1974

Zatem mamy nowy rok 2014. Nie mam chęci ani zdolności, by przewidywać, jaki będzie? Jedno jest już pewne: będzie to rok, który upłynie pod znakiem różnych historycznych rocznic. Kalendarz tak się bowiem ułożył, że w 2014 roku minie np. setna rocznica wybuchu I wojny światowej. Pani Mullerowa znowu powie do Szwejka:
– A to nam zabili Ferdynanda.
II wojnę też będziemy wspominać, bo przecież dnia 1 września roku pamiętnego – 75 lat temu – wróg napadł na Polskę. Wojenne rocznice na pewno przyćmi 70-lecie wybuchu Powstania Warszawskiego. W tym roku 1 sierpnia okaże się już z całą pewnością, że powstanie było zwycięskie. Sukcesem zakończy się premiera filmu Jana Komasy na Stadionie Narodowym. Ciekawe tylko kogo zaprosi Muzeum Powstania do zrealizowania okolicznościowego widowiska? Obstawiam Wiktora Rubina z Jolantą Janiczak.
Przez cały rok 2014 będą się toczyć obchody związane z wydarzeniami 1989 roku: od Okrągłego Stołu przez wybory 4 czerwca, powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego aż do obalenia muru berlińskiego. Ale one oczywiście podzielą społeczeństwo na tych, dla których będą wspomnieniem historycznego tryumfu, tych, dla których będą znakiem zdrady, hańby i sromoty oraz całą resztę, którym będzie to dokładnie obojętne. Podobnie zresztą jak 10 rocznica wstąpienia Polski do Unii Europejskiej: jedni będą się cieszyć się z wybudowanych dróg, inni płakać nad utraconą suwerennością.
Jednym słowem: lekcje historii będziemy przerabiać nieustannie. Grupy rekonstrukcyjne będą miały okazje do występów, politycy do swoich popisów (nomen omen), dziennikarze zapewnioną robotę na wiele dni.
Do tych wielu ważnych rocznic dodałbym jeszcze jedną. O tyle ciekawą, że nie dotyczy żadnego przełomowego faktu. Nic o wymiarze historycznym wtedy się nie zadziało. To był dość spokojny rok. A jednak jego wspomnienie może budzić sentyment. Bardzo chętnie przeczytałbym kronikę roku 1974. Taką, która dzień po dniu przypominałaby, co się wtedy zdarzyło. Jaka była pogoda, o czym pisała prasa, co pokazywała telewizja, jakie piosenki nadawało radio, co grano w kinach, co notowali pisarze w swoich dziennikach, a o czym ludzie pisali w listach.
W Kulturze polskiej po Jałcie. Kronika lat 1944-81 Marty Fik rok 1974 nie należy do szczególnie obfitych w wydarzenia kulturalne. Zdumiewa mnie to, ponieważ jeśli spojrzy się na listę premier teatralnych tylko z pierwszej połowy tamtego roku, to dech zapiera. Zobaczcie po kolei:
12 I – Noc listopadowa Wyspiańskiego w reż. Andrzeja Wajdy w Starym Teatrze.
8 II – Balladyna Słowackiego w reż. Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym.
27 III – Bloomusalem wg Ulissesa Joyce’a w reż. Jerzego Grzegorzewskiego na Scenie Atelier przy Teatrze Ateneum w Warszawie.
5 IV – Ślub Gombrowicza w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie (prapremiera w teatrze zawodowym).
26 IV – Dante wg Boskiej komedii w inscenizacji Józefa Szajny w Teatrze Studio w Warszawie.
30 V – Wyzwolenie Wyspiańskiego w reżyserii Konrada Swinarskiego w Starym Teatrze w Krakowie.


