Werdykt

Spośród wielu festiwali teatralnych zawsze z ciekawością śledzę program, a nade wszystko werdykt jury opolskich Konfrontacji „Klasyka Polska”. Jak wiadomo od wielu sezonów rodzima klasyka jest piętą achillesową w repertuarach naszych teatrów i to, że festiwal w Opolu w ogóle się odbywa, zakrawa na cud. Rywalizacja teatrów w klasyce stała się czymś w rodzaju dyscypliny olimpijskiej, w której startują tylko najwięksi maniacy, i która nikogo specjalnie nie emocjonuje. Czy ktoś np. pasjonuje się zawodami WKKW (Wszechstronnego Konkursu Konia Wierzchowego)? Oczywiście formułuję to pytanie w sposób przekorny, bo żal mi, że polska klasyka tak się zmarginalizowała. Jednak nawet biedna i słaba warta jest uwagi. Dlatego zainteresowały mnie doniesienia z tegorocznej edycji festiwalu.

Do werdyktu jury dołączyło suplement, który zaczyna się od stwierdzenia: „Bardzo cieszymy się, że istnieje festiwal Opolskie Konfrontacje Teatralne Klasyka Polska. Jednocześnie proponujemy kilka zmian:

1. Selekcja przedstawień powinna mieć charakter autorski, za którą odpowiedzialny powinien być wyłącznie dyrektor naczelny i artystyczny Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu. W związku z tym uważamy, że zbędna jest Rada Artystyczno-Programowa. (…)

2. W Polsce toczy się debata na temat zmian kształtu finansowania kultury. Niepokoją nas coraz niższe dotacje przyznawane teatrom publicznym. Obawiamy się również obniżenia prestiżu festiwalu poprzez redukowanie budżetu. Kurczący się budżet nie może być kolejnym selekcjonerem festiwalu. (…)

3. Ponadto uważamy, że formuła festiwalu powinna ulec rozszerzeniu. Nie my jesteśmy dla dziedzictwa kulturowego, ale dziedzictwo kulturowe jest dla nas.”

Punkt 2 rzecz jasna nie budzi wątpliwości. Punkt 1 wydaje mi się niezrozumiały. Wygląda na to, jakby jury miało jakieś pretensje do Rady Artystyczno-Programowej (w której poza jedną osobą nie wiem, kto zasiadał). Czy festiwal będzie lepszy bez Rady? Nie wiem. Ale to jest sprawa dyrektora festiwalu, który przecież się chyba podpisuje pod programem bez względu na to, czy mu ktoś pomaga w wyborze przedstawień, czy nie.

Punkt 3 jest najbardziej intrygujący. Szkoda, że jurorzy (Monika Strzępka, Krzysztof Mieszkowski i Michał Walczak) nie wyjaśnili dokładnie, co kryje się za propozycją „rozszerzenia formuły festiwalu”?

Deklaracja: „Nie my jesteśmy dla dziedzictwa kulturowego, ale dziedzictwo kulturowe jest dla nas” brzmi jak hasło z chińskiej rewolucji kulturalnej. Przede wszystkim jurorzy chyba nie rozumieją pojęcia: „dziedzictwo kulturowe”. Dziedzictwo jest bowiem wszystkim, co zostawili przodkowie. Nasz stosunek do dziedzictwa jest zupełnie inną sprawą. Możemy być głupkami, których dziedzictwo nie ciekawi, którzy nic na jego temat nie wiedzą, ani dowiedzieć się nie chcą. Możemy też być wobec dziedzictwa jak klienci w supermarkecie – chodzić między półkami i wybierać tylko te towary, których potrzebujemy. Ale tak naprawdę dziedzictwo istnieje bez względu na to, jaką wobec niego zajmiemy postawę. Ani ono jest dla nas, ani my dla niego.

Stwierdzenie: „dziedzictwo kulturowe jest dla nas” świadczy jednak o arogancji. Sugeruje, że to my decydujemy, co jest do wzięcia z kultury, a czego się można pozbyć. Konsekwencje tego mogą być bardzo groźne. Gdy talibowie niszczyli posągi Buddy w Afganistanie, to mieli właśnie taki „aktywny” stosunek do przeszłości.

Śmiem twierdzić, że problem słabości klasyki w naszych teatrach wynika właśnie z tej arogancji, która przeszłość nakazuje podporządkować widzimisię współczesnych. Nam się wydaje, że jesteśmy mądrzejsi od przodków, że oni tym starym językiem, którym mówili, nie mają w istocie nic nam do powiedzenia. Jeśli ich przerobimy po swojemu, to może od biedy coś z tych dawnych historii wyniknie.

Chciałoby się również jurorów Konfrontacji „Klasyka Polska” zapytać, kogo mają na myśli, mówiąc: „my”, „nas”. Na szczęście dziedzictwo kulturowe jest tak bogate, że nie ma jednego, wspólnego odbiorcy. Być może dziedzictwo w swej różnorodności trwa dzięki ciekawości jednostek, które w obcowaniu z przeszłą kulturą nie kierują się żadnym „my”.

Najśmieszniejsze jest to, że podoba mi się werdykt jurorów opolskiego festiwalu, którzy Grand Prix przyznali niespodziewanie spektaklowi A ja, Hanna wg Trenów Kochanowskiego (jest to muzyczny monodram Grażyny Rogowskiej, aktorki Teatru im. Kochanowskiego w Opolu, w reżyserii Tomasza Hynka), choć konkurencja wydawała się atrakcyjniejsza. Przedstawienia nie widziałem, ale mam wrażenie, że w tym wyborze zwyciężyło właśnie „dziedzictwo kulturowe” z jego bogactwem, siłą i na nowo odkrywanym potencjałem. Jeśli Jan Kochanowski może tak przemówić we współczesnym teatrze, to może nie jest tak źle?

 

 

814 odwiedzin

2 Comments

Skomentuj zkj Anuluj pisanie odpowiedzi

Oznaczone pola są wymagane *.