Errare humanum est

Uważni a życzliwi czytelnicy zwrócili mi uwagę, że w poprzedniej notatce pomyliłem Władysława Strzemińskiego z Henrykiem Stażewskim. Spektakl Macieja Wojtyszki Powidoki opowiada w niezwykle poruszający sposób historię Władysława Strzemińskiego i jego żony Katarzyny Kobro. Dlaczego pokręciłem obu malarzy? – sam nie wiem. Ta pomyłka niestety przypomina mi też mój egzamin z historii sztuki, który zdawałem u prof. Agnieszki Morawińskiej. Był to egzamin z rodzaju tych, o których student mówi: „no przecież się uczyłem”, ale egzaminator jakoś nie daje wiary. Pani profesor w końcu powiedziała: „Zadam ostatnie pytanie. Jeśli pan nie odpowie, spotkamy się jeszcze raz. Co to była Ecole de

Czytaj dalej

In vino veritas

Po wczorajszej gali Festiwalu Dwa Teatry miła pani Hania zachęciła, by pójść do Błękitnego Pudla. Bardzo zacne towarzystwo stawiło się w tej restauracyjce na Monciaku, do której ja zaszedłem pierwszy raz. Tajemnica nazwy lokalu nie zaprzątała mej głowy, choć niewątpliwie ten surrealistyczny szyld pozostanie mi w pamięci. Przy jednym stole zasiadł kwiat polskiego aktorstwa, którego chyba razem na żadnej scenie nie widziano, ani żaden reżyser filmowy nie zebrał. Imaginujecie sobie: pan Janusz Gajos, a obok pani Danuta Stenka, której uroda olśniewa, pani Dominika Ostałowska, której uśmiech zniewala, Artur Żmijewski – kolega mój ze Studium Wojskowego Szkoły Teatralnej. I dołączyli jeszcze

Czytaj dalej

Sopot

W tym roku na Festiwalu Dwa Teatry w Sopocie słuchowiska i spektakle telewizyjne prezentowane są w Multikinie. Dla pokazów telewizyjnych trzeba było zmienić salę z mniejszej na większą, bo tak dużo ludzi przyszło. Przyszli chyba nie tylko dlatego, że wstęp był gratis. Ludzie, wbrew temu co różnym bucom się wydaje, naprawdę mają potrzeby myślenia i odczuwania nieco głębiej niż tylko na poziomie serialowych historyjek. Wczoraj wieczorem przez dwie i pół godziny z niemałą grupą widzów oglądałem na wielkim ekranie Multikina Sprawę Dantona. A nie był to Teatr TV, ale zapis transmitowanego przedstawienia teatralnego Klaty. Oczywiście niektórzy wyszli prawdopodobnie nie mogąc

Czytaj dalej

Encyklopedyści

Wpadło mi w ręce wydawnictwo pt. Wątroba. Jego podtytuł brzmi: Słownik polskiego teatru po 1997 roku. Publikacja ma 25 autorów. Jako redaktor wymieniony jest Roman Pawłowski, a cztery osoby figurują pod hasłem: współpraca redakcyjna. Wstęp napisał Maciej Nowak. Książka ukazała się w wydawnictwie Krytyki Politycznej. Słownik w istocie nie jest żadnym słownikiem. Wbrew temu, co pisze Nowak, że: „ambicją tego tomu jest zgromadzenie informacji o tym, co zdarzyło się w nowym teatrze w Polsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat” – w poszczególnych artykułach poświęconych osobom, instytucjom, zjawiskom nad informacjami dominują opinie. Są to w dodatku opinie kuriozalnie sformułowane, nierzadko błędne

Czytaj dalej

Do Portugalii jedzie się przez Grójec

W ubiegłym roku Boże Ciało wypadło 11 czerwca. Tego dnia Piotr Cieplak wyruszył na samotną wyprawę rowerową z Warszawy do Lizbony. Tę podróż znany reżyser opisał w Dziennikach rowerowych, których pierwszą część publikuje „Teatr” w majowym numerze. Były zatem Dzienniki motocyklowe Che Guevary, a teraz mamy Dzienniki rowerowe Cieplaka. Ale poza skojarzeniem tytułu nic tych dwóch tekstów nie łączy. Powiem od razu, że zapiski Cieplaka zapowiadają się nadzwyczaj ciekawie i aż szkoda, że na kolejne części trzeba będzie czekać z miesiąca na miesiąc. Właściwie to przy tej lekturze czuję się tak, jakbym sam ruszył w daleką podróż, choć prawdę mówiąc

