Pewne zasłużone pismo, które darzę szacunkiem i sympatią opublikowało w najnowszym numerze wspomnienie o Pinie Bausch, pióra skądinąd inteligentnego znawcy sztuk wszelakich. Wspomnienie nie jest długie, zajmuje pół stronicy. Autor w drugim akapicie wyznaje, że nie widział nigdy żadnego spektaklu Bausch na żywo, ale mimo to ma wrażenie, że jej teatr jest mu bliski. Twórczość jednej z najwybitniejszych artystek naszego czasu autor zna z opisów i z filmu Almodovara „Porozmawiaj z nią”, w którym zawiera się fragment spektaklu „Cafe Muller” z udziałem choreografki. Inny fragment tego słynnego przedstawienia autor obejrzał, jak powiada, na YouToubie [sic!] i lirycznie go opisał. Przyznaje, że wiedział, iż tuż przed śmiercią Piny Bausch jej spektakl „Nefes” był pokazywany we Wrocławiu. „Ale jakoś się nie składało” – i nie obejrzał. W zakończeniu tekstu stwierdził: „Wraz ze śmiercią Piny Bausch coś we mnie umarło”.
W Polsce Pina Bausch ma niezliczoną rzeszę miłośników. Wielu jeździło do Wuppertalu, by chłonąć jej sztukę. Spektakl, który grano we Wrocławiu w dniu jej śmierci miał wyjątkową atmosferę. Niejeden widz może potrafiłby ją opisać. Niedawno ukazała się ciekawa monografia twórczości Bausch autorstwa Aleksandry Rembowskiej. W Michałowicach działa tancerz, który wiele lat występował w Tanztheater Piny Bausch. Słowem: jest wiele osób, które miałyby prawo i kompetencje, by napisać pół strony o artystce. Redakcja wybrała autora, który niczego nie widział; autor nie miał oporów, by tekst opublikować, choć o temacie nie ma bladego pojęcia.
Amicus Plato, amicus Sokrates, sed magis amica veritas. Z przyjaźni nie wymieniam nazwy pisma i nazwiska autora. Wybaczcie, że to głupstwo wam wytykam.
PS. Żeby było jasne: choć widziałem na żywo spektakle Piny Bausch, czytałem o niej trochę, teatr jej był mi bliski – nie podjąłbym się napisania o niej wspomnienia.