Żmijewski sprawdza siłę sztuki

„Zadajemy artystom pytanie: w jaki sposób ingerujesz sztuką w rzeczywistość? Jaki skutek chcesz osiągnąć? To jest zadanie i jeśli odpowiedź jest ciekawa, to współpracujemy. Czy jako artysta jesteś silnym graczem, czy słabym? Jesteś blisko wydarzeń, czy na peryferiach?”

Cytuję fragment z dzisiejszego wywiadu w Gazecie Wyborczej z Arturem Żmijewskim, kuratorem tegorocznego Biennale Sztuki Współczesnej w Berlinie. Rozmowa nosi tytuł: Sprawdzam siłę sztuki i Żmijewski opowiada w niej wedle jakich kryteriów zaprasza artystów do udziału w prestiżowej wystawie. Nie jestem artystą, ale gdybym był, to czułbym się chyba trochę zakłopotany postawionymi pytaniami, które mają testować przydatność na Biennale. Już narodzenie się wątpliwości byłoby dyskwalifikujące. Bo rozumiem, że szanse mają ci twórcy, którzy się nie wahają: jasno deklarują zaangażowanie polityczne swojej sztuki. I już sama chęć szczera zrobi oficera. To nawet jest sympatyczne, że Żmijewski nie oczekuje konkretnych dzieł. Nie musisz niczego namalować (to i tak jest już passe), ani nagrać video, ani zrobić performance’u, ani nic, co uchodzi za sztukę współczesną. Mile widziane są teksty, apele, manifesty, byle w słusznej sprawie. Jako pozytywny przykład działania artystów Żmijewski podaje również zachowanie studentów ASP w Amsterdamie, którzy uczestniczą w obozie oburzonych. Postawili namiot i jak opowiada Żmijewski: „Nie robią tam sztuki, bo nie wiedzą, jak miałaby wyglądać. Rozmawialiśmy np. o tym, czy wkładem artystów nie mogłoby być opróżnienie toalet typu toi-toi, jakie obsługują obozowisko. No i oni powiedzieli, że czemu nie. Są gotowi do różnych działań, także do brudnej roboty”. Fajnie, że Żmijewski im to podpowiedział. Przecież studenci mogliby kupy walić po prostu na ulicy, co byłoby jednak dość banalnym gestem artystycznym, nawet jeśli by nadać mu sens polityczny.

Silę się trochę na dowcip, ale problem jest wbrew pozorom poważny. Dotyczy bowiem fundamentalnego pytania: czym ma być sztuka w dzisiejszym świecie? Żmijewski udziela na nie prostej odpowiedzi: sztuka powinna służyć przemianie tego świata. Ma włączyć się do działania, najlepiej rewolucyjnego. Artyści raczej mają serce po lewej stronie – powiada Żmijewski. Marzy mu się zapewne, choć o tym nie mówi w wywiadzie wprost, by Biennale było takim lontem, który on podpali i zrobi się wielkie bum. Historia oczywiście podaje przykłady artystów czy dzieł sztuki, które odgrywały rolę zapalników w buntach społecznych. Jak wiadomo premiera Niemej z Portici w Brukseli uruchomiła rewolucję 1830 roku w Belgii. Zatrzymanie przez cenzurę Dziadów w Teatrze Narodowym wywołało wypadki marcowe 1968 roku. Teatr jednak poruszył lawinę niejako przypadkiem. Dejmek przecież świadomie nie zaplanował inscenizacji dzieła Mickiewicza tak, aby studenci wyszli na ulicę. Taką a nie inną reakcję spowodował spektakl, który do niczego nie nawoływał wprost. Zawierał tylko metafory. Może zresztą nie odniósłby takiego skutku, gdyby nie talent jednego aktora, odtwórcy głównej roli. Piętą achillesową dzisiejszych twórców, którzy deklarują zaangażowanie polityczne, jest słaba wiedza historyczna i niewyciąganie wniosków z przeszłości. Doświadczenie wskazuje bowiem, że sztuka może mieć działanie polityczne, ale musi pozostawać jednak sztuką. I to sztuką, która posiada niebanalną formę. Owszem, rewolucyjnym czasom towarzyszyli artyści-agitatorzy, propagandyści, politruki. Marnymi na ogół talentami wspierali sprawę, a potem często nową władzę, która z rewolucji się wyłaniała.

A wracając do początkowych pytań Artura Żmijewskiego, to tak myślę, że dobry artysta nie musi być „silnym graczem” i nie musi być „blisko wydarzeń”.

1 022 odwiedzin

4 Comments

  1. Wojtku, bardzo trafne uwagi. Jedno co mnie jeszcze bawi, to (prócz konceptu na biennale idei) to także ta nieuświadomiona pycha – że ważne jest, ze coś robi artysta – nawet jeśli to czarna robota. „Czy wkładem artystów może być opróżnienie toi-toi” – a czy wkładem oburzonych pracowników zakładu oczyszczania miasta może być program artystyczny? Gitara, protest-songi itepe? Ta pycha nie wywołuje zażenowania ani artysty, ani krytyka sztuki (oboe są doprawdy bardzo zaangażowani w idee sztuki zaangażowanej) -Co do wiedzy historycznej – również zgoda. Przypominam sobie, że podobne biennale idei pod wdzięczną nazwą Zjazd Marzycieli zorganizowano w ramach IV Biennale Form Przestrzennych w Elblągu. Wśród uczestników był m.in. Oskar Hansen. Cytuję za strona internetową Galerii El – „Formuła programowa Zjazdu Marzycieli była na tyle pojemna, że obejmowała każdy akt działania twórczego. Formami wypowiedzi artystycznej były prelekcje, odczyty, manifesty, a także akcje oraz ekspozycje fotograficzne i projekcje filmowe.” No chyba tyle…

    Reply

    • Nieszczęście polega jeszcze na tym, że jak się uzna, iż wypowiedzi Żmijewskiego to są brednie i kuriozum (kuzorium – jak mawiała jedna dama w Krakowie), to zaraz człowiek narazi się na zarzuty zachowawczości, wstecznictwa i wszystkiego, co najgorsze. A chodzi o to, żeby serce mieć po lewej stronie, ale jeszcze głowę na swoim miejscu i z niej korzystać. Pozdrawiam

      Reply

      • Właśnie dlatego występuję pod loginem „stary.piernik”. Tak mnie ktoś z teatrałów nazwał i to mi się spodobało.Teraz mogę uważać i mówić, co chcę, nawet dobrze o rzeczach modnych, o ile są dobre. I mogą mi naskoczyć. By the way mnie Warlikowski ma do powiedzenia NIC. Jestem niepoprawny teatralnie. I pod każdym innym względem.

        Reply

  2. Żmijewski nie rozumie chyba (choć to nieporozumienie bardzo powszechnie), że „zaangażowanie” sztuki nie jest problemem jej języka. Sztuka, żeby wyrażała jakieś stanowisko „w sprawie” nie musi przecież zamieniać się w demonstrację. Dobry obraz, spektakl, czy film wyrasta ze świata w którym powstał i tak czy inaczej będzie nań reagował, za pomocą właściwych sobie narzędzi. Wie to nawet tak zaangażwany artysta jak Warlikowski, który oprócz „ciekawych” poglądów ma także talent.

    Reply

Skomentuj ~stary.piernik Anuluj pisanie odpowiedzi

Oznaczone pola są wymagane *.