Dziady, czyli Halloween w Poznaniu

Gdybym był recenzentem teatralnym popularnej gazety (jeśli gazeta ta w ogóle zamieszczałaby recenzje teatralne), to napisałbym z emfazą, że takich Dziadów jeszcze w polskim teatrze nie było. I sam opis przedstawienia bez jego oglądania mógłby doprowadzić do palpitacji wrażliwe serca i umysły. Bo wystawcie sobie, że w tych Dziadach wszystko jest amerykańskie. Żadnej Litwy, ani więzienia u bazylianów, ani salonu warszawskiego. Do dedykacji Mickiewicza, która rozpoczyna spektakl dopisane są nowe nazwiska m.in.: Martina Luthera Kinga i Johna F. Kennedy. A potem na scenie pojawia się cała galeria figur amerykańskiej pop-kultury, które mówią tekstami bohaterów Dziadów. Guślarz to Joker, który animuje całe widowisko. Dziewica zjawia się pod postacią Merylin Monroe i wentylator tak samo podwiewa jej białą sukienkę. Rózia i Józio to blade bliźnięta ze Lśnienia Kubricka. Zły Pan to liliput w stroju właściciela niewolników z Południa. Dwór Senatora zamaskowany jest jak członkowie Ku-Klux-Klanu. Pani Rollison wcieliła się w murzyńską mamkę z Przeminęło z wiatrem. Są jeszcze inne czarnoskóre postaci jako chór ptaków nocnych. Ale też scenicznej akcji towarzyszy sisters-trio, które śpiewa musicalowe przeboje. Chłopcy grają w koszykówkę, kupują coca-colę z automatu. No i jeszcze jest Ksiądz Piotr, który jeździ sparaliżowany na wózku jak Stephen Hawking. A Gustaw-Konrad? Gustaw jest zarośniętym hipisem. Konrada właściwie nie ma. Wielką Improwizację wygłasza z offu Gustaw Holoubek (wersja z Lawy Konwickiego). Na finał spektaklu śpiewa John Lennon.
Jeśli żyliśmy w przekonaniu, że Dziady, jak i cały nasz romantyzm jest nieprzetłumaczalny na inne kultury, to inscenizacja Mickiewiczowskiego dzieła, przygotowana przez Radosława Rychcika w Teatrze Nowym w Poznaniu, obala z hukiem ten przesąd. Dziady mogą bowiem być zrozumiałe jako głos w obronie uniwersalnych praw człowieka – wolności, równości, sprawiedliwości, pochwałę tych, którzy podjęli walkę o te wartości (w przedstawieniu wygłoszona jest przemowa Martina Luthera Kinga) i sprzeciw wobec tych, którzy szlachetne ideały niszczą.
Zapytacie pewnie, czy ja kpię, czy o drogę pytam? Otóż powiem z całkowitą powagą: Dziady Rychcika gwałcą moje poczucie sensu, ale czuję jednocześnie, że podczas oglądania tego widowiska ujawnił się u mnie syndrom sztokholmski, który, jak wiadomo, oznacza, że ofiara nabiera sympatii do swojego prześladowcy. Ta inscenizacja jest tak odjechana, odklejona i rąbnięta, że człowiek patrzy z rozdziawioną gębą. Nawet niektóre sceny pozostają żywo w pamięci np. gdy naga gromada studentów-niewolników kuląc się z zimna lub strachu zaczyna śpiewać Zemsta, zemsta na wroga, a pieśń przeradza się w tradycyjny gospel.
Jeśli rzeczywiście prawdą jest, że mamy takie Dziady, na jakie sobie zasłużyliśmy, to nie wiem w istocie, czy spektakl Rychcika dowodzi, że całkowicie zwariowaliśmy, a może w tym szaleństwie jest jakaś metoda?

1 601 odwiedzin

9 Comments

  1. O nie, Gustaw-Konrad to nie jest prosty hipis, to Charles Manson. Finał naśladuje „Django”. Gdyby Quentin Tarantino nie miał talentu i inteligencji, i nie kręcił filmów tylko reżyserował przedstawienia teatralne, to skutki byłyby takie jak w Poznaniu.

    Reply

    • Na skojarzenie z Mansonem nie wpadłem. Tarantino na pewno patronuje tej zabawie. A od skutków może ważniejsze są przyczyny i chyba nie decyzdują o nich różnice talentów reżysera filmowego i teatralnego. Pozdrawiam serdecznie

      Reply

  2. Metoda jest. Po co Pan zatem pyta. Spektakl wspaniały. A Pan kroczek w liewo, kroczek w prawo, wpieriod i w tył. Wstyd.

    Reply

  3. Proszę najpierw obejrzeć, wtedy porozmawiamy. Opierać się na recenzjach, zwłaszcza gdy samemu jest się krytykiem, szkodzi zdrowiu i zagraża sensowi wypowiedzi.

    Reply

    • Ale co mam obejrzeć? Spektakl? Przecież widziałem. Widzę również, że Pan jest w złym humorze. To też szkodzi zdrowiu. Proszę więc przyjąć najlepsze życzenia jako dowód nieprzemijającej sympatii.

      Reply

  4. Ja? W złym humorze? Jowialski jestem. Zdrowy sen, to mój obyczaj na kiepskich spektaklach. Życzenia przyjmuję i odzwierciedlam. Relacje z teatrów także. Może widział Pan Wenus w golfie z Krakowa albo i różowy balet Towiańczyków nadto? Ciekawam, co te paniusie wysmażyły.

    I niech co tam komu się święci w tych dniach

    sp

    Reply

    • Szanowny Panie, rad jestem, że humor Panu dopisuje. Zdrowego snu na kiepskich spektaklach zazdroszczę. Bardzo bym chciał przysnąć na „Towiańczykach”. Na relacje z teatrów jednak muszę uważać, bo ostatnio jeden ważny dyrektor obraził się, że pozwalam sobie na skrobanie recenzyjek. A ja uważam, że to, jak mawiała Pani Jowialska: figle, figle. Kreślę się z szacunkiem.

      Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.