Prowincjałki

W niedzielę w Zielonej Górze spotkanie poświęcone tzw. teatrom prowincjonalnym. Zorganizował je miejscowy Teatr Lubuski. Zjechało się paru dyrektorów i kierowników literackich teatrów, które nie są na giełdzie teatralnej wysoko notowane, choć swoje ambicje mają. Na to spotkanie powinni być zaproszeni też goście krakowskiego Kongresu Kultury, bo coś mi się wydaje, że pochłonięci ważnymi sprawami i inicjatywami zapomnieli, że kultura istnieje też w takich miejscach jak Zielona Góra, Gorzów, Słupsk, Jelenia Góra. Ktoś ją tam robi, ma swoich odbiorców, ma też problemy.
Zastanawiałem się, czy byłbym w stanie pracować w takim miejscu, np. jako kierownik literacki teatru? Jak bym się odnalazł w małym środowisku, w którym jest chęć, by coś robić, ale nie zawsze wystarcza umiejętności, w którym marzenia łączą się ze świństwami. Jak żyć z jednej strony wielką literaturą, a z drugiej donosami, z których wylewają się pomyje? Czy po latach pracy i życia w tym środowisku nie drżałaby mi ręki, gdy wyciągałbym ją po kieliszek wódki?
W trakcie spotkania padł pomysł, aby teatry się skrzyknęły i zorganizowały coś w rodzaju kroczącego festiwalu (co roku w innym mieście), który byłby przeglądem ich najlepszych spektakli. Ktoś rzucił nazwę dla tej imprezy: Pro Vinci. Czy dyrektorom starczy sił i chęci, by pomysł zrealizować? Trzymam za to kciuki, bo wbrew poecie nie mam w dupie małych miasteczek.
.

602 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.