MP4

Jak mnie coś wzruszy
Od razu rzuca mi się na uszy.
Tak śpiewał w Opolu dawno temu Jerzy Stuhr. Mnie się rzucił na uszy spektakl studentów Akademii Teatralnej pt. MP4 w reżyserii Mariusza Benoit, grany na małej scenie Teatru Powszechnego. Może miałem akurat taki nastrój w ten wieczór, a może zawsze za serce chwyta młodość połączona z talentem. Ja nie jestem jakimś szczególnym miłośnikiem tzw. piosenki aktorskiej. Nigdy z tego powodu nie byłem we Wrocławiu. MP4 to tzw. dyplom muzyczny. Ma pokazać talenty wokalno-aktorskie studentów. Teatru w tym wielkiego nie ma. Nawet można odnieść wrażenie, że celowo rzecz potraktowano z pewną swobodą inscenizacyjną, tak jakbyśmy byli świadkami dopiero przymiarki do spektaklu. Młodzi siedzą na scenie gdzieś po bokach, wychodzą do swoich solówek, pozostali wtedy się przysłuchują. Z tyłu wyświetlane są jakieś projekcje, ale raz są, raz ich nie ma. A repertuar to również składanka rozmaitości, słyszymy i klasykę francuskiej piosenki, i kawałek z Cabaretu, i coś z repertuaru Grechuty, Osieckiej, Kofty, a także numery Renaty Przemyk i Karpiela-Bułecki. I rzeczy do śmiechu, i czystą lirykę. Może w innym przypadku ta dezynwoltura mogłaby drażnić. Ale tu wszystko usprawiedliwia jedno: ta grupka dziewczyn i chłopaków śpiewa tak, że chce się ich słuchać i oglądać. Oni po prostu wyśpiewują, co im w duszy gra. A robią to z wdziękiem, uczuciem, bez maniery. Jak śpiewa Paulina Korthalas, a z nią razem cały zespół w piosence z muzyką Leopolda Kozłowskiego:
Płyń, płyń pieśni moja płyń…
Dziewczynie, która śpiewa ładniej jest.
Dziewczyny w tym śpiewie są bardzo ładne. Mam w oczach i uszach Paulinę Komendę, która wykonuje stary, cudowny szlagier Dalidy Gigi L’Amoroso. Maria Pawłowska odważnie mierzy się z Milord Edith Piaf, śpiewając tę pieśń z pasją w oryginale. Podobnie Katarzyna Hołtra po polsku Nie opuszczaj mnie Brela. A jeszcze swoje numery mają Monika Janeczek i Aleksandra Radwan. Od dziewczyn nie są gorsi chłopcy. Krzysztof Szczepaniak kradnie koleżankom i kolegom występ, ale jak wiadomo na scenie nie ma sprawiedliwości. Mateusz Weber, Piotr Piksa i Adam Fidusiewicz swoich talentów jednak nie muszą kryć.
Dobry spektakl dyplomowy zawsze sprawia radość, ponieważ na naszych oczach rodzi się nadzieja. Młodzi aktorzy objawiają swoje zdolności, wierzą, że coś niezwykłego przed nimi się otwiera. Ale ten czysty entuzjazm pierwszego występu już tak łatwo się nie powtórzy. Losy tej dziesiątki pozostają niewiadomą. Na korytarzu Akademii Teatralnej wiszą w gablotach listy absolwentów kolejnych roczników – ta lektura może wywołać ambiwalencję uczuć. Bo miło odnajdować znane nazwiska, ale ile z nich gdzieś poginęło. Rocznik aktorski, z którym równolegle studiowałem, uchodził za bardzo zdolny. Zrobili z Mają Komorowską fajny dyplom wg tekstów Czechowa Teraz ja (chyba nawet został przeniesiony do telewizji). Gwiazdą tego roku był Artur Żmijewski. I gwiazdą wciąż jest. Z powodzeniem grają Tomek Sapryk i Sławek Pacek. Agnieszka Glińska – wiadomo, stała się cenioną reżyserką. Ale zawód chyba porzucił Paweł Bawolec. Podobnie Agnieszka Śpiewakówna. Joasia Tymrakiewicz-Hofman zajęła się pracą dyplomatyczną, jeszcze niedawno była ambasadorem Polski w Finlandii. Zniknął gdzieś Grzesio Klein. Bardzo zdolny Maciek Ćwik zaraz po studiach trafił do Teatru Współczesnego, a potem wyjechał z Warszawy. Spotkałem go kiedyś w Wałbrzychu, gdy jeszcze dyrektorował tam Wowo Bielicki. Maciek opowiadał, że jest zadowolony, bo gra dużo i główne role. Niedługo potem dowiedziałem się, że popełnił samobójstwo. Nie widuję Ewy Kobus. Madzia Gnatowska mignęła mi w ostatnim odcinku Na dobre i na złe. A Agnieszka Suchora, której wdzięk, dowcip i inteligencja czyniły na mnie niemałe wrażenie, bardziej niż w aktorstwie realizuje się jako projektantka wnętrz i w tej dziedzinie odnosi sukcesy. Tak więc po 22 latach od zakończenia studiów ta grupa dzieli zapewne normalny los aktorów, z których jednym się powiodło, drugim trochę mniej, a jeszcze innym w zawodzie się nie udało.
Ale studentom Mariusza Benoit, którzy tak fajnie wyśpiewali swój pierwszy spektakl na dorosłej scenie, wypada życzyć, by swoim występem cieszyli siebie i swoich widzów jak najdłużej. Co będzie później – teraz się nie martwmy. Idźcie ich zobaczyć i posłuchać, bo warto.

1 734 odwiedzin

4 Comments

  1. Przepraszam, znowu nie mogę się powstrzymać od komentarza…
    Panią Magdalenę Gnatowską było też widać w „wyklętym” „Pokłosiu”.

    Pozdrawiam :)

    Reply

    • Nie ma za co przepraszać, komentarze są mile widziane. „Pokłosia” jeszcze nie widziałem, ale Magdę rzeczywiście tu i ówdzie można zobaczyć – i na ekranie, i na scenie również. Pozdrawiam

      Reply

  2. Ech, Panie Wojciechu,
    gdyby ujrzał Pan przed oczyma duszy swojej dyplom z piosenki pod kierunkiem profesora Bardiniego, żałowałby Pan, że tak późno się urodził. I polubiłby Pan piosenkę aktorską, co dziś jest niemożliwe, bo takiej żyrafy zwłaszcza na PPM ani nigdzie indziej nie ma.

    Przepraszam, ale staremu łza się w oku kręci

    Reply

    • No tak, czasami trudno mówić o łasce późnego urodzenia. Swoją drogą w przyszłym roku minie chyba stulecie urodzin Bardiniego. Może jego pamiętniki mogłyby się wtedy ukazać? Co Pan o tym sądzi? Kreślę się z szacunkiem.

      Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.