Czarny anioł

Książkę o Ewie Demarczyk czyta się z zaciekawieniem, choć również z poczuciem, że ta ciekawość się nie zaspokaja. Bo owszem, dowiadujemy się o różnych historiach życiowych artystki, opowiadanych przez mniej lub bardziej bliskie osoby (choć ważni są także ci, którzy odmówili wywiadu), ale właściwie bez odpowiedzi pozostaje najprostsze pytanie: kim była Ewa Demarczyk? I co sprawiło, że była tym, kim była?
Autorki Czarnego anioła w niewielkim stopniu zgłębiają naturę sztuki ich bohaterki. Mamy jakieś opisy zachowania Demarczyk na scenie, jej ogromnych wymagań koncertowych, anegdoty, ciekawostki, ale brakuje istotniejszej refleksji o repertuarze pieśniarki. Jeśli w pewnym momencie jej występy zaczęły odbywać się pod szyldem: Teatr Ewy Demarczyk, to przecież nie chodziło tylko o kwestie instytucjonalno-organizacyjne. Ta nazwa określała charakter sztuki, którą Demarczyk uprawiała, jej silną kreację. Czarne fortepiany i w ogóle wszystko czarne na scenie było tylko zewnętrznym znakiem. A co się kryło pod nim? Może taka prosta prawda, którą wypowiedziała jakaś kobieta po koncercie: „Dziękuję pani, bo wie pani, każdy w życiu ma swój Tomaszów”.
W przypadku Demarczyk niesamowite jest również to, że jej dzieło jest tak bardzo skromne, jeśli określić je miarą np. wydanych płyt. Blisko 40 lat działalności i dwie płyty (plus jeszcze jedna rosyjska)! Ile ona właściwie miała utworów w całym swoim repertuarze? Być może kiedyś będą mogły ukazać się nagrania koncertowe, w końcu to koncerty były istotą twórczości Demarczyk.
Miałem okazję być tylko jeden jedyny raz na jej występie. Było to w 87 albo w 88 roku w Dąbrowie Górniczej przy okazji odbywających się tam Barbórkowych Spotkań Teatralnych. Z dzisiejszej perspektywy czuję, jak bardzo była to szczęśliwa możliwość.
Być może nie da się odpowiedzieć na pytanie: kim była Ewa Demarczyk? Nie tylko dlatego, że artystka przecież żyje, choć jej nieobecność, milczenie jest tak bardzo tajemnicze i dodatkowo buduje legendę. Prawdopodobnie nie sposób wyjaśnić dlaczego geniusz jest geniuszem.

779 odwiedzin

One Comment

  1. Cieszę się bardzo, że blog czynny. Także i mnie zdarzyło się raz, szczęśliwie, wysłuchać koncertu Ewy Demarczyk. W nabitym bo brzegi teatrze. To był swoisty spektakl, po którym artystka ani razu nie wyszła do owacyjnych oklaskujących ją słuchaczy.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.