Nasza klasa

Przeczytałem „Naszą klasę” Słobodzianka. Nawet dwa razy. Skończyłem za pierwszym razem i natychmiast zacząłem czytać drugi raz od początku. To bez wątpienia najlepsza sztuka Słobodzianka. Pewnie najważniejsza polska sztuka od… nie wiem, może „Do piachu” Różewicza? Najważniejsza w tym sensie, że ma odwagę zmierzenia się z jednym z najtrudniejszych naszych doświadczeń historycznych, nie oszczędzając zresztą nikogo. Słobodzianek pokazuje tragedię losów Polaków i Żydów, które związały się ze sobą w jakiś nierozerwalny splot miłości i nienawiści, winy i ofiary, zbrodni i wybawienia. W historii „naszej klasy” nic nie jest proste. Łotra stać na niezwykły gest szlachetności. Ofiara może się zamienić w bezwzględnego oprawcę i mściciela. A potem znów wszystko może się odwrócić. I dla nikogo nie ma szczęśliwego końca. Wszyscy mogą stwierdzić jak jeden z bohaterów: „przesraliśmy swoje życie” i zapytać: „Gdzie był Bóg?”.

„Nasza klasa” robi więc wrażenie, również z powodu formy dramaturgicznej, którą wybrał Słobodzianek, zbliżoną w niektórych elementach do tego, co pisał wcześniej, ale perfekcyjnie opracowaną. Sztukę czytałem jako swego rodzaju antymoralitet, w którym konkretne losy bohaterów urastają do doświadczeń szerzej rozpoznawalnych, ale w którym już nie ma tematu walki dobra ze złem. Tekst składa się nie ze scen, ale 14 lekcji (podtytuł sztuki brzmi: „Historia w XIV lekcjach”) – myślę, że Słobodzianek nieprzypadkowo obrał dokładnie taką liczbę, która odpowiada także stacjom drogi krzyżowej. Choć związek symboliczny, jeśli występuje, to w sposób nie narzucający się. Istotnym natomiast zabiegiem było stworzenia bohaterom sposobu mówienia w formie relacji, opowiadania o swoich przeżyciach, co może mieć wbrew pozorom również siłę teatralną.

Lektura dramatu rodzi jednak pytania. Jaki sztuka będzie miała odbiór blisko 10 lat po dyskusji dotyczącej Jedwabnego? Nie da się ukryć, że dyskusję tę wywołały książki Grossa, Bikont, tom materiałów wydany przez IPN, także film Agnieszki Arnold (Słobodzianek nie ukrywa zresztą, że publikacjami tymi się inspirował). W konfrontacji dokumentalistyki z utworem literackim ta pierwsza ma naturalną przewagę. Zwłaszcza przy tak dramatycznym temacie. Napisałem na początku, że „Nasza klasa” jest najważniejszą sztuką od „Do piachu”, choć mam świadomość, że dzieło Różewicza dotknęło nerwu społecznego o wiele mocniej, bo w sytuacji zmitologizowanej świadomości. Tymczasem sztuka Słobodzianka ukazuje się w momencie, gdy mity już zostały obalone. Oczywiście zawsze będzie odradzała się chęć, by je podtrzymywać, nawet wbrew prawdzie. Ale nikt nie może powiedzieć: nie wiedziałem, że to tak było. Nie znam jednak dramatu, który z tematem Jedwabnego by się w taki sposób zmierzył, choć w ostatniej dekadzie m.in. za sprawą Laboratorium Dramatu powstało trochę  tekstów o stosunkach polsko-żydowskich.

Przy czytaniu sztuki mimo wszystko nie mogłem odegnać wrażenia, że chciałbym bliżej poznać jej bohaterów. Wszyscy oni opowiadają o swoim życiu w sposób niebywale skrótowy, najbardziej dramatyczne wydarzenia sprowadzają się do szybkiej, lakonicznej relacji. Aż chciałoby się przy każdej niemal opowieści zatrzymać. Posłuchać również tego, co jest między słowami, spróbować odkryć, jakie kryją się emocje w tym, co niewypowiedziane. Jaka tam będzie prawda? Poznać ludzi, a nie figury losu. Na to Słobodzianek nie pozwala. Musiałby pewnie napisać zupełnie inną sztukę, „inną historię”.

 

551 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.