Jak to jest, że tak wielu ludzi teatru umiera latem? Zwrócił mi uwagę na to Maciej Englert. Pewnie nie da się racjonalnie tego wytłumaczyć, ale może po prostu lato wybija aktorów z rytmu pracy, tej codziennej adrenaliny grania. Zapasiewicz umarł podobno na raka, którego ledwie kilka dni temu wykryto. Wielu ludzi zachodzi w głowę, jak to było możliwe. Pina Bausch również umarła w podobnych okolicznościach. Niespodziewany werdykt lekarza i w kilka dni potem koniec.
Kiedy wieczorem we wtorek ta wiadomość przyszła, miałem włączony TVN24. Oczywiście informacja pojawiła się niemal natychmiast. Opatrzona adnotacją: pilne. I przez godzinę z okładem nieustannie przesuwały się trzy zdania, że zmarł, że zagrał (i tu były wymienione dwa filmy, potem dorzucono trzeci) i że był aktorem Teatru Powszechnego. Nie uzupełniano tych informacji. „Szkło kontaktowe” przebiegło bez zakłóceń. Prowadzący jak zwykle dowcipkowali z polityków. Ba, żadna z osób, która zadzwoniła nawet nie wspomniała o śmierci Zapasiewicza, choć przecież „pasek” leciał non stop. Jak to jest, że w telewizji „wykształciuchów” śmierć Zapasiewicza nie przewróciła ramówki? Pamiętam, że kompletnie zmnieniono program, gdy zmarł Kapuściński. Strata dla kultury w przypadku obu osób jest podobna, jeśli można to w jakikolwiek sposób zważyć. Czy redaktorzy nie byli w stanie się przestawić w ciągu kilku minut? Mieli na pewno problem ze znalezieniem „obrazków”, bo w serwisie o 23 ilustrowali temat fragmentem spektaklu, w którym Zapasiewicz nie grał. A może mieli wyczucie, że śmierć Zapasiewicza nie zelektryzuje widzów?
Bo czy rzeczywiście Zbigniew Zapasiewicz zaprzątał masową wyobraźnię? Czy był idolem? To są oczywiście retoryczne pytania. Ale też, czy to wszystko, co Zapasiewicz sobą reprezentował, mogło się cieszyć popularnością?