Toskania

Nad naszym morzem przeczytałem książkę Ferenca Mate o Toskanii. Jest to jedna z wielu książek, które można ustawić na półce z toskanaliami (czy jest takie słowo? jeśli nie ma, to je właśnie wymyśliłem). Ta półka rośnie, ponieważ moda na Toskanię chyba nie mija. Wielu znajomych w Toskanii było, niektórzy właśnie są, inni się tam jeszcze wybierają. Mam też swoje doświadczenia i wspomnienia z Toskanią związane, ale nie będę się teraz z nich zwierzał. Książki takie jak Matego albo Frances Mayes kogoś, kto nie był w Toskanii, mogą znudzić, a nawet zirytować. Mate przez wiele stron najpierw opisuje jak szuka domu

Czytaj dalej

Czy wziąłbyś udział w Powstaniu?

Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego budzi we mnie ambiwaletne odczucia. A na pewno jej obchody. Z lekkim przerażeniem patrzę, jak mitologię Powstania przejmuje pop-kultura. Komiksy, płyty rockowe, rekonstrukcje walk, gadżety – wszystko niby adresowane do młodzieży w słusznej sprawie podtrzymywania pamięci. Nad morzem mogłem obserwować kilkuletnich chłopców, którzy z plastikowymi karabinami bawili się w powstańców, ponieważ byli zafascynowani jakimś komiksem o Powstaniu. Ich rodzice powiedzieli, że chłopcy i tak niczego innego nie czytają, więc chociaż dobrze że ten komiks… Do szału doprowadzają mnie durnowaci dziennikarze, którzy w telewizji i w radiu zadają nastolatkom pytanie: czy wziąłbyś udział w Powstaniu? I młodzi

Czytaj dalej

Człowiek z udaru

Siedzę sobie na plaży. Biedronki atakują, ale niezrażony przeglądam gazetę. A tu patrzę w „Dużym Formacie” wywiad z Radkiem Krawczykiem. Radka znam, bo jest młodszym kolegą z Wiedzy o Teatrze, ale przede wszystkim towarzyszem od oglądania meczów piłkarskich. W wywiadzie opowiada o swoje chorobie – trzy lata temu dostał udaru mózgu, wydawało się, że nie wyjdzie z tego. Już odbywały się msze w jego intencji, bo lekarze rozkładali ręce. Mówili, że nawet jeśli przeżyje, to grozi mu życie warzywa. Ale stał się cud i Radek wrócił do normalnego życia, do swojej rodziny, żony Ani i fajnych dzieci. Od roku przygotowuje

Czytaj dalej

Dworzec dla dwojga

Obejrzałem ten film na DVD, pierwszy raz od dwudziestu paru lat. Pamiętam, że mi się już wtedy podobał. W nieco sentymentalny romans pianisty i kelnerki z dworcowego bufetu wpisany został kawałek sowieckiej rzeczywistości, nawet z łagrem. Wzruszająca wciąż jest scena finałowa, gdy oboje biegną w zimowym pejzażu, aby zdążyć na apel (pianista dostał przepustkę na 12 godzin, by spotkać się z żoną), bo spóźnienie będzie traktowane jak ucieczka. Zimowe słońce wschodzi nad łagrem i kobieta woła: jak pięknie! Śmieszne są te drobne obserwacje życia sowieckiego. „Towarzyszu pianisto” – zwraca się milicjant. Afrik Simone oglądany z pierwszych kaset video. „Ekspries obied”

Czytaj dalej

Przegrodzki

I znowu umarł aktor. To lato jest bezlitosne. Przegrodzki był chory, to prawda. Mówiło się o tym od jakiegoś czasu. Ale przecież jeszcze nie tak dawno widziałem go na korytarzu w Narodowym. Miałem wrażenie, że ciągle go spotykam za kulisami. Jak zwykle perorował o czymś zapamiętale tym swoim charakterystycznym głosem, który młodzi aktorzy z upodobaniem parodiowali. Widziałem go wielokrotnie na scenie, od lat 80., gdy na Warszawskie Spotkania Teatralne przyjechał „Garderobiany” z Wrocławia. Przegrodzki grał Sira. Wydawało mi się, że jest to aktor w typie Łomnickiego. O podobnej ekspresji. Świetny był w „Krzesłach” Ionesco z Igą Mayr. Mam w oczach

