Na co iść do teatru?

Spotkałem się z moimi kolegami z liceum. Te spotkania są całkiem sympatyczne, ponieważ koledzy niespecjalnie się zmienili od czasów matury, a więc od blisko ćwierćwiecza. Owszem, trochę posiwieli i wyłysieli, ale usposobienia im się nie zmieniły. Nawet żony i dzieci nie przewróciły im w głowach. Koledzy poszli w zupełnie innym kierunku niż ja. Na ogół pracują w branży bankowo-ubezpieczeniowej. Zatem nieźle im się powodzi (P. właśnie wybiera się z rodziną na ferie na Wyspę Goa. Czy kiedy 25 lat temu ślęczał nad geografią, przez myśl mu przeszło, że kiedyś będzie wygrzewał się na tamtejszych plażach zimą?). Spotkania upływają zatem w

Czytaj dalej

Salinger

„Jeżeli rzeczywiście gotowi jesteście posłuchać tej historii, to pewnie najpierw chcielibyście się dowiedzieć, gdzie się urodziłem, jak spędziłem zasmarkane dzieciństwo, czym się zajmowali moi rodzice, co porabiali, zanim przyszedłem na świat, no i wszystkie tym podobne bzdury w guście Davida Coperfielda, ale ja wcale nie mam ochoty wdawać się w takie gadki, od razu wolę was szczerze uprzedzić. Po pierwsze nudzą mnie te kawałki, a po drugie moich staruszków krew by chyba zalała tam i z powrotem, gdybym coś napisał o ich sprawach osobistych.” Wielkie powieści zwykle poznaje się po pierwszym zdaniu. A ten początek Buszującego w zbożu jest jak

Czytaj dalej

Ania

    Co byście pomyśleli o młodej kobiecie na tym zdjęciu? Że to nieznana muza egzystencjalistów? Inne wcielenie Juliette Greco? A może to dla niej Seweryn K. napisał nieśmiertelnie sentymentalną frazę: Anna Maria smutną ma twarz, Anna Maria wciąż patrzy w dal… W istocie ma na imię Anna. Choć tak do niej nie mówię. Znam Anię od paru lat. Zobaczyłem dzisiaj to piękne zdjęcie (jako jedno z cyklu poświęconego kobietom), zrobione przez świetnego, zdaje się, fotografa i zamyśliłem się nad sztuką portretu fotograficznego. Otóż takiej Ani, jaką ujrzał fotograf, nigdy nie widziałem. Nie wiem zresztą, czy Anię taką, jaką widzę prawie

Czytaj dalej

Jacek Dobrowolski

Czasami wyrzucam sobie, że za dużo czasu poświęcam na czytanie gazet. Ale na przyzwyczajenia nie ma rady. Co gorsza w oko mi wpadają jakieś drobne doniesienia, które następnie bardzo angażują moje myśli. Oto w dzisiejszym stołecznym dodatku „Gazety Wyborczej” w rubryce  listów czytelników czytam wypowiedź podpisaną przez Jacka Dobrowolskiego. Wydaje mi się, że autora znam, jest to znakomity tłumacz z języka angielskiego, miłośnik i znawca sztuki, człowiek wielkiej elegancji i kultury, oryginał niezwykły. Myślę, że tylko on mógł oprotestować pomysł, aby dla uczczenia rocznicy Chopinowskiej odbył się w Domu Polonii tygodniowy maraton, w którym setka amatorów bezustannie grałaby utwory kompozytora.

Czytaj dalej

Hołówko

Z rozmowy z filozofem-etykiem Jackiem Hołówko w „Gazecie Wyborczej” parę cytatów: „Jeżeli ktoś nam mówi: im więcej swobody, więcej eksperymentów myślowych, więcej konfrontacji, tym lepiej – myli się. Bo im więcej konfrontacji, tym większy hałas na targu. Każdy plecie, co chce, nikogo nie warto słuchać, bo wszyscy tylko chcą, żebyśmy kupili ich towar, coraz podlejszej jakości. Musimy już przestać domagać się większej gamy wyborów i zażądać jakości”. (Ciekawe, że mówi to człowiek stawiający najwyżej doktrynę liberalną.) „Filozofia to wprowadzenie do życia duchowego – czego przeciwieństwem jest kultura masowa. W Polsce potrzebna jest filozofia w szkole i poważne dyskusje w prawdziwej

