Podobno wszyscy mają jakieś skłonności sado-maso. U mnie przybierają one nadzwyczaj wyrafinowaną formę: uwielbiam oglądać rozmaite gale polskiego filmu. W Gdyni, albo Kaczki, albo Orły, albo gdzie tam jeszcze robią ten nadwiślański Hollywood. Po stronie przyjemności mam: widok rodzimych gwiazd srebrnego ekranu, ich wdzięk, bezpretensjonalność, dowcip. Błyskotliwą konferansjerkę. Oprawę uroczystości: orkiestrę, światła, czerwony dywan. A jeszcze godni szacunku sponsorzy, mecenasi, dobrodzieje, którzy zaszczycają swoją obecnością. Ach, ten magiczny świat zniewala mnie i przyprawia o dreszcz podniecenia.
Ale z drugiej strony: siedzę przed telewizorem, patrzę na te gale i czuję jak wstępuje we mnie duch Adasia Miauczyńskiego i normalnie zaczyna on we mnie gadać: „Kurwa, ja pierdolę, Dżizas”. A Adaś to w końcu też bohater polskiego kina.
*
Ten kawałek napisałem dla Marzeny, która mówi, że mi nieźle idzie pisanie, ale że się lenię.
no, trochę się lenisz, a tu fani czekają ;)
fanki też czekają:-) Dobrze, że Marzenka do pionu Cię sprowadziła.
Ja też jak patrze na niektóre programy to ciuję… bo przecież to igły są.