Dzienniki Andrzeja Łapickiego

Miałem możliwość przeczytania już dzienników Andrzeja Łapickiego, które ukażą się za dwa tygodnie. Ich lektura jest dość kłopotliwa. Jak pisze we wstępie córka aktora, Zuzanna, ojciec życzył sobie, aby były opublikowane po jego śmierci, bo zza grobu chciał, jak się wyraził: „przypieprzyć wszystkim”. Czy to się spełniło?

Łapicki zaczyna pisać dzienniki w 1984 roku i kończy w 2005 po tym, jak umiera jego żona. Powiedzmy od razu, że te dość regularne zapiski dotyczą przede wszystkim tego, co robił, gdzie był, z kim się spotkał, kto co powiedział. Mniej jest tam pogłębionych refleksji o tych zdarzeniach, zdecydowanie więcej na gorąco formułowanych emocji, które rozmaitym doświadczeniom towarzyszyły. Zapewne ta warstwa dzienników psuje nieco wizerunek Andrzeja Łapickiego, jaki w tym czasie powstał: środowiskowego autorytetu, który podejmuje się ważnych misji: rektora Szkoły Teatralnej, członka Rady Prymasowskiej, posła na Sejm w 89 roku, prezesa ZASP, dyrektora Teatru Polskiego. Trzeba pamiętać, że wszystko to dokonywało się w przełomowym dla kraju czasie, gdy ku upadkowi chylił się PRL i rodziła III Rzeczypospolita. Łapicki należy wówczas do tych osób, których głos się liczy, a postawa budzi szacunek. Bardzo wiele się działo w zapisanym przez Łapickiego okresie i bardzo wiele z tego nie mogło się stać bez udziału Łapickiego.

Jeśli ktoś ma w pamięci elegancję aktora, to pewnie może poczuć dyskomfort, czytając kolejne wpisy dziennika, które zdradzają, jakie emocje buzowały pod manierami dżentelmena. Dla różnych osób ze środowiska może nie być przyjemne poznanie, co o nich Łapicki myślał. Rzecz jasna każdy ma inną wrażliwość: jedni się tym mocniej przejmą, inni mniej. Wydaje mi się jednak, że chyba najbardziej skomplikowane relacje łączą Łapickiego z Gustawem Holoubkiem. Łapicki może ludzi ze swojego otoczenia określić mianem „szui”, „cipy”, ale chyba tylko raz wyznaje, że kogoś nienawidzi i kieruje to pod adresem Holoubka właśnie. To jest zapewne temat do poważniejszego namysłu, choć pewnie całej prawdy jak to między tymi wielkimi było, nie poznamy.

Inna rzecz, że Łapicki z tych dzienników wyłania się jako człowiek niebywale humorzasty. Jednego dnia pisze, że ma dość aktorstwa, by za jakiś czas zwierzać się, że tylko na scenie dobrze się czuje. Raz twierdzi, że uczenie w Szkole Teatralnej sprawia mu jedyną przyjemność, by innym razem marudzić na studentów i ogłaszać, że kończy ze Szkołą. Cieszy się, że zostaje dyrektorem Teatru Polskiego, by niedługo biadolić: po co mi to było? Stosunki z ludźmi też podlegają tym chwilowym nastrojom. W jakiejś mierze to normalne i każdy pewnie tak ma, choć chyba musiało Łapickiego dużo kosztować utrzymywanie na zewnątrz maski grzeczności.

Ciekawym tematem dzienników jest stosunek Łapickiego do Kościoła. Wydaje się, że w tamtych latach aktor naprawdę znajdował w Kościele coś dla siebie. Bardzo życzliwie pisze o prymasie Glempie. Pokrzepienie znajduje w spowiedziach u ks. Niewęgłowskiego (chyba już nie spowiada się z blondynek). W którymś momencie zwierza się, że tylko w Kościele jest naprawdę szanowany. Ale też ciężko w tych zapiskach znaleźć jakąkolwiek głębszą odpowiedź na pytanie: na czym polegała wiara Andrzeja Łapickiego? Poza oczywiście chodzeniem na msze święte.