Czytaj dalej

Pawłowi Płoskiemu w odpowiedzi

Paweł Płoski w komentarzu do mojego wpisu o teatrze Krystyny Jandy poruszył kilka spraw, które domagają się polemiki z mojej strony. Paweł powiada: „Mnie jednak wystarczy, że większość tamtejszych produkcji jest na dobrym poziomie” i dodaje: „Wybitnym osiągnięciem Teatru Polonia jest to, że – trawestując Rymkiewicza – ugryzła w d… żubra, którym jest polski teatr. Pokazała, że teatr repertuarowy może mieć sens, może mieć dynamikę, że obok Boskiej można grać z powodzeniem Becketta czy Czechowa”.  Po części się zgadzam: niewątpliwie Polonia ma lepszy repertuar niż kilka teatrów warszawskich, które są dotowane przez miasto, a które mają właściwie stricte komercyjny charakter. 

Czytaj dalej

Ateneum

Lubię chodzić do Teatru Ateneum na premiery. Zwykle otrzymuję powiadomienia o nich telefonicznie, zawsze anonsowane „w imieniu dyrekcji”. Dyrekcja – w osobach jakże szacownych pań – z reguły wita gości w progu teatru, co jest miłym obyczajem. Na wczorajszej premierze Skiza nastąpiła pewna odmiana w stosunku do wcześniejszych zwyczajów – zaproszenia odbierało się od damy tak lekko ubranej, że mogło to budzić niepokój o stan jej płuc narażonych na powiewy mroźnego powietrza, które wlatywały do teatru wraz z kolejnymi wchodzącymi widzami. Miejmy nadzieję, że jej piersi nie musi dzisiaj osłuchiwać żaden lekarz. Lubię chodzić na premiery do Teatru Ateneum, ponieważ

Czytaj dalej

Janda

Nie zważając na mróz siarczysty poszedłem wczoraj do nowo otwartego Och-Teatru. Mam pewien sentyment do tego miejsca, bo kiedyś dawno było tam moje, by tak rzec, kino parafialne. I w nim właśnie widziałem np. Gwiezdne wojny. Nie zaglądałem jednak do kina Ochota już chyba od 30 lat. Zdaje się, że już od dawna nie były w nim wyświetlane filmy. Z zadowoleniem przyjąłem fakt, że kino na teatr zamieniła Krystyna Janda z córką. Mówiło się kiedyś, że kino zabije teatr, a tu proszę – w Warszawie to już chyba czwarta czy piąta sala kinowa, która oddała się teatrowi (Polonia, Bajka, Kapitol).

Czytaj dalej

Flaszen

Z rozmowy Tadeusza Sobolewskiego z Ludwikiem Flaszenem parę ciekawych cytatów: „W 1981 roku w rozmowie z moją angielską stażystką Jennifer Kumiegą, późniejszą autorką jednej z najlepszych monografii o Grotowskim, zadałem jej – i sobie – takie pytanie: Kto zabił w Polsce teatr? Odpowiedź brzmiała: Papież, podczas swojej wizyty w kraju. Kiedy spotykał się z ludźmi, z setkami tysięcy ludzi – były to spotkania rzeczywiste! Wielkie obrzędy społeczno-religijne. I papież był wspaniałym protagonistą dramatu, a tłum greckim chórem. Jeśli po czymś takim idziesz do teatru, widzisz, że to jest zupełne nic – fikcja, wyblakły cień. Teatr historii jest mocniejszy…” „Kiedy panuje

Czytaj dalej

„Wymazywanie” po latach

Obejrzałem ponownie „Wymazywanie”. Nie pamiętam, czy spektakl widziałem na premierze, czy po niej, ale musiało to być w 2001 roku. A więc minęło prawie 9 lat. Właściwie cała pierwsza dekada nowego wieku. To ciekawe doświadczenie: oglądać tak świetne przedstawienie po tak długiej przerwie. Z jednej strony spektakl tkwi nadal w dawnej świadomości, jest ustawiony w kolejce zapamiętanych przedstawień na swoim już dalszym miejscu. Ale jednocześnie wydobywa się z pamięci na nowo i przecież trudno udawać, że się odbywa jakąś podróż w czasie i ogląda tamten spektakl sprzed lat. Tym bardziej że zaszły w nim zmiany aktorskie. Marka Walczewskiego w roli

Czytaj dalej