Kapuściński

Prawdę mówiąc nie rozumiem całego zgiełku o biografię Kapuścińskiego. Przeczytałem ją i czytam bardzo wiele o niej – nie wiem czy mam cokolwiek oryginalnego do powiedzenia. Mój największy problem z książką Domosławskiego (nb nieco młodszego kolegi ze studiów) polega na tym, że wolałbym, aby większy nacisk autor położył na dzieło Kapuścińskiego, a nieco mniej drążył różne sprawy życiowe. Chciałbym poznać, jak Domosławski analizuje sztukę Kapuścińskiego (bo to, co robił było sztuką) niż drobiazgowo przedstawiał historyjki, które niejednokrotnie mają charakter, excuze le mot, zwyczajnych pierdół. A już szczególnie irytuje mnie przywoływanie najrozmaitszych wypowiedzi osób z kręgu Kapuścińskiego, które sprowadzają się do wspominek w rodzaju: „i wtedy krzywo się uśmiechnął” albo „nie odpowiedział na moje zarzuty” – a z czego Domosławski buduje portret charakterologiczny swojego bohatera. (Drobna uwaga: jeśli ja bym pisał biografię człowieka, którego uważałbym za mistrza i przyjaciela, to mimo zażyłości nie zdrabniałbym jego imienia w totumfacki sposób, a Domosławski nieraz pisze i mówi o Kapuścińskim per Rysio.)

Czy autor biografii dobrze postąpił, ujawniając osobiste tajemnice Kapuścińskiego? Nie robiłbym z tego powodu rabanu, choć nie wydaje mi się to konieczne, ponieważ nie ma szczególnego związku z jego dziełem. Czy kłopoty z córką albo wieloletni romans miał jakiś wpływ na kształt np. „Cesarza”? Wielcy twórcy nie są na ogół ludźmi nieskazitelnego charakteru.

Inny problem, który podnosi się przy okazji biografii: czy konfabulacje, jakich się dopuszczał Kapuściński w swoich tekstach nie kompromitują go jako wybitnego reportażysty? Pamiętam, jak czytałem „Cesarza” i już od pierwszego, tego słynnego zdania o piesku, miałem wrażenie, że to nie jest zwykły reportaż ale po prostu dzieło literackie. (W końcu nie przypadkiem z „Cesarza” zrobiono też sztuki teatralne z głośnymi inscenizacjami w Teatrze Powszechnym w Warszawie oraz w Londynie.) Czy wszystkie szczegóły w reportażach Kapuścińskiego musiały się zgadzać z rzeczywistością? Nie musiały, jeśli nie były ewidentnym oszustwem czy kłamstwem, co przecież reporterom się zdarza. Nie trzeba rozliczać Kapuścińskiego z prawdy materialnej, ale z prawdy wizji świata. Przypominam sobie, że kiedyś podobne zarzuty uczeni historycy stawiali Jasienicy, że jego książki nie mają walorów naukowych, są co najwyżej „reportażami” historycznymi. Więc wybitny historyk może być reporterem, a reporter wybitnym pisarzem. Bo w końcu o pisarstwo chodzi.

Domosławski w jednym z rozdziałów wskazuje na to, że teksty Kapuścińskiego nie spotykały się z krytyczną analizą. Ale w jego książce takiej analizy też właściwie brakuje. A czy rzeczywiście kontekst biograficzny jego twórczości jest tak ważny dla jej przemyślenia?

 

 

1 067 odwiedzin

6 Comments

  1. To nie jest książka o dziele Kapuścińskiego, ale próba opowiedzenia sobie i innym kim był, przede wszystkim jako człowiek, ale także jako pisarz. Jakich dokonywał wyborów, co nim kierowało lub mogło kierować. Książka niesłychanie bolesna, prawdziwa, doskonale udokumentowana. Pisana nie tylko z polskiej perspektywy. I jak każda rzecz wybitna prowadząca dalej poza przypadek jednego choćby najciekawszego pisarza… w polską historię, w biografie innych ludzi (stąd przerażenie i chyba lekka zazdrość starszych komentatorów, że to nie oni napisali tę książkę). Nie wypada zbywać Domosławskiego i pisać, że to pierdoły. Bo zdaje mi się, że tę książkę napisał trochę za nas lub przynajmniej w naszym imieniu. I nieco mnie martwi, że tego nie rozumiesz.

    Reply

    • Nie twierdzę, że cała książka to „pierdoły”. Jednak rozmaite epizody, które z jakąś niebywałą powagą przywołuje Domosławski, są „pierdołami”. Sprawa jakiegoś niby plagiatu, jakiegoś reżysera, któremu Kapuściński rzekomo złamał karierę, nie mówiąc o tych sumiennie sprawdzanych faktach w rodzaju wysokość trwawy albo rodzaj ryb, które nie były wcale takie jak napisał Kapuściński. Gdyby Artur napisał monografię twórczości Kapuścińskiego, w której rozprawiłby się z jego poglądami, z jego wizją świata, z jego błędami myślenia – na pewno oddałbym mu szacunek. Ale czy naprawdę uważasz, że ta biografia zmienia coś zasadniczo w wizerunku Kapuścińskiego? Czy te niby tajemnice życia, które wyświetla Domosławski, sprawiają, że teraz inaczej będziesz czytał „Cesarza”? Być może ta biografia spowoduje, że tego typu publikacje o innych wielkich okresu PRLu będą pisane z podobną odwagą. Dlatego pewnie ci potencjalni bohaterowie dostają takiej drżączki i zżymają się na Domosławskiego. Ale chyba trzeba zachować jakąś miarę. Kapuściński nie był łajdakiem. Jego uwikłania były na swój sposób „normalne” w rzeczywistości PRLu. Pytanie ważniejsze brzmi: czy mamy nadal jego oczami patrzeć na świat?

