Perahia

Jak człowiek o 16 ma przejechać przez miasto, to szlag go trafia. To oczywiście jest banalne uczucie. Ale tak bardzo się bałem, że nie zdążę na 17.  Założyłem godzinę na dojazd z  Woronicza do centrum, a o w pół do piątej stałem na Rakowieckiej. Kląłem i nawet jakiemuś biednemu kierowcy (nie był taki biedny, bo jechał w mercedesie) pokazałem gest uznany za obelżywy. Odwzajemnił się pukaniem w głowę. Normalny savoir vivre użytkowników dróg. Nie mogłem nie zdążyć na 17. W końcu błyskawiczna decyzja: zostawiam samochód i lecę do metra. Tłum w wagonie, ale przynajmniej jedziemy szybko do przodu. Słyszę jak jedna pani drugiej pani opowiada o dupie Szczepkowskiej. Ktoś obok miał otwartą gazetę na stronie z wielkim tytułem: „Dobijanie TVP Kultura”. Zwariować można, ale myślę sobie: tylko spokojnie.

Na szczęście zdążyłem. Za piętnaście piąta wszedłem do Filharmonii. Rano nie wiedziałem, że trafi mi się ta okazja. Spadła jak przysłowiowa gwiazdka. Zasiadłem w miłym towarzystwie w czwartym rzędzie. Kilka minut po 17-tej na scenę wyszedł Murray Perahia. Wydawało mi się ze zdjęć na okładkach płyt, że jest młodszy. Pianista usiadł do fortepianu i zaczął grać VI Partitę e-moll Bacha. I wraz z pierwszymi dźwiękami wszystko odpłynęło. Nerwy, wszelkie głupoty myśli i zły humor. Nie będę się mądrzył, że potrafię ocenić interpretacje Perahi. Po prostu lubię jak gra Bacha (w dalszej części recitalu wykonywał jeszcze sonatę Beethovena i oczywiście utwory Chopina). Przypomniało mi się, co kiedyś napisał Raszewski: „(…) nie potrafiłbym powiedzieć, dlaczego zetknięcie z pięknem wydaje mi się takie cenne. Zdaje mi się po prostu, że ma to na naszą psychikę dobroczynny wpływ”.

867 odwiedzin

2 Comments

  1. Zazdroszczę takich gwiazdek. Ja chyba dopiero teraz do filharmonii dojrzewam, a całkiem niedawno dojrzałam do opery, i okazało się, że rzeczywiście przynosi zbawienne ukojenie ;) Hm, pod warunkiem, że nie siedzi się na widowni w otoczeniu chrząkających i smarkających, a antrakty nie trwają ponad pół godziny. Po cóż robić dekoracje, których zmiana wymaga takich długich przerw?! to trzeba chyba nienawidzić widza…dla kogo w takim razie robi się spektakle?Tym pytaniem retorycznym pozdrawiam serdecznie i przedwiosennie

    Reply

    • W Filharmonii chyba ludzie najbardziej kaszlą. Jak tylko jest przerwa między częściami utworu natychmiast zaczyna się koncert chrząkania, kasłania, kaszlenia. Dźwięk zarzynanych zwierząt w filharmonii z „Rzeźni” Mrożka to jest nic w porównaniu z tymi ludzkimi odgłosami słabych piersi.Pozdrawiam

      Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.