„Wszystko jest lekko dziwne” i bez sensu

Przeczytałem rozmowy Łukasza Maciejewskiego z Jerzym Radziwiłowiczem w książce pt. Wszystko jest lekko dziwne i powiem szczerze, że wolałbym jej nie czytać, ponieważ sprawiła mi ogromny zawód. Wiadomo kim jest Radziwiłowicz – aktorem o wielkim dorobku, wypracowanym bez korzystania z taniej popularności. Aktorem, który swoją sztukę traktuje serio, nawet jeśli deklaruje, że w tej dziedzinie artystą się tylko bywa. W każdym razie jest o czym rozmawiać z Radziwiłowiczem i jeśli zgodził się na wywiad-rzekę (a jest to niewątpliwie sukces Maciejewskiego i wydawnictwa Wielka Litera), to należało tę okazję maksymalnie wykorzystać. Tymczasem doświadczony skądinąd dziennikarz rozmawia z aktorem tak, jakby to był wywiad do popularnego magazynu i nie potrzeba było się zbytnio męczyć.
Zaczyna się po bożemu od tematów rodzinnych, dzieciństwa i młodości spędzonej na warszawskim Grochowie. Ale ledwo liźnięta jest sprawa studiów w PWST. Radziwiłowicz zdążył wymienić swoich wykładowców i kolegów z roku (a grupa była znakomita), gdy Maciejewski ni stąd, ni zowąd rzuca: „Pana studenckie lata to również hipisi”, tak jakby Warszawa i Szkoła Teatralna była centrum „flower power”. Dziennikarz w całej rozmowie ma dość irytującą manierę skakania po tematach, zmieniania ich w momencie, gdy wydaje się, że Radziwiłowicz mógłby powiedzieć coś więcej w rozpoczętej już kwestii. Maciejewski sili się na bycie partnerem dla swojego rozmówcy, co czasami daje kuriozalne efekty. Aktor opowiada o swojej fascynacji Paryżem (a zna to miasto, jak wynika z wypowiedzi, bardzo dobrze), a wtedy Maciejewski musi wtrącić swojej sentymentalne wspominki ze stolicy Francji. Radziwiłowicz opisuje Kraków z okresu, gdy tam mieszkał i pracował, powiada: „Nawiasem mówiąc, zdumiewające miejsce ten Rynek krakowski”, na co Maciejewski wyrywa się jak prymus w szkole: „Ogromny”.
Chaos w rozmowie sprawia, że pojawiają się błędy, których nikt nie zauważa. Radziwiłowicz przywołuje sprawę bojkotu telewizji w staniem wojennym i czyni przy okazji Kazimierza Dejmka ministrem kultury w tym okresie. Dejmek rzeczywiście miał negatywny stosunek do bojkotu (co nie przeszkadzało mu zaangażować elitę bojkotujących aktorów do Teatru Polskiego, którego był dyrektorem), ale ministrem kultury został dopiero w latach 90. O problemach politycznych i polskich imponderabiliach Maciejewski poświęca osobny rozdział w książce, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że ten fragment ma wymowę, o której ktoś u Czechowa mówi: „Mądry to wie, a głupi nieciekawy wiedzieć”.
To, co jednak najbardziej zdumiewa (a uwagę tę formułuję nie ze względu na skrzywienie teatralne), to właściwie pominięcie doświadczenia pracy Radziwiłowicza z wielkimi reżyserami: Swinarskim, Jarockim, Grzegorzewskim. Książka liczy blisko 400 stron, ale bodaj jedna stroniczka poświęcona jest tak wybitnej roli, jaką był Henryk w Ślubie, chociaż Maciejewski wyznaje, że przedstawienie w Starym Teatrze było dla niego „przeżyciem granicznym”. Radziwiłowicz już zdaje się rozwijać temat: „Kiedy zaczynaliśmy próby do Ślubu, mieliśmy świadomość, że powstaje coś wyjątkowego”. Ale nie dowiemy się co, ponieważ dziennikarz znowu zmienia wątek: „Wróćmy jeszcze na moment do kina”. Niewiele więcej pozwala Maciejewski opowiedzieć Radziwiłowiczowi o Grzegorzewskim, a to, co pada w rozmowie jest szalenie powierzchowne. Miarą ignorancji Maciejewskiego w dziedzinie teatralnego dorobku Radziwiłowicza jest sprowadzenie pracy z Jarockim do wyliczanki ról aktora, co ten może tylko skwitować: „Tak się jakoś szczęśliwie dla mnie złożyło”.
Pewnie, że trudno z aktorem analizować tajniki jego sztuki, wchodzić głębiej w jego metodę. Ale Maciejewski nawet nie próbuje się zbliżyć do tej problematyki. Nie podnosi uwag krytycznych, z którymi czasami aktorstwo Radziwiłowicza się spotyka np. zarzut manieryzmu. Pyta za to Radziwiłowicza o pierdoły w rodzaju: czy nie mylą mu się teksty sztuk? Nie reaguje na zdania, które powinny go zelektryzować. W pewnym momencie aktor wspomina Zbrodnię i karę i pracę z Jerzym Stuhrem. Mówi o nim: „Wspaniały, znakomity partner – pomagający, lojalny, najlepszy partner, z jakim w ogóle grałem w teatrze. Szkoda, że to się tylko raz zdarzyło”. Niezwykłe wyznanie! Radziwiłowicz występował z plejadą aktorów, a tylko w przypadku Stuhra miał poczucie prawdziwego partnerstwa scenicznego?
W rozmowie pada taka uwaga aktora pod adresem dziennikarza: „Pan mnie zna tylko z tych naszych posiedzeń przy kawce czy herbacie, kiedy opowiadam panu różne rzeczy na tematy, które pana interesują. Ale to jeszcze nie jest całe moje życie. W związku z tym, powiedzmy sobie szczerze, pan mnie nie zna. W ogóle”. I wtedy Łukasz Maciejewski odpowiada: „To prawda”. Niestety.