      Reply

      • Zapytaj sam siebie. Co byś napisał (i czy w ogóle napisałbyś) gdyby okazało się, że Puzyna wymyślił i to nie raz nazwisko aktora w jakimś przedstawieniu, w innym nie zauważył całej sceny, albo inaczej – pisząc do „Teatru” widział wszystko, a dla jakiegoś zagranicznego czasopisma wykreślił ze swojego tekstu fragment zmieniający wymowę całości. Nigdzie Domosławski nie pisze, że RK był łajdakiem. Także z tym „Ryśkiem” nie masz racji. Przeczytaj fragment na początku, kto jak o nim mówił. Dla Domosławskiego to mistrz, przyjaciel. Myślę, że nadal go podziwia, odrzuca ataki sfrustrowanych lustratorów. Ciekawi go tylko jakim naprawdę był człowiekiem, co nim kierowało, jakiego miejsca szukał dla siebie w życiu i w historii. Stara się zrozumieć co było dla niego ważne, jakie były jego ambicje. (Czy naprawdę tego nie widzisz?) Nie zmienia to wartości jego dzieła. Siły jego literatury. I coś mi się zdaje, że gdyby sam Kapuściński miał pisać historię pisarza Kapuścińskiego, dajmy na to z Ameryki Południowej, to przedstawiłby sprawę ostrzej i „barwniej” niż zrobił to Domosławski. Na pewno nie interpretowałby pism Kapuścińskiego, nie zachwycał się stylem, obrazem. Chciałby poznać prawdę o człowieku. Zobaczyć go w tym, co wzniosłe i przyziemne, w kilku wyrazistych obrazach.

        Reply

        • Może mam przesadne przywiązanie do konwenansów. Ale nie wydaje mi się stosowne, aby autor biografii kogoś o wiele starszego i jednak o większym dorobku, niedawno zmarłego, nawet jeżeli uznaje się za przyjaciela, musiał używać tego nieszczęsnego zdrobnienia. Byłem na ty z naszym Dziekanem prawie 20 lat i jakoś nigdy nie przeszło mi przez usta nawet w prywatnej rozmowie mówić do niego: Jureczku. Ale to są niezbyt istotne pretensje. Nie chcę wyjść na jakąś piczkę zasadniczkę w takich bzdetach.Skojarzył mi się Koenig (o Puzynie akurat nie pomyślałem), bo być może jego biografia może być zbliżona, zwłaszcza w kwestii uwikłania w PRL, do Kapu. Koenig może nie konfabulował w swoich recenzjach, ale przecież uprawiał jakąś politykę. Łatwo mi sobie wyobrazić taką jego biografię, w której ktoś wszystkie te gry wydobędzie. Dlaczego np. chwalił „młodych zdolnych” w 1969 roku za odejście od polityki? W biografii Koeniga bez trudu można byłoby znaleźć rozmaite kompromisy. Nie mówiąc o tym, że dziesiątki osób wspominając Koeniga opowiadałoby historyjki w rodzaju: a wtedy powiedział to i to albo nie powiedział niczego – i można by zbudować z tych wspominek portret charakterlogiczny, który mógłby być bolesny. I teraz pytanie: czy napisałbyś taką biografię Koeniga? Oczywiście, że nie ma co ukrywać rzeczy trudnych. Tylko tzw. prawda o życiu człowieka, najbardziej przykra, nie może przesłaniać analizy i oceny jego dzieła. Najtrudniejsze jest wyważenie proporcji. Piszę to wszystko nie mając wcale pewności, czy mam rację. Raczej moje sądy podpowiada mi intuicja. Możesz Ty masz rację, zarzucając mi, że nie rozumiem zanczenia roboty Domosławskiego. Myślę o tym, ale wciąż czuję, że nie mogę jej, przy całym szacunku, w pełni zaakceptować. Ale cieszę się, że o tym gadamy.

          Reply

          • Zostawmy to spoufalenie (choć jeśli popatrzysz do książki, to zobaczysz, że zarzut jest chybiony). Co do biografii, np. Koeniga masz całkowitą rację. Myślę, że chciałby, aby ktoś napisał o nim z podobną dociekliwością, żeby z nim polemizował, przy jednoczesnym podziwie i umiejętności wsłuchania się w to, co mówił. I trzymałby kciuki za Domosławskiego, ciesząc się, że miał takiego studenta.

          • Przewaga Domosławskiego, która mnie w sportowy sposób złości, polega na tym, że on tę biografię napisał. Nie wiem, czy on ją napisał, jak to na początku określiłeś: za nas. Ale tych dwóch czy trzech lat, które poświęcił na tę robotę, tak się w niej zanurzył – tego mu po prostu zazdroszczę.

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.