Guma

  

Wuj ze Szczecina, który przyjechał na święta do rodziców, już na wstępie wizyty oświadczył, że chce zobaczyć pomnik Gumy. Prawdę mówiąc nie wiedziałem, o co i o kogo chodzi. Okazuje się, że jest to nowa atrakcja starej Pragi – rzeźba przedstawiająca miejscowego menela, autorstwa Pawła Althamera. Dlaczego wuj nie chciał zobaczyć feerii świateł na Trakcie Królewskim, ani budowy Stadionu Narodowego (choć jest inżynierem budowlańcem), ani nawet Muzeum Powstania Warszawskiego, lecz zapragnął zrobić sobie zdjęcie z Gumą – niech to pozostanie tajemnicą jego duszy. Życzenie spełniłem, zawiozłem wuja na ulicę Stalową i tam Gumę obejrzeliśmy.

O okolicznościach powstania pomnika dowiedziałem się z wywiadu z Andrzejem Orłowskim, tzw. streetworkerem, który pracuje na Pradze z trudną młodzieżą. To on, zdaje się, całą sprawę zainicjował, wciągnął kilku podopiecznych i pozyskał Althamera. „Chłopcy zadecydowali, że to ma być Guma, i to jest szczere. Wolę taki pomnik niż mdły, który wszyscy będą lubili. Wiem, że dla niektórych może być nawet obraźliwy. Ale spełnia swoją funkcję, bo przyciąga uwagę do dzielnicy. Wciąż stoi, a przecież mogli go spalić. W mroźne dni założyli mu nawet czapkę i podbity futrem kaptur. Klepią po ramieniu: „Cześć, Guma!”. Spotykają się przy nim,dyskutują. Niech ludzie mówią o tym, jak tu jest, że nie chcą tak żyć. Niech się tego nie wstydzą. Pomnik stawia się na ogół komuś zasłużonemu. Ale w Gumie też można dostrzec coś więcej niż tylko alkoholika. Był taki moment podczas odsłonięcia pomnika, gdy się mieszkańcy pokłócili, gorączkowali się: „A co on zrobił dobrego?”. I wtedy jakiś koleś ze Stalowej krzyknął: „A co on, k…,zrobił złego, żeby mu takiego pomnika nie postawić?”.

Guma nie dożył odsłonięcia swojego pomnika. Ale w całej tej sprawie najciekawszy nie jest on sam, ani chłopcy, którzy pewnie pójdą w jego ślady, ani artysta Althamer, który dopisze to „dzieło” do swojej kolekcji zaangażowanych społecznie przedsięwzięć artystycznych. Najciekawszy jest ten młody facet, który chodzi po tych praskich podwórkach i próbuje dotrzeć do ludzi, którzy potrzebują jakiegoś zainteresowania. Sztuka usiłująca się nimi zająć (a są o tym filmy, książki, nawet przedstawienia teatralne) na ogół epatują odbiorcę, który omija z daleka te okropne miejsca. A może dobrym bohaterem jest ten streetworker? O swojej pracy mówi bez egzaltacji, nie ukrywając też zwątpień: „W tej pracy trudno szybko zobaczyć pozytywne efekty i czasem dopada zmęczenie. Do delikatnych nie należę, więc trudno mnie dotknąć czy złamać. Ale czasem zwyczajnie trzeba sobie odpuścić, bo szkoda się poświęcać takim chłopcom, którzy wycisną z ciebie dużo energii, a i tak cię oleją”.

Nie wiem, co mi tak zeszło na ten temat. Czyżby odezwał się sentyment do serialu: „Stawiam na Tolka Banana”?

  

588 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.