Wymowa faktów

Instytut Teatralny i Katedra Dramatu Uniwersytetu Jagiellońskiego przysłały mi zaproszenie do udziału w konferencji z cyklu Nowe historie. Tym razem tematem konferencji jest Wymowa faktów. W piśmie czytam: „Pytanie o fakt historyczny i jego relację do narracji historycznej powracało w czasie obrad pierwszej konferencji z cyklu Nowe historie, prowadząc do sformułowania opozycji między faktami a sposobami ich postrzegania i przedstawienia – opowieściami. Eksplorując – zgodnie z założeniem cyklu – jawne i ukryte uwarunkowania historii teatru, chcemy w trakcie kolejnej konferencji kontynuować krytyczną refleksję nad tym, co tradycyjnie postrzeganie było jako twardy rdzeń historii – nad faktami”. I dalej w uzasadnieniu czytam: „fakty nigdy nie mówią same za siebie, bo między ich bezpośrednią mową, a słyszalną wy-mową następuje przesunięcie. Wy-mowa faktów jest możliwa dzięki wy-dobyciu, wy-dzieleniu pewnej części płynnej, zmiennej i niezwykle złożonej rzeczywistości. Fakty mówią, o ile ktoś udzieli im głosu, a jest to głos najczęściej wielokrotnie mediowany”. A jak to się ma do teatru? „To przecież właśnie w świecie teatru, rozumianego jako sztuka i praktyka społeczna, pojęcie faktu wydaje się wyjątkowo złożone i otoczone dodatkowymi trudnościami. Począwszy od pytania, co jest faktem historycznoteatralnym (premiera, konkretne przedstawienie, wypadek, do którego w jego trakcie doszło), a skończywszy na problemie „faktyczności” w odniesieniu do złożonej i założonej fikcjonalności teatru Zachodu (jak i kiedy można mówić o fakcie w „świecie ułudy”), historia teatru wydaje się szczególnie ciekawym polem praktycznej refleksji nad zagadnieniami faktu i jego wymową.”

Zaproszenie jest dla mnie kłopotliwe. Z jednej strony niewątpliwie czuję się zaszczycony nomen omen faktem, że organizatorzy wciągnęli mnie na listę osób, dla których dwustronicowy tekst skopiowano, wsadzono do koperty i wysłano na stosowny adres. Domyślam się, że lista zaproszonych jest obszerna, niemniej  wymowa faktów jest taka, że rozczuliła mnie wiara, iż mogę jakiś naukowy wkład do konferencji mieć (na zachętę poinformowano, że „udział w konferencji nie wymaga wniesienia opłaty konferencyjnej”.) Ale jak to mawiał Tewje Mleczarz: z drugiej strony patrząc… niestety z zaproszenia nie skorzystam. Z bardzo prostej przyczyny: temat konferencji nic mnie nie obchodzi. Gdybym napisał, że uważam go i sposób jego przedstawienia za brednię, wyszedłbym w oczach organizatorów na ignoranta. Pewnie takim jestem. Ta ignorancja nie pozwala mi polemizować z założeniami konferencji, ale za to daje odwagę zapytania o parę rzeczy natury bardziej ogólnej.

Właściwie w jaki sposób w Instytucie Teatralnym podejmowane są decyzje o organizacji takich a nie innych konferencji naukowych? Czy w tej placówce, która skądinąd prowadzi wszechstronną działalność, czasami bardzo pożyteczną, istnieje np. rada naukowa, która konsultuje i zatwierdza tego typu inicjatywy, jak powyższa konferencja? Czy jest to efekt jakiegoś sformułowanego i opublikowanego planu działalności naukowej Instytutu? Nie potrafiłem znaleźć informacji na ten temat na stronie internetowej Instytutu.

Problemem jest nie tylko to, co na polu naukowym robi Instytut, ale również to, czego nie robi. Być może dla teatrologów bicie piany o tym, czym jest fakt, stanowi jakąś podnietę umysłu. Może to nawet odpowiada modom intelektualnym we współczesnej humanistyce, które musimy przejść niczym choroby dziecięce. Przy okazji poprzedniej konferencji nieśmiało zwróciłem uwagę, że nowe historie nowymi historiami, ale na półkach z teatraliami nie ma biografii i monografii wielu wybitnych artystów polskiego teatru. Wymieniałem m.in. nazwiska: Łomnickiego, Holoubka, Cieślaka, Dejmka, Kotta. Tym się historycy nie zajmują albo w niewielkim stopniu. Jest to dość zawstydzający brak. Czy Instytut Teatralny poczuwa się w tej sprawie do jakiejkolwiek odpowiedzialności? Czy okolicznościowe, skromne wystawy są wszystkim, co Instytut może zrobić dla popularyzacji wiedzy o twórcach naszej sceny? Nie mamy książek o nich, ale co gorsza nie mamy nowych syntez historycznych.