2 402 odwiedzin

11 Comments

  1. Panie Wojtku, święte słowa ! Ale to nie koniec. Jest kolejna książka Łukasza Maciejewskiego. Nosi tytuł „Aktorki. Spotkania”. Tu dopiero mamy dopiero kłębowisko banału! Pierwsze spotkanie jest z Niną Andrycz. Ale zanim do niego doszło artystka okazywała rezerwę, mnożyła pytania, czekała na rekomendacje, lecz w końcu, jak wyznaje Łukasz Maciejewski, „wystarczyło jednak, że spojrzeliśmy sobie w oczy, a wszystkie wątpliwości zniknęły.” No, po zastosowaniu takiej metody pozostał już tylko salon i martini. I tak było. Opisanych spotkań jest dwadzieścia. Poziom bzdury się nie zmienia. Kto daje kasę na takie książki ?!!!!
    Pozdrawiam.

    Reply

  2. Tej książki nie czytałem. Pani pytanie muszę uznać za retoryczne. Natomiast rzeczywiście niepokojąco słaby wydaje się poziom większości wydawanych ostatnio książek o aktorach (lub wywiadów rzek), a jest ich sporo. Wzorem pozostaje książka rozmów Basi Osterloff z Mają Komorowską. Pozdrawiam

    Reply

    • Wojtku, dziekuję Ci za dobre słowo o „Pejzażu”. Myślimy z Mają Komorowską o dalszym ciagu tej rozmowy o sztuce i zyciu, A nawet siedzimy nad nowymi maszynopisami/wydrukami, tylko wciąż czasu nam brak.
      Trzymaj za nas kciuki!!!
      Barbara O.

      Reply

  3. A mnie intersuje, czy czytał Pan książkę Niny Andrycz „Patrzę i wspominam” i ewentualnie Pana zdanie na jej temat.
    Pozdrawiam

    Reply

    • Niestety nie czytałem. Gdybym miał trochę więcej czasu na lektury, to myślę, żebym zajrzał do tej książki.

      Reply

      • Panie Profesorze, proszę przeczytać! to dopiero „doświadczenie graniczne” i „szczyt banału”. aż dziw bierze, że takie pierdoły pisze sama Andrycz. u niej nie kończy się na spojrzeniach w oczy i martini. polecam jako ciekawostkę.
        Pozdrawiam!
        EU

        Reply

    • Bardzo szanuję Jerzego za dorobek i inteligencję objawiającą się zdrowym rozsądkiem, ale prezentowane w książce (dopierom w połowie) poglądy bywają powierzchowne. Np. zdanie, że po efektach a nie gatunkach sądźcie – teoretycznie słuszne, ale już konkretny przykład (obrona seriali i telewizji) abstrahuje od CZASU, jaki się poświęca na pracę w teatrze i w tv. Oczywiści, można „przepić” i zmarnować każde, nawet najlepsze, okoliczności, ale tej klasy artysta nie powinien udawać, że nie wie, iż tam chcą od niego „gotowości”, a w teatrze dają mu sznsę na poszukiwanie… Tego typu „oczywistych oczywistości”, które okazują się zupełnie nieoczywiste jest w tym wywiadzie więcej – najwięcej w ocenach politycznych.

      Reply

  4. Jestem w trakcie lektury i … mam wrażenia podobne.
    Jerzy Radziwiłłowicz nieczęsto udziela wywiadów. Skoro zgodził się, prowadzący wywiad powinien to wykorzystać.
    Niektóre pytania zaskakująco banalne, „skakanie” po tematach i nieznośna maniera dziennikarza , podkreślania ile ksiązek przeczytał, ile sztuk obejrzał, ile rzeczy widział.
    A to przecież nie z nim ten wywiad.
    Ale mimo wszystko, czytam z zainteresowaniem, bo jednak to wywiad z Jerzym RAdziwiłłowiczem, a te nieczęsto mamy okazję czytać.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.