Z powodu Janusza Ryl-Krystianowskiego

Przeczytałem z ciekawością książkę pt. Z powodu lalek. O Januszu Ryl-Krystianowskim (zapiski z pamięci). Tę pochwałę adresuję do autorki: Anny Kochnowicz-Kann, a komplementuję ją nie tylko z racji wieloletniej znajomości, wyznaczonej przede wszystkim doświadczeniami współpracy przy transmisjach przedstawień teatralnych dla TVP Kultura. Ania swego czasu była dziennikarką ośrodka TVP w Poznaniu, ale też wykonywała ogrom pracy jako asystentka naszego nadwornego realizatora, Ziuta Kowalewskiego.

Znałem bohatera książki Ani. Nie pamiętam już okoliczności, w których spotkałem osobiście Janusza Ryl-Krystianowskiego. Mogło to się stać na Festiwalu Teatrów Lalek w Toruniu bodaj w 1996 roku, gdzie znaleźliśmy się w jury. Towarzyszyła nam wtedy również Jadwiga Mydlarska-Kowal, znakomita, nieżyjąca już niestety scenografka. Możliwość obcowania z obojgiem tych wielkich indywidualności, ich myśleniem i wrażliwością, była dla mnie szansą na głębsze wejście w świat teatru lalek. A to był czas, gdy teatry te mocniej zaistniały w życiu teatralnym. Stało się to także za sprawą Janusza Ryl-Krystianowskiego, którego spektakl Ribidi, rabidi, knoll robił wtedy furorę, czego dowodem było prestiżowe zaproszenie na Warszawskie Spotkania Teatralne. Chyba po raz pierwszy na festiwalu pojawiła większa reprezentacja teatrów lalkowych, bo oprócz poznańskiego Teatru Animacji Ryla-Krystianowskiego, wystąpił Białostocki Teatr Lalek z Paradami w reżyserii obecnego rektora Akademii Teatralnej Wiesława Czołpińskiego oraz Teatr ¾ Zusno Krzysztofa Raua z Gają. Z jednej strony w programie WST mieliśmy więc przedstawienia Jerzego Jarockiego, Jerzego Grzegorzewskiego czy Krystiana Lupy, a z drugiej tych mało komu znanych lalkarzy. Z pewnością dla nich była to nobilitacja, wyjście ze stereotypu teatru dla dzieci, który skazywał ich twórczość na margines zainteresowania. Ryl-Krystianowski podjął walkę z tym stereotypem już wcześniej, w latach 80., gdy prowadził Teatr Animacji w Jeleniej-Górze. Tam właśnie ogłosił swój Manifest Artystyczny, w którym postulował, by teatr lalkowy stał się sztuką animacji, a aktor odgrywał w niej główną rolę. Oczywiście nie on pierwszy wyprowadził lalkarzy zza parawanu, ale niewątpliwie jego działania ożywiły tendencję, która wkrótce zdominowała praktykę artystyczną teatrów lalkowych, może nawet w stopniu zbyt silnym.

Do zasług Ryl-Krystianowskiego należy też dodać jego zainteresowania repertuarowe i tematyczne. On chciał robić i robił poważny teatr dla dzieci, uwzględniający również dorosłych – poważny, choć niestroniący od zabawy na scenie, czego doskonałym przykładem było właśnie Ribidi, rabidi, knoll. Stąd też sięgał do nowej dramaturgii, która coraz częściej poruszała także trudne problemy dzieci. Pamiętam jego świetne przedstawienie W beczce chowanego Roberta Jarosza, poruszającej historii o tym, jak można dziecko źle wychować w najlepszej wierze. Zasługą Ryla-Krystianowskiego było wprowadzenie do repertuarów teatrów lalkowych tak już dzisiaj uznanych autorek, jak Marta Guśniowska i Malina Prześluga (Guśniowska opowiada w książce o swoich spotkaniach z dyrektorem Animacji).

To otwarcie na nową literaturę Ryl-Krystianowskiego znalazło wyraz w zainicjowanym przez niego w Teatrze Animacji Festiwalu Sztuk Współczesnych Dla Dzieci i Młodzieży Kon-Teksty. Miałem okazję przyglądać się bodaj pierwszej edycji tej imprezy, która mogła odegrać istotną rolę w popularyzowaniu współczesnej twórczości dla teatrów lalkowych, ale niestety nie miała trwałej kontynuacji.

Książka Z powodu lalek przedstawia wielostronny portret Janusza Ryl-Krystianowskiego, który ze swojej pamięci budują jego współpracownicy i bliscy. Anna Kochnowicz przeprowadziła z nimi rozmowy, w których mowa jest zarówno o działalności artystycznej reżysera, jak i o jego życiu osobistym, które naznaczone zostało w pewnym momencie skrywaną przed otoczeniem tajemnicą pozamałżeńskiego związku z Katarzyną Grajewską, kierowniczką literacką Teatru Animacji. Ze związku tego urodziła się córka, o której dopiero po latach dowiedział się pierworodny syn Ryl-Krystianowskiego, skądinąd znakomity aktor Teatru Animacji. Anna Kochnowicz oddaje Katarzynie Grajewskiej w książce kilkakrotnie głos, ale intymna sprawa życia Ryl-Krystianowskiego i jego najbliższych osób nie stała się w tej opowieści tanią sensacją. Sposób, w jaki odnoszą się do zapewne dla nikogo niełatwego doświadczenia, zarówno Katarzyna Grajewska, jej córka i Marcin Ryl-Krystianowski, świadczy o ich dojrzałości.

Janusz Ryl-Krystianowski był z pewnością silną osobowością. Miał cechy lidera, który prowadzi „swoich” ludzi do celu. To zresztą wywołało w pewnym momencie kuriozalny konflikt w Teatrze Animacji, który sprawił, że „szeryf” – jak o nim mówiono – stracił radość z kierowania teatrem. A zakończenie jego pracy dyrekcyjnej przez władze Poznania trudno odbierać inaczej, jak bezmyślnie w najlepszym razie wyrządzoną przykrość. Dramatu ostatnich lat życia Ryl-Krystianowskiego dopełniła choroba. Odszedł w czasie pandemii.

Z powodu lalek jest ciekawą lekturą nie tylko jako wspomnienie o ważnym artyście naszego teatru, ale również jako portret osób, które go wspominają. Oni też przeglądają się w lustrze, które zostawił Ryl-Krystianowski. I to lustro, jak w klasycznej bajce, zdradza, kto jest szczery, a komu wyszły szpetne rysy, bo ma coś na sumieniu.

Januszowi Ryl-Krystianowskiemu należy się żywa pamięć i dobrze, że książka Anny Kochnowicz ją podtrzymuje. Zgłosiłbym do wydawnictwa tylko jedną uwagę. Publikacja, która de facto spełnia rolę biografii wybitnego artysty, posiada jeden istotny brak. Mamy podaną listę współpracowników Janusza Ryl-Krystianowskiego, miejsca pracy z teczki osobowej, a nawet kalendarium krajowych i światowych wydarzeń z roku 1980 i 1989 (jak rozumiem wybrano je jako również ważne w biografii bohatera), a nie ma rzeczy podstawowej: spisu przedstawień, które zrealizował. A jak mawiał profesor Raszewski: historia teatru zaczyna się od dokumentacji.

404 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.