Proszę zwrócić uwagę, że Krótka historia teatru polskiego Zbigniewa Raszewskiego wydana została już 33 lata temu. Wciąż pozostaje jedynym całościowym kompendium o dziejach polskiego teatru. W ujęciu Raszewskiego zamknęły się one na II wojnie światowej. Nie ma właściwie żadnej książki podsumowującej historię teatru powojennego (jego polityczne uwikłania to temat fascynujący, który musi być podjęty). Seria Instytutu Sztuki Dzieje teatru polskiego zamyka się na roku 1965. Książka Joanny Godlewskiej Najnowsza historia teatru polskiego obejmuje lata 1945-95 jest jedyną mi znaną, która pokusiła się o syntezę, ale jej walor jest raczej popularyzatorski (choć wcale bym go nie lekceważył). Historia teatru okresu PRL w całościowym oglądzie tak naprawdę nie jest przerobiona. A przecież dzięki Bogu mamy 20 lat nowej Polski, która też ma swoją historię teatru, również nie przedstawioną w syntetycznym ujęciu. Oczywiście jest ciekawa praca Dariusza Kosińskiego Teatra polskie, która jest próbą nowego spojrzenia na teatralne dzieje, ale czy może ona zastąpić Raszewskiego?

W Polsce teatrologów jest bez liku, wydziałów teatrologicznych lub specjalizacji w tej dziedzinie jest coraz więcej. Dlaczego zatem mamy tak słabą historię teatru? Niezdolną do podjęcia największych wyzwań?

Nie oczekuję, że Maciej Nowak i jego współpracownicy napiszą wszystkie te niezbędne książki. Ale też swoimi działaniami naukowymi Instytut Teatralny stwarza atmosferę sprzyjającą lub nie realizacji potrzebnych zadań. Jeżeli na kolejnej konferencji mamy się zastanawiać czym jest fakt, to nie dziwi mnie, że nie potrafimy się odnieść do faktów, o których wspomniałem. Taka w każdym razie jest ich wymowa.

 

 

1 195 odwiedzin

6 Comments

  1. Na czele rady naukowej Instytutu Teatralnego stoi magister Waldemar Dąbrowski, jak wiadomo doświadczony historyk z dorobkiem naukowym, wśród którego wyróżnia się mianowanie – bez konkursu – na stanowisko dyrektora Macieja Nowaka… Tezy konferencji są, oczywiście, bzdurne, ale wpisują się w szerszy kontekst r e l a t y w i z o w a n i a historii z zapałem godnym lepszej sprawy uprawiane przez instytutową młodzież (Sztarbowski, który głosi, że Twój brat „gloryfikuje” lata 70-te twierdząc, że wtedy żyli i nieźle tworzyli: Grotowski, Kantor, Swinarski, Jarocki, Szajna, Ósemki, Wajda, czy Szczawińska szukająca „mitów założycielskich” w u brygadzistów socrealistycznych). To zabiegi prymitywne i mające na celu zawłaszczenie pamięci (to jest dopiero „polityka historyczna”) i oczyszczenie przedpola dla siebie samych. Z widomym artystycznym skutkiem.

    Reply

  2. W istocie teraz dopiero zobaczyłem informację na stronie internetowej o składzie i zadaniach Rady Naukowej Instytutu. Nie zmienia to jednak moich zasadniczych wątpliwości wobec tego, co Instytut robi i czego nie robi na polu działalności naukowej.

    Reply

  3. Mysle Panie Wojciechu ,ze kiepsko musi byc z edukacja na wydziale Wiedzy o Teatrze ,skoro tak istotne kwestie jak historiografia ,ktora przeciez w oczywisty sposob wiaze sie z historia teatru i z tym wszystkim o czym organizatorzy napisali Panu w zaproszeniu …no nic ,pozostaje mi jedynie ubolewac.Pozdrawiam

    Reply

    • Ewolucja programu na Wydziale Wiedzy Teatrze również oddala go od historii teatru, co stwierdzam ze smutkiem. Może fakt, znowu ten fakt…, że byłem magistrantem prof. Raszewskiego jakoś określa mój punkt widzenia, choć sam nigdy nie miałem aspiracji, aby być historykiem teatru (nawet temat mojej pracy magisterskiej u Raszewskiego nie dotyczył właściwie historii teatru). Ale też nie należy obciążać WoTu za wszystko co złe w polskim teatrze, choć i tak jego studenci i absolwenci są w opinii wielu kimś w rodzaju podręcznych Żydów, na których można zwalać wszystkie winy. WoT nie jest jedynym, jak jeszcze jakiś czas temu, ośrodkiem teatralogicznym. Historię teatru można uprawiać, jeśli się chce.

      Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.