, robić swoje. Tej formule budząca się z letargu inteligencja polska była zawsze wierna. I to pozwala mieć nadzieję”.

Kaziu, nie świruj

„Kaziu, nie świruj” – pisze Janusz Kijowski do Kazimierza Kutza. A chodzi o to, że Kutz strasznie postponuje środowisko twórców, którzy sprzeciwiają się nowej ustawie medialnej i weszli w konflikt z rządem. Kutz jako poseł Platformy rzeczywiście bierze stronę władzy. Gromy lecą, ale dosyć przykro być świadkiem tej kłótni wybitnego artysty z kolegami. Kutz nie tak dawno z okazji swoich 80 urodzin powiedział, że ponieważ jest już stary to może mówić, co chce. Ale nieśmiało zwrócę uwagę, że to nie oznacza wolności mówienia głupot. A zdaje mi się, że jednak, jak to młodzież mówi, tym razem przegina. Oglądam nieraz Kutza

Czytaj dalej

Bezczeszczenie piękna

Koledzy z redakcji podrzucili mi tekst Rogera Scrutona, filozofa angielskiego, pt. „Bezczeszczenie piękna” (przedrukował go tygodnik „Forum”). Autor ubolewa nad współczesną kulturą, która odwróciła się od pojęcia piękna. Podaje na to różne przykłady, m.in. niedawną inscenizację opery Mozarta „Uprowadzenie z Seraju”, w której można było oglądać wymyślne sceny seksu i przemocy, zabrakło jednak rzeczy najważniejszej: miłości. „Mozartowi wyrwano serce” – tak chyba pisze Scruton (nie mam tekstu pod ręką). Diagnoza oczywiście nie sprowadza się do utyskiwania na artystyczne skandale w rodzaju umieszczenia krzyża w naczyniu z moczem. W istocie dotyka problemu, który wszyscy pewnie odczuwają. Czytając ten artykuł przypomniał mi

Czytaj dalej

Columbo

Spośród wszystkich seriali kryminalnych, których jest w końcu bez liku, największy sentyment jednak mam do „Columbo”. Pamiętam, że już pacholęciem będąc oglądałem z zaciekawieniem kolejne odcinki w telewizji, które teraz kupuję regularnie na DVD. Z dzisiejszego punktu widzenia „Columbo” jest absolutnie anachroniczny. I nie chodzi tylko o brak jakiegokolwiek epatowania przemocą, nie ma efektów specjalnych, pościgów, strzelanek, mordobicia, tego wszystkiego, co jest na porządku dziennym w dzisiejszych kryminałach. Nie słyszałem, żeby porucznik kiedykolwiek przeklął. Zbrodnie dokonują się, jak to mawiała moja babcia, „u lepszych państwa”, w środowiskach finansjery, śmietanki artystycznej, „high socjety”. Żaden margines. No i rzecz podstawowa, która tak silnie wyróżniła

Czytaj dalej

Toskania

Nad naszym morzem przeczytałem książkę Ferenca Mate o Toskanii. Jest to jedna z wielu książek, które można ustawić na półce z toskanaliami (czy jest takie słowo? jeśli nie ma, to je właśnie wymyśliłem). Ta półka rośnie, ponieważ moda na Toskanię chyba nie mija. Wielu znajomych w Toskanii było, niektórzy właśnie są, inni się tam jeszcze wybierają. Mam też swoje doświadczenia i wspomnienia z Toskanią związane, ale nie będę się teraz z nich zwierzał. Książki takie jak Matego albo Frances Mayes kogoś, kto nie był w Toskanii, mogą znudzić, a nawet zirytować. Mate przez wiele stron najpierw opisuje jak szuka domu

Czytaj dalej

Czy wziąłbyś udział w Powstaniu?

Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego budzi we mnie ambiwaletne odczucia. A na pewno jej obchody. Z lekkim przerażeniem patrzę, jak mitologię Powstania przejmuje pop-kultura. Komiksy, płyty rockowe, rekonstrukcje walk, gadżety – wszystko niby adresowane do młodzieży w słusznej sprawie podtrzymywania pamięci. Nad morzem mogłem obserwować kilkuletnich chłopców, którzy z plastikowymi karabinami bawili się w powstańców, ponieważ byli zafascynowani jakimś komiksem o Powstaniu. Ich rodzice powiedzieli, że chłopcy i tak niczego innego nie czytają, więc chociaż dobrze że ten komiks… Do szału doprowadzają mnie durnowaci dziennikarze, którzy w telewizji i w radiu zadają nastolatkom pytanie: czy wziąłbyś udział w Powstaniu? I młodzi

Czytaj dalej

Człowiek z udaru

Siedzę sobie na plaży. Biedronki atakują, ale niezrażony przeglądam gazetę. A tu patrzę w „Dużym Formacie” wywiad z Radkiem Krawczykiem. Radka znam, bo jest młodszym kolegą z Wiedzy o Teatrze, ale przede wszystkim towarzyszem od oglądania meczów piłkarskich. W wywiadzie opowiada o swoje chorobie – trzy lata temu dostał udaru mózgu, wydawało się, że nie wyjdzie z tego. Już odbywały się msze w jego intencji, bo lekarze rozkładali ręce. Mówili, że nawet jeśli przeżyje, to grozi mu życie warzywa. Ale stał się cud i Radek wrócił do normalnego życia, do swojej rodziny, żony Ani i fajnych dzieci. Od roku przygotowuje

Czytaj dalej

Dworzec dla dwojga

Obejrzałem ten film na DVD, pierwszy raz od dwudziestu paru lat. Pamiętam, że mi się już wtedy podobał. W nieco sentymentalny romans pianisty i kelnerki z dworcowego bufetu wpisany został kawałek sowieckiej rzeczywistości, nawet z łagrem. Wzruszająca wciąż jest scena finałowa, gdy oboje biegną w zimowym pejzażu, aby zdążyć na apel (pianista dostał przepustkę na 12 godzin, by spotkać się z żoną), bo spóźnienie będzie traktowane jak ucieczka. Zimowe słońce wschodzi nad łagrem i kobieta woła: jak pięknie! Śmieszne są te drobne obserwacje życia sowieckiego. „Towarzyszu pianisto” – zwraca się milicjant. Afrik Simone oglądany z pierwszych kaset video. „Ekspries obied”

Czytaj dalej