Toskania

Nad naszym morzem przeczytałem książkę Ferenca Mate o Toskanii. Jest to jedna z wielu książek, które można ustawić na półce z toskanaliami (czy jest takie słowo? jeśli nie ma, to je właśnie wymyśliłem). Ta półka rośnie, ponieważ moda na Toskanię chyba nie mija. Wielu znajomych w Toskanii było, niektórzy właśnie są, inni się tam jeszcze wybierają. Mam też swoje doświadczenia i wspomnienia z Toskanią związane, ale nie będę się teraz z nich zwierzał. Książki takie jak Matego albo Frances Mayes kogoś, kto nie był w Toskanii, mogą znudzić, a nawet zirytować. Mate przez wiele stron najpierw opisuje jak szuka domu do zakupienia, aż w końcu znajduje koło Montepulciano. Miejsce oczywiście cudowne, choć znam jeszcze ładniejsze, ale nie powiem. Oczywiście połowę książki zajmują opisy jedzenia, co ma wymiar niemal pornograficzny. Podnieca, ale co z tego, jeśli nie możesz skorzystać. Poza tym jedzenie toskańskie ma naprawdę smak tylko tam na miejscu. Przekonuję się o tym, gdy czasem kupuję paczkowaną szynkę parmeńską w sklepie Kangurek koło domu. Mate z żoną ciągle popijają Brunello. A trzeba wiedzieć, że to wino jest drogie. Pamiętam jak je pierwszy raz kupowałem chyba właśnie w Montepulaciano, to stać mnie było tylko na małą butelkę.

Jest jeszcze jedna rzecz charakterystyczna. Mate objeżdża miejsca, które są rajem także dla historyków sztuki. Sam, ilekroć przyjeżdżałem do Toskanii, byłem obwożony śladami fresków Pontorma albo Sodomy, nie mówiąc oczywiście o Piero della Francesca. Mate w ogóle na takie rzeczy nie zwraca uwagi. Opisuje na przykład katedrę w Montepulciano, ale tylko z zewnątrz. A w środku jest choćby piękny obraz Madonny z dzieciątkiem Sano do Pietro, którego małą reprodukcję przywiozłem. Ten Węgier ogląda Toskanię tylko jednym okiem.

Zazdroszczę mu jednego. Opisuje malutkie miasteczko Monticchiello (z małym błędem w nazwie), w którym w sierpniu mieszkańcy uruchamiają swój amatorski Teatro Povero (jak z Grotowskiego: teatr ubogi). W Monticchiello zawsze byłem we wrześniu, więc mogłem tylko przeczytać o przedstawieniach. Mate widział spektakl: „Żaden z mieszkańców nie był zawodowym aktorem, wszyscy przedstawiali swoje życie, nadzieje, lęki, marzenia w objęciach księżyca, gwiazd i wiekowych murów”. Toskania skłania do egzaltowanego stylu, ale niech tam… do Monticchiello chciałbym wrócić.

 

 

730 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.