Parę refleksji na gorąco po wczorajszej sensacji:
- Przede wszystkim nie został wybrany na drugą kadencję Jan Klata. Nie musiało się tak stać, ponieważ cokolwiek sądzić o jego dyrekcji, nie wyczerpała ona swoich możliwości, a nawet odstąpienie od początkowego programu (sezony inspirowane wielkimi reżyserami Starego) dało teatrowi większy oddech i zaowocowało spektaklami, a nie teoriami do nich budowanymi. Wydaje się, że były perspektywy na rozwój Starego pod dyrekcją Klaty. Decyzja, aby mu nie dać kolejnej szansy, ma posmak polityczny w tym sensie, że Ministerstwo Kultury jednak chciało dokonać zmiany. Nie wiem, czy chęć ta była rzeczywiście podyktowana krytyczną oceną działalności Klaty, może raczej chodziło o kwestie wizerunkowe, zaznaczenie swojej decyzyjności, stworzenie nowej sytuacji.
- Wybór Marka Mikosa jest oczywiście zaskakujący, ale w komentarzach na jego temat pojawiło się mnóstwo przykrych i nieprawdziwych ocen. Przede wszystkim to nie jest człowiek anonimowy. Funkcjonuje w środowisku od początku lat 90. Był wtedy recenzentem krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Teatr nie wypełniał bez reszty jego aktywności zawodowej tak jak wielu osobom, które zaczynały jako krytycy. Był dyrektorem dwukrotnie ośrodka telewizji w Kielcach (o ile pamiętam chyba też wybierany był z konkursu), został zwolniony ze stanowiska na początku zeszłego roku na fali zmian, które nastąpiły po dojściu do władzy nowej ekipy. Na pewno Mikos nie ma konotacji politycznych związanych z PiS. W tym sensie jego wybór nie pasuje do oskarżeń, że oto Ministerstwo powołało swojego człowieka. Marek, na ile go znam, jest osobą komunikatywną, budzącą sympatię, z inicjatywą. Czy to są wystarczające predyspozycje, by zostać dyrektorem Starego Teatru? Zapewne nie. Czy fakt, że Mikos jest raczej cywilem w teatrze może przeszkadzać? I tak, i nie. Przypominam, że dyrektorami Starego były takie osoby, jak zmarły niedawno Jan Paweł Gawlik czy Jerzy Koenig, którzy nie byli artystami. Niewątpliwie Mikosa czeka jednak trudne zadanie, aby pozyskać zaufanie zespołu, który w dużej części jest zawiedziony przegraną Klaty (za nim przecież głosowali przedstawiciele Starego Teatru w komisji konkursowej).
- Nie znamy programu, który przedstawił Mikos. Dobrze by było, aby został upubliczniony. Nie ośmieliłbym się wyrokować cokolwiek na podstawie pogłosek, jak np. prof. Kosiński, który twierdzi, że Mikos będzie proponował: „teatr łatwy, taki, który wszystkim przypada do gustu i który wszyscy lubią” (rozumiem, że dla prof. Kosińskiego najlepszy byłby teatr, który tylko jemu daje podnietę umysłową). Wiemy, że Mikos zaproponował jako swojego zastępcę do spraw artystycznych Michała Gieletę. Jemu też już przypięto rozmaite łaty, uważam, że również na wyrost. Oczywiście Gieleta znajdzie się w trudnej sytuacji, ponieważ nie ma właściwie doświadczenia teatralnego w Polsce. Wejdzie do zespołu Starego Teatru jako ktoś całkowicie z zewnątrz, kto nie legitymuje się osiągnięciami, które byłyby przekonujące dla aktorów. To będzie dla Gielety wyzwanie. Z drugiej wszakże strony, ani Mikos, ani Gieleta, nie mają środowiskowych obciążeń. Wyobrażam sobie np., że pierwszy ruch, jaki Mikos powinien wykonać, to zatelefonować do Krystiana Lupy i zaproponować mu powrót do Starego Teatru. Lupa po zapaści Teatru Polskiego we Wrocławiu nie ma właściwie gdzie w kraju pracować. W Starym wciąż są jego aktorzy. Czy Lupa ma powód, żeby bojkotować Mikosa tak, jak robił to wobec Klaty? Nie wydaje mi się także, żeby Mikos musiał rezygnować z reżyserów, którzy pojawili się w Starym za dyrekcji Klaty i osiągali tu sukcesy, jak Monika Strzępka. Oczywiście to są tylko moje wyobrażenia, ciekawe będzie na pewno to, co nowego Mikos i Gieleta zaproponują.
