Bodaj w sierpniu tego roku Ministerstwo Kultury zapowiedziało konkurs na stanowisko dyrektora Teatru Narodowego. Okazało się, że konkurs ma mieć formułę zamkniętą, co w moim przekonaniu jest propozycją dobrą i złą zarazem. Dobrą, ponieważ konkurs zamknięty nie jest konkursem otwartym, a Teatr Narodowy nie zasłużył na to, aby ubiegały się o niego osoby, którym wydaje się, że mogą być dyrektorami teatrów, ale poza swoim wyobrażeniem nie mają żadnych kompetencji. Teatr Narodowy jest instytucją szczególną i wybór jego kierownictwa powinien być poprzedzony szczególnym namysłem. Teoretycznie konkurs zamknięty daje ku temu większą sposobność. MKiDN przeprowadziło już jeden konkurs zamknięty na dyrekcję innej ważnej placówki: Instytutu Teatralnego. Przebieg i rezultat okazał się zdumiewający, ponieważ pani minister dokonała wyboru spośród dwóch wskazanych przez komisję osób (miałem okazję uczestniczyć w jej pracach), ale wybrała tę, która akurat uzyskała najmniej głosów. Stało się, jak się stało, można teraz tylko polegać na ewangelicznej nadziei: po owocach ich poznacie.
Moim skromnym zdaniem dyrektor Teatru Narodowego powinien być nominowany przez ministra kultury, ale w wyniku rzetelnych konsultacji i szeroko zakrojonej, otwartej dyskusji. Mamy jednak procedurę konkursu zamkniętego i od kilku tygodni słychać tylko plotki, kto do konkursu został zaproszony. Przy czym są już następne plotki: kto został zaproszony, ale się wycofał z udziału. I w powodzi tych plotek kompletnie brakuje jakiejkolwiek refleksji, kogo należy wybrać, a przede wszystkim jakim Teatrem Narodowym ma pokierować nowy szef.
Czy słyszeliście gdzieś jakąś publiczną dyskusję na ten temat? Czy pojawił się istotny głos w tej sprawie w prasie specjalistycznej i niespecjalistycznej? Środowiskowe organizacje zajęły jakieś stanowisko?
Ostatnio na festiwalu Boska Komedia odbył się panel dyrektorów teatrów. Wystąpiły zacne i doświadczone osoby. Temat Teatru Narodowego w ogóle w rozmowie nie zaistniał (przynajmniej sądząc z zapisu opublikowanego na portalu Onet). Dyskutowano o tym, czy reżyser będący dyrektorem teatru może reżyserować w swoim teatrze, czy nie. Naprawdę uważacie, że to jest problem, który obchodzi widzów?
A sprawa przyszłości Teatru Narodowego nie jest obojętna. To nie jest jeden z wielu warszawskich teatrów. Chyba że uznać, że nie musimy się tak bardzo przejmować jego losami, bo status tej sceny do niczego specjalnie już nie zobowiązuje. Być może mam konserwatywny pogląd, ale uważam, że Teatr Narodowy ma wciąż szczególną misję do spełnienia. I właśnie treść tej misji powinna być przedmiotem poważnej dyskusji.
Refleksja ta w jakiejś mierze musi się odnosić do przeszłości Teatru Narodowego. Nasza scena narodowa nie miała ciągłej tradycji. Nigdy nie było jednego wzorca tego teatru. Kilka jednak dyrekcji stworzyło wizje, które mocniej się zaznaczyły. Począwszy od Bogusławskiego, który zaprzągł Teatr Narodowy do oświeceniowych reform państwa, tym samym wyznaczył model teatru zaangażowanego w sprawy publiczne. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku Teatr Narodowy miał liczne dyrekcje, które jednak nie zostawiły wyraźnego śladu. Niewątpliwie swoją wizję tej sceny jako pewnego rodzaju wzorcowej instytucji kultury narodowej miał Kazimierz Dejmek. Jego Teatr Narodowy miał prezentować w możliwie najlepszy sposób kanon polskiej literatury dramatycznej. Ta misja, jak wiadomo, została brutalnie przerwana. Następca Dejmka, Adam Hanuszkiewicz, dla odmiany tworzył autorski model Teatru Narodowego, łącząc przede wszystkim zamiłowanie do tradycji romantycznej z coraz mocniej obecną pop-kulturą. Ta wizja była krytykowana przez część środowiska, ale cieszyła się powodzeniem widowni. A potem nastąpił krach, pożar w 1985 roku przerwał działalność Teatru Narodowego w siedzibie na pl. Teatralnym na ponad 10 lat.