Sześć takich przedstawień w pięć miesięcy. Jak to się teraz mówi: petarda. Wszystkie przeszły do historii. Dobrze byłoby poczytać ówczesne recenzje, czy krytycy mieli świadomość, czego byli świadkami. A może jak zwykle marudzili, że owszem, parę dobrych premier, ale generalnie sezon słaby.
No więc to się działo w teatrze roku pamiętnego 1974. Wtedy również ukazał się Pan Cogito Herberta, Ogrody Iwaszkiewicza, Kronika wypadków miłosnych Konwickiego, W rytmie słońca Kozioł, Świat nieprzedstawiony Kornhausera i Zagajewskiego, Sylwetki polityczne XIX wieku Karpińskiego i Króla oraz trzeci tom Końca świata szwoleżerów (Rewolucja w Warszawie) Brandysa. Odbył się też I Festiwal Filmów Fabularnych w Gdańsku. Grand Prix otrzymał Potop, a nagrodę specjalną Iluminacja Zanussiego. Na XII Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu nagrodzono takie piosenki, jak: Tyle słońca w całym mieście w wykonaniu Anny Jantar, Zabrałaś mi lato Romana Gerczaka, Radość o poranku Grupy I i Gdzie ci mężczyźni Danuty Rinn. W Teatrze Telewizji odbyły się premiery m.in.: Trzech sióstr w reżyserii Aleksandra Bardiniego z debiutującymi Krystyną Jandą, Joanną Szczepkowską i Ewą Ziętek, Heddy Gabler w reż. Jana Świderskiego z Aleksandrą Śląską, Romeo i Julii w reżyserii Jerzego Gruzy z Bożeną Adamkówną i Krzysztofem Kolbergerem w rolach tytułowych (wszystkie trzy spektakle pokazano właściwie w odstępie jednego miesiąca).
1974 to był względnie spokojny rok PRL-u. Edward Gierek roztaczał wizje Polski, która rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej. To był rok obchodów XXX-lecia Polski Ludowej, uświetnionych oddaniem do użytku m.in. Trasy Łazienkowskiej. Budował ją, jak wiadomo, inżynier Karwowski w pierwszej serii Czterdziestolatka. W 1974 roku chyba nikogo nie posadzono z powodów politycznych, z więzienia wyszli bracia Czumowie i Stefan Niesiołowski. Ministrem kultury został Józef Tejchma.
Ale nie wspominałbym tamtego roku tylko z wyżej wymienionych powodów. Jeśli 1974 darzę szczególnym sentymentem, to dlatego, że wtedy odbyły się w RFN, czy NRF jak się wówczas mówiło: X Mistrzostwa Świata w piłce nożnej – Fussball-Weltmeisterschaft. A Polska zajęła w nich trzecie miejsce. Ostatni mecz z Brazylią oglądałem w świetlicy domu wczasowego w Świnoujściu w tłumie urlopowiczów. Kiedy Grzegorz Lato w 76 minucie po pięknym rajdzie strzelił bramkę, która dawała nam srebrny medal, nastąpił wybuch nieopisanej radości. Była ona tak ogromna, bo kryło się w niej coś więcej, czego wówczas nie rozumiałem, ponieważ moje życie dopiero się zaczynało. Ale ci, którzy mieli więcej lat, jakby poczuli, że to oni odnieśli niezwykły sukces, a to trzecie miejsce jest właściwie miejscem pierwszym. Piłkarze rodem z Mielca, Zabrza, Chorzowa przecież byli reprezentacją wszystkich, którym może w życiu nie tak wiele się udawało, ale wtedy w lipcu 1974 roku na 30-lecie Polski Ludowej pokazali, że Polak potrafi. I może wprawić świat cały w podziw.
Po tamtych, pięknych wakacjach poszedłem do I klasy szkoły podstawowej nr 62 im. Aleksandra Omieczyńskiego w Szczecinie.
Też dobry powód, by pamiętać o roku 1974.

A to ta nasza słynna reprezentacja AD 1974. Jestem w stanie wymienić wszystkich tych piłkarzy po kolei.

1 189 odwiedzin

4 Comments

  1. Jedna z czytelniczek zwróciła mi uwagę, jak to możliwe, że Polacy zajmując trzecie miejsce na MŚ zdobyli srebrny medal? Otóż w tamtym czasie był taki obyczaj, że za pierwsze miejsce przyznawano medal złoty, a za drugie – pozłacany (zdobyli go Holendrzy z Cruyffem). Stąd też srebro dla naszej drużyny, a brąz dla Brazylii.

    Reply

  2. W 74 bylam na probach Towstonogowa w BDT w Leningradzie, na scenie widziałam Czulimsk Wampilowa i Moliere Bulhakowa z Siergiejem Jurskim i mi się mlodziencza myśl teatralna dopelnila. Mecz Polska – Niemcy ogladalam w Hamburgu i mimo przegranej bylam szczesliwa, bo nie było kiboli i wszyscy byli serdeczni, poza tym miałam paszport i mogłam pojechać dalej do Londynu . Na ms „Stefan Batory”!!!!!!!!!

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.