Trzy kawałki o Wigilii

Z książek, które czytałem w tym roku przepisuję fragmenty poświęcone Wigilii:

„Teatry Warszawy 1939. Kronika” Tomasza Mościckiego:

„Niedziela, 24 XII 1939 r.Wieczór wigilijny w Cafe Clubie. Około 50 osób ze świata artystycznego – oprócz zaproszonych gości. Prawie cały zespół Jaracza: – ludzie swobodni, naturalni, bohema artystyczna, wolna od mieszczańskiej maniery. Nastrój nierówny, maskowana uśmiechem nerwowość, zdradzająca dokuczliwą świadomość klęski, o której się nie mówi, ale o której ani na chwilę naprawdę zapomnieć się nie da. Wieczerza wigilijna – nie bez wódki. Jaracz nie pije. Komuś dziwiącemu się tłumaczy po prostu, że od pierwszego dnia okupacji poprzysiągł sobie, że nie weźmie wódki do ust póki nie będzie końca temu wszystkiemu. (…) Gdy się go słucha, pojmuje się, że jest nie tylko wielkim artystą, ale i mądrym, dojrzałym człowiekiem, który przemyślał wiele. (Aniela Kowalska, Jaracz o sobie i o teatrze [w:] Edward Krasiński, Stefan Jaracz, Warszawa 1983, s. 468)”.

„Godot i jego cień” Antoniego Libery:

„Wigilia wypadała tego roku w sobotę. Miałem ją pierwszy raz w życiu spędzić nie tylko z dala od rodzinnego domu, lecz w ogóle poza krajem. Nie było to jednak dla mnie jakimś dotkliwym problemem. Nie należałem do żadnej wspólnoty religijnej, więc nie przywiązywałem do świąt większego znaczenia. Dla samej tradycji zaś miałem stosunek sceptyczny. Można nawet powiedzieć, że źle znosiłem święta, czułem się w tym okresie bardziej wyobcowany. Dlatego też perspektywa spędzenia ich inaczej, czyli bez odprawiania tych wszystkich rytuałów, które w moim wypadku były w dodatku puste, nie tylko mi nie ciążyła, ale wręcz stanowiła podniecające wyzwanie. C h c i a ł e m wyłączyć się z tego, nie brać w niczym udziału, „zobaczyć, jak to jest” n i e  m i e ć nigdzie wigilii i nie obchodzić świąt”. Rzecz się dzieje w Londynie w latach 70. I co robi Libera w tę samotną Wigilię? Wybiera się na spacer śladem miejsc z Beckettowskiej prozy.

„Chamowo” Mirona Białoszewskiego:

„Wigilia [1975 roku – przyp.mój]. Miałem przykre sny. Różni bliscy z całego życia po kolei uciekali ode mnie. Przebudziłem się o ósmej wieczorem. Najadłem się jajek na twardo, sera, mleka. Wtedy się rozbudziłem i zachciało mi się wyjść. Pogoda listopadowa. Na przystanku kupa ludzi. Wiem, że to może nic nie znaczy. Ruszam na piechotę. Na moście mijają mnie jednak dwa autobusy. No trudno. Idę dalej. Wiatr wlatuje w uszy. Bolą. Może wrócić? Idę.” Białoszewski zachodzi oczywiście do Jadwigi, gdzie wymienia jej przepaloną żarówkę w lampce. „Za chwilę jest światło. Gosposia cały czas śpi, choć wcześnie. Idziemy z kawą, herbatą do pokoju Jadwigi.

– Wiesz, mój dom cichy, zupełnie, przyczaił się.

– No, takie duże zwierzę.”

518 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.