O moich kolegach

Na moim roku na Wydziale Wiedzy o Teatrze studia rozpoczęło, o ile mnie pamięć nie myli, 18 osób. Przyjęto ośmioro dziewcząt i 11 chłopaków (parytet płci chyba już nigdy na Wydziale niepowtórzony). Byli to w kolejności alfabetycznej: Natalia Adaszyńska, Darek Bochniak, Agnieszka Celeda, Monika Czuba, Piotrek Gałecki, Czarek Gmyz, Jacek Hołody, Igor Janke, Tadek Kornaś, Joanna Kuryłko, Marcin Kydryński, Agnieszka Lipiec, Małgosia Matuszewicz (obecnie Piekut), Tomek Mościcki, Darek Wieromiejczyk, Ela Wrotnowska, Marek Zagańczyk. Potem w trakcie studiów dołączali do nas koledzy ze starszych roczników, m.in. Edyta Smyrska (obecnie Kubikowska), Kasia Śliwonik, Halina Guryn, Agnieszka Czuraj, Anna Samborska, Irek Dobrowolski. Spisuję te nazwiska i myślę: ależ to fantastyczna była drużyna! Z powodu mojej manii kibica futbolu tylko takie przychodzi mi do głowy porównanie: byliśmy jak orły Górskiego, jak srebrna drużyna z 1974 roku. Indywidualne talenty, zawodnicy na każdą pozycję, którzy umieli stworzyć kolektyw. Nie wiem, czy mam bardzo dużo szczęścia w życiu, ale fakt, że w 1986 roku spotkałem się z tymi wszystkimi osobami, mogłem z nimi być w grupie, zaliczam do wydarzeń wyjątkowo fortunnych, nadzwyczajnych, jak to się mówi: brzemiennych w skutki.

A dlaczego zeszło mi na takie wyznania? Ano dlatego, że wczoraj się spotkaliśmy. Nie było to pierwsze nasze spotkanie od ukończenia studiów. Już mieliśmy okazję się zebrać bodaj pięć lat temu. Oczywiście tego typu spotkania w pewnym wieku stają się towarzyską konwencją. Ale myślę też, że nie udają się one, jeśli ludzie nie mają chęci się spotkać. A my mieliśmy. A mieliśmy, bo po prostu się lubimy. Nasze losy różnie się ułożyły, poszliśmy w różnych kierunkach, choć trzeba powiedzieć, że w swoich dziedzinach koledzy mają niebagatelne osiągnięcia: są redaktorami pism, znanymi dziennikarzami, publicystami, krytykami, dyrektorami, zajmują się reżyserią, pracują w ważnych instytucjach takich lub innych. A co więcej jestem przekonany, że nie powiedzieli ostatniego słowa. Że jeszcze wiele przed nami. Jeszcze butów na kołku nie zawiesiliśmy. Interesujemy się tym, co robimy, mamy siebie na oku, w razie czego możemy liczyć na wzajemną pomoc. W trakcie wczorajszego spotkania, które trwało i trwało, ale jakoś ani na moment nie wkradła się nuda, pojawił się temat, który życie przyniosło: dzieci. Z dzieci też by można już niezłą drużynę piłkarską zmontować, choć tu rozstrzał wieku jest znaczny. Dzieci kolegów chodzą bowiem do przedszkola, idą do komunii, są gimnazjalistami lub licealistami, ale też już wyjechały na studia za granicę. Tylko patrzeć, a ktoś z kolegów zostanie dziadkiem.

Patrzyłem na koleżanki i bardzo mi się podobały. Słuchałem kolegów i cieszyłem się ich błyskotliwym dowcipem. Jednego mi tylko żal: miałem wielką chęć podczas tego spotkania zadzwonić do Jerzego Koeniga i opowiedzieć mu o wszystkim. No ale akurat tego nie mogłem zrobić.

1 073 odwiedzin

4 Comments

  1. Najważniejszy jest kapitan. Dobry duch drużyny. Za wszystko co zrobiłeś, bardzo dziękujemy, Wojtku. Jesteś dla nas jak Paolo Maldini. Im starszy tym lepszy. Ważny był też trener, tego akurat już nie ma, ale ciągle gramy dla niego. W różnych kubach i jednej reprezentacji – Giorgio Maggiore

    Reply

  2. Dziękuję za miłe wpisy. Ja jako Paolo Maldini? Jednak nie jestem taki przystojny. Może bardziej Mirosław Bulzacki? – też obrońca. Grał na Wembley.Ale teraz się zorientowałem, że napisałem, że było nas 18 – ośmioro dziewcząt i 11 chłopaków. Jako żywo 8+11 to jest 19. Porachowałem jeszcze raz dziewczęta i wyszło, że w składzie wyjściowym było ich siedem. „Majcherek, ty nie masz matematycznych nawyków” – mawiał mój nauczyciel od matematyki w liceum.

    Reply

  3. Zawsze pięknie mówiłeś i pisałeś o ludziach, takie masz umiejętności przyjemne i rzadkie. A z tym Bulzackim to chyba jednak przesadna skromność…

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.