Pamiętam, że w pierwszej połowie lat 90., gdy trwała jeszcze odbudowa teatru, toczyła się publiczna dyskusja o kształcie sceny narodowej, gdy wreszcie ona się wznowi. Zaskakującą i odważną decyzją było powierzenie Teatru Narodowego Jerzemu Grzegorzewskiemu, który narzucił wizję, łączącą jego szczególną wrażliwość artystyczną z odwołaniem do tradycji modernistycznej. Jak to sam określił: Teatr Narodowy był Domem Wyspiańskiego. Dyrekcja Grzegorzewskiego spotkała się z nieprzyjazną reakcją tych krytyków, którzy uważali, że Teatr Narodowy powinien odpowiadać na rzeczywistość społeczno-polityczną, a nie przedstawiać wysublimowanej oferty dla elitarnej publiczności. Grzegorzewski zrezygnował z dyrekcji, a po nim objął ją Jan Englert, który okazał się najdłużej sprawującym swą funkcję, w sposób nieprzerwany, dyrektorem w historii Teatru Narodowego. Englert nie deklarował jakieś szczególnej formuły ideowej sceny narodowej, stawiał przede wszystkim na rzetelność warsztatową repertuaru, a najwyższe osiągnięcia artystyczne jego dyrekcja uzyskała przede wszystkim w spektaklach reżyserowanych przez Jerzego Jarockiego i Eimuntasa Nekrosiusa (swoją drogą, gdyby litewski artysta żył, może on powinien objąć Teatr Narodowy?).
Ponad 20 lat Narodowego pod dyrekcją Jana Englerta i dyrektora naczelnego Krzysztofa Torończyka to kawał historii, która przetoczyła się też wokół tej sceny. Englert zaczynał, gdy Polska była dopiero u progu wstąpienia do Unii Europejskiej, przeżył czterech prezydentów (będzie odchodził prawdopodobnie, gdy piąty obejmie urząd), ale przede wszystkim w tym czasie dokonała się ogromna przemiana właściwie w każdej dziedzinie naszego życia. Tym bardziej zmiana dyrekcji Teatru Narodowego w 2025 roku może stanowić wyraźną cezurę i tym bardziej konieczny jest namysł, co się ma z tą instytucją stać. Jakie wyzwania przed nią stoją?
Temu namysłowi powinno towarzyszyć szereg podstawowych pytań. Czy nowy dyrektor powinien w swoim programie nawiązać do jakiejś wizji z przeszłości sceny narodowej? A jeśli tak, to do jakiej? Bogusławskiego? Dejmka? Hanuszkiewicza? Grzegorzewskiego? Englerta? Pytanie o tradycję oczywiście powinno służyć refleksji o misji Teatru Narodowego w perspektywie kolejnych lat, może nawet dalej zakrojonej przyszłości. Czy w ogóle jakaś misja sceny narodowej powinna byś sformułowana? Czy może wystarczy profesjonalnie działający teatr z najlepszymi twórcami? Pytanie o przyszłość Teatru Narodowego jest też pytaniem o stosunek do jego publiczności. Czy chcemy, aby Narodowy miał ambicję wpływać na nią i kształtować jej światopogląd w wymiarze politycznym i społecznym? A może bardziej duchowym, cokolwiek to znaczy? A może wystarczy, że będzie jej dostarczał godziwej rozrywki?
Wszystkie te cząstkowe pytania prowadzą do jednego zasadniczego: po co jest potrzebny Teatr Narodowy w drugim ćwierćwieczu naszego stulecia? A tak naprawdę pytania o Teatr Narodowy prowokują dyskusję o kształt naszego życia publicznego dziś i w najbliższej przyszłości. Jak widać jednak nie prowokują, co może też świadczy o nastroju społecznym i niestety słabości naszego środowiska. Wypada tylko mieć nadzieję, że ktokolwiek zostanie wybrany w konkursie na dyrektora Teatru Narodowego to główne pytanie będzie miał przemyślane.
Panie Wojciechu,
Dziękuję za ten wpis. Chciałam na ten temat rozmawiać, ale – do rozmowy trzeba dwojga….
pozdrawiam
Magda Raszewska
Pani Profesor, ja jestem chętny do rozmowy, ale zapewne chciałaby Pani porozmawiać z osobami, które w sprawie Teatru Narodowego podejmują decyzje. Na to rzeczywiście na razie trudno liczyć.
Panie Wojciechu, piszę do Pana jako do Dyrektora Teatru Telewizji. Serdecznie proszę o uzupełnienie strony internetowej TT, a dokładniej zakładki repertuar. Brakuje tam informacji co będzie pokazywane w styczniu i w kolejnych miesiącach. Czytałem, że Upiory ma reżyserować Anna Augustynowicz. Na stronie TT na Facebook przydałoby się więcej materiałów o spektaklach, zdjęcia z planu itp. Bardzo szanuje pracę Pana oraz Michała Kotańskiego. Świetna robota! Gratulacje! Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję w imieniu swoim i Michała Kotańskiego. Pana uwagi przekażę osobom odpowiedzialnym za stronę internetową i profil Teatru TV na FB. Potwierdzam, że 20 stycznia będzie premiera „Upiorów” w reż. Anny Augustynowicz. Pozdrawiam.