Czytaj dalej

Kontakt

Kilka dni na Kontakcie. Zaraz po powrocie nie mam porządku w głowie, aby spisać myśli. Na gorąco mogę jedynie powiedzieć, że wszystkie przedstawienia, które widziałem, były w jakiś sposób ciekawe. Były bardzo różne – to fakt. Że też jury udało się porozdzielać nagrody… To chyba zasługa Ducha Św., który działał pod postacią Beaty Guczalskiej. Werdykt zresztą generalnie mi się podoba. Grand Prix dla dwóch spektakli Hermanisa mogło zaskoczyć, ale było zasłużone. Ich teatralność z pozoru nadzwyczaj ascetyczna wypełniała się prawdą opowiadanych historii, których sens budował się w głowach widzów bez natrętnych podpowiedzi. Młody aktor, który zagrał w monodramie Dziadek, wykonał

Czytaj dalej

Książki niedoczytane

Tydzień temu targi książki i teraz targi książki. Przez kupowanie książek nabawiam się nieustannych wyrzutów sumienia. Bo oczywiście kupuję książki z nieposkromionej chęci posiadania, z przekonania, że powinienem się nimi zainteresować, że na pewno lektura ich przyniesie jakieś pożytki, a może nawet przyjemności. Albo jedno i drugie. No więc kupuję, znoszę do domu i dokładam do sterty, która już leży koło łóżka. Najnowsze pozycje przykrywają te położone trzy dni temu. Razem przysłaniają te, które już leżą od tygodnia. A jeszcze niżej zalegają te, które nowe były dziesięć dni temu. Pod nimi przypominają się te, które wylądowały dwa tygodnie temu. I

Czytaj dalej

Miły cat

Autobiografia Stańki pt. Desperado, która ma formę wywiadu-rzeki przeprowadzonego przez Rafała Księżyka, liczy 500 stron i jest jedną z najciekawszych książek, jakie ostatnio czytałem. Pochłonąłem ją wczoraj w drodze do i z Krakowa, zapominając o mokrym bożym świecie. Czyta się ją nie tylko jako historię znakomitego jazzmana, ale nade wszystko wielkiej klasy artysty. Nie tak często się zdarza, żeby najlepsi nawet twórcy mieli tak niezwykłą samoświadomość własnego życia i sztuki. Przy czym Stańko nie objawia na szczęście głębinowego egotyzmu. Opowiada o sobie i swej twórczości z daleko idącą szczerością, która nie razi jednak ekshibicjonizmem. A dotyka nieraz trudnych doświadczeń np.

Czytaj dalej

Idioci w Korei

Z Arturem Liebhartem nie sposób grać w piłkę. Jeśli ci się trafi być z nim w jednej drużynie, to wiedz, że będzie na ciebie nieustannie pokrzykiwał: podaj, podaj, ale cokolwiek zrobisz: podasz czy nie podasz, to i tak będzie źle. Jeśli zagrasz przeciwko niemu, to przygotuj się na faule w stylu włoskim, które skutkują tym, że po starciu z Liebhartem leżysz jak długi, a on z miną niewiniątka woła: nic nie było, nic nie było. W takich sytuacjach wstępuje we mnie duch piłkarza Turu Turek i mam ochotę Liebhartowi przyłożyć. Mało przyłożyć – po prostu, uczciwszy uszy, przypierdolić… Mam ochotę,

Czytaj dalej

Podbiegnijmy kapeńkę, czyli kaliskie sentymenty

Trudno pisać o festiwalu w Kaliszu bez osobistych wspomnień. A mam ich dużo, bo szczególnie w latach 90. bywałem na nim dość regularnie. Pierwszy raz przyjechałem w 1991 roku jako początkujący krytyk miesięcznika „Teatr”. Sięgnąłem nawet teraz do tekstu, który wtedy napisałem. Boże, ale to były dyrdymały. Że też Andrzej Wanat mi to puścił… Chyba tylko z masochistycznej przyjemności sam siebie zacytuję: „Najciekawszy teatr przynosi jednak życie. Wracam po kolejnej pospektaklowej posiadówce i widzę, że drugą stroną ulicy Górnośląskiej niespiesznym krokiem podąża Krzysztof Globisz. Nie byłoby w tym nic oryginalnego, gdyby nie to, że na gazecie zawiniętej w rulon prześlicznie

Czytaj dalej