Mniej więcej rok temu spotkałem Zbyszka Brzozę w sklepie. Był akurat przed objęciem dyrekcji Teatru Nowego w Łodzi. Odniosłem wrażenie, że jest pełen entuzjazmu dla nowego wyzwania. W każdym razie znalazłem go w o wiele lepszym nastroju niż jako dyrektora Teatru Studio. Mówił trochę o tym, co chciałby zrobić. Zapytałem, pamiętam jak dziś, czy nie obawia się przeszkód ze strony prezydenta Łodzi. Z odpowiedzi wynikało, że nie taki diabeł straszny… Zbyszek wyglądał na człowieka, który wybiera się w podróż morską i choć wie, że czekają go burze i wiatry, to sama myśl o żeglowaniu bardzo go podnieca.
Dzisiaj czytam informacje, że prezydent Łodzi zwolnił Brzozę z obowiązku pracy jako dyrektora artystycznego Teatru Nowego. Nie znam dokładnie kulis całej afery, z doniesień na jej temat jasno wynika, że stało się kurestwo. Nie mam wątpliwości, że Brzoza powinien mieć szansę dalszej pracy, choć nie podzielam entuzjazmu jego zwolenników dla efektów działalności Nowego w pierwszym sezonie. Najgłośniejsza premiera teatru „Brygada szlifierza Karhana” wydała mi się nazbyt wykoncypowana. Tak czy inaczej marudzenie na Brzozę jego przeciwników wynika z jawnej chęci pozbycia się go i osadzenia w teatrze kogoś, z kim prezydent miasta ładnie będzie się prezentować na zdjęciu. A Brzoza fotogeniczny niestety nie jest.
Afery ze zmianami dyrektorów zdarzają się niemal w każdym sezonie. I będą się zdarzać nie tylko dlatego, że nie ma regulacji wzajemnych praw i obowiązków dyrektora teatru i zatrudniającego go tzw. organu założycielskiego. Będą się zdarzać, bo niestety mamy przeważnie słabych, przypadkowych dyrektorów teatrów i jeszcze słabszych urzędników od teatrów. Chwalebne wyjątki, które na szczęście występują, tylko potwierdzają regułę. W jakiejś mierze słabość instytucji teatru wynika ze słabości ludzi, którzy nią kierują. A jak mawiał Lenin: najważniejsze są kadry.
Wole wyroby z brzozy:)