Był Łapicki człowiekiem zaangażowanym politycznie (zwłaszcza podczas wyborów 89 roku), poczuwał się do odpowiedzialności za kraj, ale pozostawał cały czas aktorem ze wszystkimi tego konsekwencjami. Autor dziennika nie ukrywa radości, gdy spotyka się z pochwałami i objawami popularności. Podejmowanie się zaszczytnych obowiązków może być wyrazem społecznej postawy artysty, ale co tu dużo kryć daje też przyjemność bycia kimś ważnym. A z drugiej strony męczą dusze wątpliwości, że nie jest się tak dobrym jakby się chciało.

I jeszcze jedna bardzo ciężka zadra: Kroniki z czasów stalinowskich. Ilekroć gdzieś w telewizji są przypominane, albo ktoś o tym napisze Andrzej Łapicki naprawdę jest zły. Pod datą 10 grudnia 1995 roku można przeczytać:

„W ‘Dialogu’ drugi już odcinek ‘Więksi niż scena’ – opowieść o czterech z 1924 r.: Dejmek, Hanuszkiewicz, Łapicki i Holoubek (23 r.). Że niby wielcy, ale umoczeni. Pierwszy odcinek jeszcze, jeszcze – nawet byłem zadowolony, ale im dalej, tym bardziej śmierdzi. Chodzi o to, żeby nas uświnić. Paskudne. Ja już straciłem odporność, kolejnym wspomnieniem Kroniki się wściekłem. Wiem, że do końca życia się z tego nie oczyszczę, ale przecież oprócz Kroniki coś jeszcze dla, przepraszam, Polski zrobiłem? Pies wszystkich jebał, jak napisał J.M. Rymkiewicz, i ja go rozumiem”.

Ten tekst w „Dialogu” napisałem ja. Nie było na pewno moją intencją, by „uświnić” moich bohaterów. Chodziło o pokazanie równoległych biografii artystów, którzy odegrali niezwykłe role nie tylko w swojej dziedzinie sztuki, ale też w życiu publicznym powojennej Polski. Byli reprezentantami najwspanialszego pokolenia ludzi naszego teatru. Meandryczność losów, rozmaite uwikłania także w relacjach z władzą, sprawiły, że historie ich życia i twórczości są fascynujące. Z uporem powtarzam, że każdy z tej wielkiej czwórki powinien mieć porządną biografię. Ale z tego dziennikowego wpisu Andrzeja Łapickiego wynika wyraźnie, jak sprawa Kronik była dla niego traumatyczna, a nie jest to jedyny na to dowód. W którymś momencie przyznaje się, że nawet interweniował u ówczesnego prezesa TVP, Mariana Terleckiego, by tych Kronik nie emitować. Jednak ich wspomnienie co jakiś czas wraca.

Pamiętam, że temu cyklowi w „Dialogu” dałem motto z wiersza Słowackiego:

„Wielcyśmy byli i śmieszniśmy byli…”

Lekturze dziennika Andrzeja Łapickiego słowa te znowu towarzyszyły. Bo  zapiski są świadectwem zwykłych ludzkich słabości i słabości niezwykłego artysty. Dziennik na pewno jest ważnym przyczynkiem do jego biografii. Autor chciał „wszystkim przypieprzyć”, ale uczynił to tyleż innym, co sobie. Czy to coś istotnego zmieni we wspomnieniu, które aktor, reżyser, pedagog pozostawił poprzez swoją twórczość i działalność? Nie sądzę.

4 388 odwiedzin

4 Comments

  1. Lekturze dziennika Andrzeja Łapickiego słowa te znowu towarzyszyły. Bo zapiski są świadectwem zwykłych ludzkich słabości i słabości niezwykłego artysty. – to zdanie spowodowało że jestem bardzo ciekawy co znajduje się w tych dziennikach

    Reply

  2. Myślę, że poprzez te dzienniki Łapicki uchylił wentyl bezpieczeństwa, aby nie udusić się pod kostiumem dżentelmena, nigdy nie dając upustu emocjom. Zawsze w masce nienagannego zachowania, uprzejmości. Nie potrafił tak po męsku walnąć pięścią w stół. To „wypisanie się”, wyspowiadanie papierowi, pomogło mu nie zwariować, albo nie ulec jakiemuś zgubnemu nałogowi. To była jego obrona.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.