Plan Hausnera dla kultury

Przeczytałem ów osławiony raport Hausnera dotyczący zarządzania i finansowania kulturą. Dokument ma być dyskutowany na Kongresie Kultury w Krakowie we wrześniu i stać się podstawą ewentualnych reform.  Z tego potoku ekonomiczno-technokratycznej ględźby jeden postulat wyłania się wyraźnie i zapewne rozpali spór. W skrócie rzecz ujmując: Hausner sugeruje, że władza publiczna powinna ograniczyć swój udział w finansowaniu kultury na rzecz wszelkich podmiotów społecznych, a przede wszystkim prywatnych. Wiara, że w Polsce są prywatni fundatorzy kultury, tylko swoich aspiracji nie mogą realizować z powodów prawno-biurokratycznych, przyświeca całemu dokumentowi. Otóż jest to przejaw gorliwej naiwności, która cechuje różnego rodzaju maści neofitów, także tych, którzy socjalistyczną ekonomię zamienili na liberalną. Otóż w Polsce nie ma tak wielkich prywatnych pieniędzy, które w znaczący sposób ożywiłyby formy istnienia kultury. Nawet jeśli biznesmenom stworzy się dogodniejsze warunki wspomagania kultury poprzez odpisy podatkowe, to i tak nie zastąpi to obowiązków państwa. Humorystycznie w tym dokumencie brzmi przywołany w pewnym momencie wzór Stanów Zjednoczonych, w których istnieją wielkie, prywatne fundacje kultury.

Oczywiście, że postulat bardziej sprawiedliwego podziału środków na instytucje kultury i różnego rodzaju projekty pozainstytucjonalne jest pewnie słuszny. Ale też dziwi mnie ta niechęć do instytucjonalnej kultury. Jej działanie również paraliżują dzisiaj rozmaite przepisy, np. wynikające z obligu rocznego budżetowania. Czy robi się coś, żeby tu stworzyć jakieś dogodniejsze możliwości funkcjonowania?

W społeczeństwie, w którym nawyk korzystania z kultury jest słaby i coraz słabszy państwo musi na siebie wziąć pewne obowiązki. I widziałbym raczej w podtrzymywaniu instytucji kultury zgodnie z zasadą długiego trwania. Oczywiście, że trzeba teatry, muzea czy filharmonie motywować do działania i nie pozwalać im zastygać w marazmie. Wokół instytucji może istnieć cała gama rozmaitych inicjatyw na rzecz kultury i im będzie ich więcej, tym lepiej. One też tworzą konkurencję i powinny mieć swoje przywileje. Ale życie kulturalne nie może odbywać się wedle dowcipu z rysunku Mrożka: „w zastępstwie słonia znaczna ilość królików”.

Ciekawe, że w tym dokumencie Hausnera nie ma żadnej ideologii. On analizuje problemy zarządzania i finansowania kultury tylko pod kątem pragmatyki ekonomicznej (może w tym jest jakaś ideologia…). Ale przecież jeśli Ministerstwo Kultury inicjuje pracę nad takim dokumentem, to chyba w imię jakiejś wizji kultury w państwie. Tymczasem nie wiadomo, jaki system wartości budowałby tę wizję (poza frazesami o kulturze jako „kapitale społecznym”, który służy także rozwojowi gospodarczemu). Pewnie, że jak się zaczyna mówić o wartościach, to natychmiast uruchamia się groźba ideologizacji. Ale też jakieś imponderabilia trzeba ustalić.

Międlę tę gadkę jak by od niej coś zależało. Plany planami a życie swoje. Komentarzem do wizji prof. H. jest dzisiejsza informacja, że wciąż nie może ruszyć budowa teatru Warlikowskiego. Sztandarowa inicjatywa kulturalna miasta Warszawy rządzonej przez Platformę Obywatelską. Jak zwykle u nas wyłazi nieudolność urzędnicza, robienie z gęby cholewy, obiecywanie gruszek na wierzbie. Zbudujcie chociaż jeden teatr, a potem się bierzcie za reformy kultury.

867 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.