Siedzę sobie na plaży. Biedronki atakują, ale niezrażony przeglądam gazetę. A tu patrzę w „Dużym Formacie” wywiad z Radkiem Krawczykiem. Radka znam, bo jest młodszym kolegą z Wiedzy o Teatrze, ale przede wszystkim towarzyszem od oglądania meczów piłkarskich. W wywiadzie opowiada o swoje chorobie – trzy lata temu dostał udaru mózgu, wydawało się, że nie wyjdzie z tego. Już odbywały się msze w jego intencji, bo lekarze rozkładali ręce. Mówili, że nawet jeśli przeżyje, to grozi mu życie warzywa. Ale stał się cud i Radek wrócił do normalnego życia, do swojej rodziny, żony Ani i fajnych dzieci. Od roku przygotowuje się do startu w triatlonie w Londynie. Zawody odbędą się w najbliższą niedzielę. Wiedziałem o tym, ale w wywiadzie Radek dość szczegółowo opowiada o przygotowaniach, co już samo w sobie jest imponujące. Triatlon to jest 1500 m. pływania, 40 km jazdy na rowerze i 10 km biegu. Można to wykonać w ciągu 4 godzin (w wieku Radka, a więc blisko 40-tki). Przekracza to jednak moje wyobrażenie o wysiłku fizycznym, od którego nie stronię, ale nie w takiej dawce. Radek chce coś sobie udowodnić. Nie wnikam w sens tego wyzwania. Wierzę, że mu się uda i będzie usatysfakcjonowany, że dokonał tego, co sobie zamierzył. Rosjanie na takich jak on mówią: wot, mołodiec.