Pani Bovary

Nie wiem, dlaczego, ale oglądając Panią Bovary w Dramatycznym w poniedziałek przypomniało mi się grane na tej samej scenie Poskromienie złośnicy Warlikowskiego. Spektakl miał premierę 12 lat temu. Pamiętam, że pisałem z niego recenzję do świętej pamięci „Expressu Wieczornego”. Jeśli Pan Bóg rozlicza krytyków z napisanych tekstów, to mam nadzieję, że tamtą recenzję mi odpuści. A może na plus policzy mi, że w Kulturze transmitowaliśmy Poskromienie (akordeonowy motyw muzyczny autorstwa Pawła Mykietyna, użyty w przedstawieniu stał się sygnałem dźwiękowym kanału). No, chyba że Panu Bogu nie podoba się teatr Warlikowskiego…

Pokojarzyły mi się te dwa spektakle prawdopodobnie z powodu bardzo wyrazistego portretu kobiety. Co prawda z dzisiejszej perspektywy Poskromienie złośnicy wydaje się poczciwie feministycznym przedstawieniem, ale przecież na premierze mocno irytowało. Można sobie wyobrazić, że Emma Bovary Rychcika jest Kasią Warlikowskiego, która już wyszła za mąż. Petrucchio co prawda w tym stadle skapcaniał, ale może przez to stał się jeszcze bardziej męczący dla Emmy. (Na widowni w poniedziałek widziałem prof. Makowieckiego i przypomniało mi się, że omawiając na zajęciach powieść Flauberta tak charakteryzował Karola Bovary: „Należał do mężczyzn, którzy pensję też mają małą…”) Zapewne spektakl Rychcika może być dobrym materiałem na seminaria genderowe. Ponieważ mam jeszcze nawyk przepuszczania kobiet w drzwiach, więc na tych drobnych uwagach poprzestanę.

Pozostaje kwestia formy. Akurat przedstawienie w Dramatycznym jest wprost przeraźliwie formalne (szkolna wiedza o powieści Flauberta jako mistrzowskiej prozie realistyczno-psychologicznej jest kompletnie nieprzydatna do odbioru spektaklu). Gdyby w estetyce sceny było więcej czystych kolorów, to momentami można by pomyśleć, że widzimy jakieś podróbki z Roberta Wilsona. Aktorzy tylko grają z nadekspresją głosu i ruchu, którą niektórzy widzowie nie wytrzymywali. Sam patrzyłem na to wszystko i myślałem: po co oni tak zdzierają głosy, po co tak się miotają? Ale też w jakiś sposób ta forma działała, miała siłę. Nie był to teatr, który lubię, ale też nie mam wielkich pretensji, że upodobania moje podrażnił.

Chciałbym jeszcze jakiś komplement napisać dla Joanny Drozdy, która zagrała tytułową rolę. Nie bardzo jednak wiem, jak go sformułować? Może w tym zakłopotaniu zawiera się uznanie.

 

 

701 odwiedzin

One Comment

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.