Pszoniak

Rozmowa Michała Komara z Wojciechem Pszoniakiem, która ukazała się właśnie w książce pt. „Aktor” zawiodła mnie. W początkowych partiach, gdy Pszoniak wspomina dzieciństwo i młodość w Gliwicach i we wspomnieniach pracy nad niektórymi rolami (zwłaszcza u Swinarskiego) jest interesująca. Ale w spełnieniu prośby, którą kiedyś sformułował Tadeusz Różewicz: „Spróbuj napisać, na czym polega sztuka aktorska, kto to jest aktor, gdzie się to coś znajduje”, pozostawia niedosyt. Być może nie jest to możliwe, jednak nad książką ciąży grzech zaniechania. Winą obarczyłbym w dużym stopniu prowadzącego rozmowę, który właściwie rzecz całą sprowadził do przyjacielskiej konwersacji, od czasu do czasu okraszonej sążnistymi cytatami z recenzji ról Pszoniaka, które aktor komentuje np. tak: „Miło się dziś słucha”. Aż dziw, że Michał Komar, który był dobrym partnerem do rozmów ze Stefanem Mellerem czy prof. Bartoszewskim tym razem nie wysilił się, żeby z rozmówcy wyciągnąć coś więcej. Zdumiewające np., że Komar nie dopytał się o przyjaźń Pszoniaka z Różewiczem. Aktor przecież mówi, że traktował poetę jak ojca. Pozwala jednak opowiadać mu anegdotyczne historyjki z Gliwic, zabawne, ale przecież nie mówiące zbyt dużo o kształtowaniu się wrażliwości Pszoniaka. Inna sprawa: o jednej z największych ról filmowych – Morycu Welcie w „Ziemi obiecanej” – w rozmowie mamy tak naprawdę jeden akapit. Cały rozdział za to poświęcony jest historii, jak Pszoniak angażował się do spektaklu Claude’a Regy nie znając języka francuskiego. Pomijam już fakt, że w książce brakuje choćby wzmianki o fantastycznych rolach Pszoniaka w Teatrze TV: w „Głodzie” Hamsuna, „Ich czworo” Zapolskiej, „Nie do obrony” Osborne’a, w „Rewizorze” Gogola (już nie pamiętam, czy grał Dobczyńskiego czy Bobczyńskiego, ale tę drugoplanową w końcu rolę mam w oczach cały czas na równi z rolami Łomnickiego, Fronczewskiego, Seniuk, Szczepkowskiej, Gałązki) czy w spektaklach z lat 90.: „Drugie zabicie psa” wg Hłaski, „Siedem pięter” Buzzatiego czy „Śmieszny staruszek” Różewicza. Nie ma też mowy o rolach w produkcjach drugorzędnych, które jednak też tworzyły wizerunek aktora, np. w serialu „Znak orła”, w którym Pszoniak grał, zdaje się, Mieszka I. Oczywiście obaj dżentelmeni mogli zdecydować, że rozmawiają tylko o wybranych dokonaniach, ale tym bardziej chciałoby się, żeby zeszli trochę pod powierzchnię wspomnień.

Michał Komar nie zadaje też Pszoniakowi pytania, jak sądzę, dzisiaj ważnego: jak to jest, że ten znakomity aktor, dysponujący takim temperamentem, jest właściwie od lat nie wykorzystany ani w polskim teatrze, ani w filmie, ani w telewizji. Kiedy ostatnio widzieliśmy wielką rolę Pszoniaka? Monodram „Belfer” nie był wydarzeniem. Roli Pignona w „Kolacji dla głupca” nie lekceważyłbym, bo Pszoniak połączył w niej świetnie komizm z chaplinowskim liryzmem, ale to już było dobrych parę lat temu – spektakl jest nadal grany już bez Pszoniaka. A w filmie? Nic istotnego, aktorowi nawet zdarzają się role w serialach. W Teatrze TV – nic kompletnie. A dla takich aktorów jak Pszoniak powinno się wystawiać spektakle, pisać scenariusze. No tak, napisałem zdanie godne pióra Krystyny Gucewicz. Ale czy wiemy, dlaczego Wojciech Pszoniak jest wielkim nieobecnym?

868 odwiedzin

2 Comments

  1. Kto to jest Krystyna Gucewicz? A serio: szkoda. Bo myślałem, że to ciekawa książka. A czy są w niej zapisy o przyjaźniach z pisarzami, w polskim do niedawna Paryżu? Z tymi, którzy są i tymi, którzy odeszli? Brandys? Zagajewski? A co jest o Sewerynie? Inna, choć na starcie podobna, droga i inny sukces. Inny rodzaj aktora. Komar rozmawia na ogół znakomicie. To mistrz tego hybrydalnego gatunku. I już na marginesie, ale ciągle we Francji ;) czekam na zapis o ręce T. Henry i gniewie irlandzkich piwoszy.

    Reply

  2. Jak można nie znać tak zasłużonej redaktorki jak Pani Krystyna Gucewicz? W książce Pszoniaka nie ma „literackiego” Paryża.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.