- Domyślam się, że dla Jana Klaty przegrana jest ciężkim zawodem. Ale gdy emocje opadną i pojawią się pytania: co dalej? – może warto, aby reżyser przypomniał sobie, że parę ważnych przedstawień zrobił w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Oczywiście powrót do tego teatru w obecnej sytuacji jest jak decyzja, by zamieszkać w domu, z którego zostały ruiny po bombardowaniu. Ale jest to na pewno wyzwanie, a dla wrocławskiego teatru może szansa na odrodzenie.
- I na koniec czysta złośliwość: koledze Mrozkowi, który wieszczył, że Klata nie ma z kim przegrać, proponowałbym ufundować specjalną nagrodę. Jej patronem powinien być Bronisław Komorowski.
Czytając wypowiedzi zwolenników Jana Klaty mam wrażenie, ze największą wadą Michała Gielety jest fakt, że nie wspiera go środowisko, a właściwie jego część. A jak się dobrze przyjrzeć tym wypowiedziom i artykułom, na przykład Witolda Mrozka, problemem jest fakt „cudzoziemskości”. Co musi wzbudzać zdziwienie, bo to przecież nie idzie w parze z postępowością.
A dla redaktora Mrozka do nagrody im. Bronisława Komorowskiego dołączyłbym medal im. Niedźwiedziej Przysługi.
A mnie bardzo ciekawi, co zaprezentuje w Starym Teatrze Michał Gieleta, o ile nie będzie przeszkód w podjęciu przez niego pracy w teatrze. Brak doświadczenia w polskich realiach teatralnych, przy znacznym doświadczeniu w realiach teatru zachodnioeuropejskiego, postrzegam jako korzyść, a nie – przeszkodę. Nie zachwyciła mnie tak szybka deklaracja Krystiana Lupy, czy Moniki Strzępki, że nie podejmą współpracy z nowym kierownictwem Starego Teatru, powiedziałabym, że deklaracja ta wzbudziła moją dezaprobatę. W końcu reżyserzy, nawet ci wielcy, pracują, tworzą dla kogo ? Dla widzów, znawców teatralnych, ale przecież – chyba nie dla dyrektorów teatru ( pomijam tu skrajne sytuacje, jak przypadek Teatru Polskiego we Wrocławiu ).
Może się ułoży i zobaczymy, co z tego wyboru się urodzi ?
Pozdrawiam – Hanna Kotwicka.
Pokontynuuję.
Marek Mikos i Michal Gieleta to już obecnie nie lada przestępcy. Zamachnęli się, cieniasy, na świątynię, choć może nie do końca wierzyli w wybór. Wybrani zgodnie z procedurami, komisji nic zarzucić się nie daje, ale nic to nie znaczy, Jedna (ewentualna) kadencja tych nieudaczników położy na łopatki – jak się okazuje – nie tylko Stary Teatr , ale i pół Krakowa.
Zadziwiająco mało eleganckie są wypowiedzi uczestniczących w konkursie Pawła Miśkiewicza i Jana Klaty, na temat wybranego kandydata. A jakie ma być wyjście z obecnej sytuacji ? Nowy konkurs ?
Kto stanąłby do niego, wobec aury, która się wobec konkursu wytworzyła ? A jeśli wybrany w drugim podejściu kandydat i tym razem nie spodobałby się środowisku ? Ku czemu ta droga prowadzi ?
Jak w tym wszystkim odnajduje się rola konkursu, jak dotąd podważana i niszczona przez urzędy ?