Czytaj dalej

Szto diełat

„Szto diełat’?” – pytanie ze słynnej książki Mikołaja Czernyszewskiego powraca przy śniadaniu we wsi spokojnej i ciąży przeraźliwie. Ale bynajmniej nie chodzi o wizję nowego ustroju, marzenia na temat przyszłości ludzkości. „Co robić?” – to pytanie dotyczy tu i teraz. I nie jest tak łatwo na nie odpowiedzieć. Możliwości są różne, ale żadna satysfakcjonująca. Mama podsuwa synkowi pomysły, może pojedziemy tu, a może tam – wszystko odrzucane jest ze wzgardą. Bo w istocie pytanie „Co robić?” wypływa z obezwładniającego stanu nudy. Co robić, by ją zabić? Nudzące się dzieci to problem społeczny równie poważny, co bezrobotni. Zasłyszana przy stole historyjka:

Czytaj dalej

Mali terroryści

Świat się boi terrorystów spod znaku Al Kaidy, a w naszej wsi spokojnej oni już są. Nie wylądowali helikopterem, ale przyjechali dobrymi samochodami. Nie chodzą w turbanach. Noszą ładne ciuszki, starannie dobrane pod względem kolorystycznym. Nie mają też bród, bo jeszcze zarost im nie wyrósł. Z miejsca opanowali teren. Nie zaznasz spokoju. Gdy się pojawiają, z pewnością bezceremonialnie przerwą ci rozmowę. Sami mówią tylko tonem rozkazującym: zrób, kup, przynieś. Nie znoszą sprzeciwu. Dlatego ich opiekunowie wykonują wszystkie rozkazy. Odmowa kończy się bowiem krzykiem, płaczem, histerią, atakiem szału. W oczach starszych widać wtedy strach, jaki wzbudza zawsze ktoś silniejszy, o kim wiemy, że

Czytaj dalej

Stachura

Wspomnienia o Stachurze z okazji 30 rocznicy jego śmierci przypomniały mi, że ja też swego czasu byłem miłośnikiem jego twórczości i fascynowała mnie jego legenda. Zacząłem go czytać pewnie w najlepszym momencie, bo na początku lat 80., gdy pośmiertnie stał się idolem smutnej młodzieży i wszelkiej maści grafomanów. Najbardziej podobała mi się proza Stachury. Przeczytałem chyba wszystko: te pierwsze dwa tomy opowiadań, „Całą jaskrawość”, „Się”, „Siekierezadę”, „Wszystko jest poezja”. We wczorajszym tekście Dariusza Nowackiego o Stachurze z „GW” wyczułem odrobinę lekceważenia dla Stachury. Z ironią Nowacki odnosi się do przejawów Stachuromanii z lat 80. Tak jakbyśmy wspominali modę, która po

Czytaj dalej

Wakacje nad Bałtykiem

To dobry temat na felieton: narzekania na urlop nad Bałtykiem. Zaczyna się od pogody. Że jej zwykle nie ma. Pada i wieje. Potem że tłumy ludzi. Badziewie na straganach. Drożyzna. Jagodzianka: 2,50 zł. A nawet jeśli jakimś cudem jest pogoda, to woda w morzu zimna. A jak już znajdziesz swój kawałek plaży i w promieniu kilkudziesięciu metrów nikogo nie ma, ułożysz się na kocyku, to zaraz nadlatuje jakieś robactwo i atakuje cię gorzej niż Japończycy Pearl Harbor. Ach, te muchi – bynajmniej nie są tak metafizyczne jak w wierszu Miłosza parafrazującego księdza Bakę. Ale mimo tego wszystkiego plaże nad Bałtykiem mają

Czytaj dalej

Jeszcze o Zapasiewiczu

Nie mogę być dzisiaj na pogrzebie Zapasiewicza. Ale myślę o nim. Usiłuję sobie przypomnieć, kiedy widziałem go po raz pierwszy na żywo na scenie. I to był chyba „Kubuś Fatalista” w reż. Zatorskiego w Teatrze Dramatycznym. Koniec lat 70. Chodziłem dość często do teatru ze szkołą. „Kubuś” to był wielki hit. Rzeczywiście nie przypominał niczego, co wtedy oglądało się w teatrze. Przede wszystkim zaskoczył mnie umownością. Dekoracji prawie nie było. Aktorzy grali na luzie. Niebywale śmieszyły mnie ich gagi. A Kubuś Zapasiewicza był taki śmieszno-mądry, przewrotny. Pana grał Zygmunt Kęstowicz, którego znałem z telewizji, z „Pory na Telesfora”. Zobaczenie aktora znanego

Czytaj dalej