Grażyna, Obserwator

Kupiłem ostatnio jednocześnie dwie powieści, które napisali moi koledzy. Gdyby autorami nie byli moi koledzy, prawdopodobnie nie kupiłbym tych książek. Nie mam wśród znajomych zbyt wielu powieściopisarzy. Gdy koledzy wydają dysertacje naukowe, fakt ten budzi moje uznanie, ale nie wywołuje drżenia serca. Ale napisanie i opublikowanie powieści, która liczy trzysta kilkadziesiąt stron, jest osiągnięciem naprawdę niebagatelnym. Nie mówię przy tym o pisaniu prozy, której nikt poza autorem nie jest w stanie zrozumieć. W podziw wprawiają mnie powieści, które mają historię, bohaterów, dialogi, tło obyczajowe i czasami nawet opisy przyrody. Takie powieści napisali moi koledzy, w tym jedną – koleżanka.

Grażyna Plebanek jest już nawet znaną i popularną autorką. Nielegalne związki – bynajmniej nie są jej debiutem powieściopisarskim. Grażynę poznałem prawie 20 lat temu w redakcji Obserwatora Codziennego. Była to gazeta, którą finansował Wiktor Kubiak – znany przede wszystkim z tego, że wyprodukował musical Metro i chciał kupić Teatr Dramatyczny. Nieudana wyprawa Metra na podbój Broadwayu przyczyniła się pośrednio do zamknięcia dziennika. Żywot jego był zresztą krótki – ukazywał się może trzy miesiące. Ale przygotowania do wypuszczenia na rynek trwały wiele miesięcy. Do redakcji wciągnęła mnie Kasia Gruszczyńska, która była szefową działu kultury. W dziale znalazło się sporo niebanalnych osób, wśród których była właśnie Grażyna. Niebanalność w jej przypadku obejmowała przymioty umysłu i urody. Ale na szczęście nie kolidowały one ze zwykłą sympatycznością jej usposobienia.

Ten epizod w Obserwatorze wspominam z ambiwalencją uczuć. Z jednej bowiem strony pracy towarzyszyły ogromne nadzieje, że oto powstaje coś bardzo wartościowego. Gazeta była poważna, miała ambicje konkurowania z Wyborczą. Jej charakterystyczny, elegancki layout stworzył zmarły niedawno Jacek Królak. Nauczyłem się w niej paru rzeczy, przede wszystkim obsługi komputera. Jak również poznałem tajniki dziennikarskiego warsztatu, które Kasia Gruszczyńska wpajała nam niczym Napoleon rozkazujący swoim marszałkom. Na przykład: jak ważny w tekście jest lead. Jeśli lead jest słaby, to nikt tekstu nie przeczyta. Te pierwsze dwa, trzy zdania artykułu, które w druku były wytłuszczane, spędzały mi sen z powiek. Do dziś mam odruch analizowania leadów w gazetach.

Jednak cała ta robota poszła na marne. Jakiś nagromadzony potencjał wyleciał jak powietrze z przebitej dętki. A może niezupełnie wszystko się zmarnowało? Gros ludzi tworzących Obserwatora trafiło do innych redakcji. Oczywiście część przejęła Gazeta Wyborcza. Ale w wielu miejscach widuję kolegów z Obserwatora. Grażynę jakiś czas temu spotkałem na Woronicza, przyszła udzielać wywiadu jako znana pisarka.

Nielegalne związki czyta się bez znużenia. Przesadą jest reklamowanie powieści ze względu na śmiałą erotykę. Faceci, którzy dadzą się nabrać na ten chwyt promocyjny, mogą poczuć się zdezorientowani. Nie dlatego, żeby „momentów” nie było. Zdrowe czy niezdrowe podniety ustępują jednak temu, co najgorsze przy czytaniu książek – myśleniu o własnym życiu.

596 odwiedzin

One Comment

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.