Czytając wywiady z prof. Deglerem na okoliczność wydanego właśnie tomu „Witkacego portret wielokrotny”, a i wertując tę książkę, przyłapuję się na myśli, że właściwie wolę czytać o Witkacym niż samego Witkacego, nie mówiąc o oglądaniu jego sztuk na scenie. Do Witkacego w teatrze zniechęciła mnie wystarczająco wiele przedstawień, głównie w tzw. teatrach prowincjonalnych, w których jeszcze nie tak dawno za szczyt ambicji uchodziło zagrać „W małym dworku”, „Matkę” albo „Wariata i zakonnicę”. To był dowód, że teatrowi w naszym małym mieście nieobca jest też awangarda. Spektakle zwykle były nawet nie okropne, ale śmiertelnie nudne, a to jest największy grzech przeciwko