Spośród wszystkich seriali kryminalnych, których jest w końcu bez liku, największy sentyment jednak mam do „Columbo”. Pamiętam, że już pacholęciem będąc oglądałem z zaciekawieniem kolejne odcinki w telewizji, które teraz kupuję regularnie na DVD. Z dzisiejszego punktu widzenia „Columbo” jest absolutnie anachroniczny. I nie chodzi tylko o brak jakiegokolwiek epatowania przemocą, nie ma efektów specjalnych, pościgów, strzelanek, mordobicia, tego wszystkiego, co jest na porządku dziennym w dzisiejszych kryminałach. Nie słyszałem, żeby porucznik kiedykolwiek przeklął. Zbrodnie dokonują się, jak to mawiała moja babcia, „u lepszych państwa”, w środowiskach finansjery, śmietanki artystycznej, „high socjety”. Żaden margines. No i rzecz podstawowa, która tak silnie wyróżniła serial: kto zabił i jak wiemy już na początku odcinka. Czyli właściwie akcja toczy się wbrew zasadom gatunku. A jednak te filmy są wciągające. Oczywiście decyduje o tym postać głównego bohatera. Zagadką bowiem jest, w jaki sposób porucznik odkryje mordercę. A robi to z ogromnym, rozbrajającym wdziękiem kogoś niepozornego z wyglądu i zachowania, kto jednak okazuje się przenikliwym, inteligentnym obserwatorem. Wszystko rozgrywa się wedle ustalonego schematu: Columbo od razu namierza podejrzanego, zaczyna wokół niego kołować, z początku udając, że nabiera się na alibi przestępcy. Ale krok po kroku odkrywa tajemnicę. Zbrodniarz musi w pewnym momencie zrobić jakiś błąd i wtedy Columbo go dopada, stosując często metodę prowokacji. Ale nie z pistoletem przy głowie. Ujawnienie zbrodni dokonuje się w salonowej niemal rozmowie, po której zbrodniarz musi przyznać się do winy.
Porucznik jest rozkosznie zabawny w tym swoim prochowcu, który stale nosi, choć w filmie zawsze jest pogoda. Jeździ starym peugeotem, towarzyszy mu czasem pies baset, pali cygara, które nie wie, gdzie zgasić. I wraca do rozmowy z podejrzanym, choć temu się wydaje, że już się pozbył policjanta.
„Columbo” to wciąż inteligentna rozrywka i może dlatego wydaje się anachroniczny.
Czy ja napisałem coś, czego miłośnicy „Columbo” by nie wiedzieli? Chyba nie. Więc może lepiej pójdę pooglądać nowy odcinek.