Bądźmy razem?

Bądźmy razem – to hasło, które towarzyszy nam nieustannie w ostatnim tygodniu. Byłem dzisiaj na pl. Piłsudskiego razem z wieloma, ale po całym tygodniu mam w głowie tylko pytania i wątpliwości. Bo z kim mam być razem? Z tym, którzy stali godzinami w kolejce, by oddać hołd prezydenckiej parze? Nie głosowałem na tego prezydenta i, co tu dużo kryć, liczyłem na to, że nie zostanie wybrany na drugą kadencję. Ale czy w związku z tym mam się przyłączyć do tych, którzy z lekceważeniem odnoszą się do wybuchu tych zbiorowych emocji? Powiadają, że Polacy uwielbiają żałobne nastroje, że w Grottgerowskich pozach się kochają i jest to chore. Nie potrafię być z nimi, ponieważ ciekawi mnie pytanie: dlaczego te emocje są tak silne, co sprawia, że one odżywają? Na razie nie słyszę sensownych na te pytania odpowiedzi.

Nie potrafię być z tymi, którzy śmierć prezydenta ubierają w nową narodową legendę czy mit, którzy wynoszą go niemal na ołtarz świętości. Ale nie mogę być też z tymi, którzy pytają: „czy jest godzien królów?”.

Nie po drodze mi z tymi, którzy teraz mają tryumfalne miny, którzy już wiedzą, kto jest prawdziwym patriotą, a kto nie. Właściwie zawsze to wiedzieli, ale teraz mogą z satysfakcją to wypluć. Czują się znowu silni, bo „mądrość ludu” jest z nimi.

Ale nie wzruszają mnie ci, którzy teraz się wzruszają, jakby łzami na pokaz chcieli się z czegoś oczyścić.

Nie jestem z tymi, którzy chcieliby widzieć w tym, co się dzieje tylko teatr. Chyba czegoś nie widzą.

Nie przyłączam się do tych, którzy się przyłączają do grup w dziecinny sposób okazujących sprzeciw.

Ale nie stoję w kondukcie. Mam tylko swoje pytania i wątpliwości. Podejrzewam, że takich jak ja jest więcej. Może z tymi pytaniami i wątpliwościami jesteśmy razem?

485 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.