Teatry Warszawy 1944-1945

Teatry Warszawy 1944-1945. Kronika Tomka Mościckiego to jedna z najciekawszych książek o historii teatru, jakie się u nas ukazały w ostatnich latach. Jest to kontynuacja podobnej publikacji poświęconej życiu teatralnemu stolicy w 1939 roku, którą Tomasz przygotował kilka lat temu. Mój najszczerszy podziw budzi ogrom pracy, jaką autor musiał wykonać zbierając dokumentację, wertując prasę, tropiąc wszelkie ślady życia teatru w tamtym dramatycznym czasie. Kronikarz stał się też przewodnikiem po mieście, którego już nie ma oraz świetnym znawcą ludzkich losów. I właśnie one tworzą niezwykłą dramaturgię tej 900-stronicowej książki.
Jest kilka co najmniej tematów, które warto poruszyć analizując kronikę. Bez wątpienia jednym z nich jest charakter życia teatralnego w okupowanej Warszawie. Mościcki opisuje chyba każdy spektakl czy imprezę teatralną, która odbyła się w stolicy od stycznia 1944 roku. Przedstawia tytuły, twórców i wykonawców, cytuje recenzje z tzw. gadzinowej prasy (prezentujące zresztą żenujący poziom). W dotychczasowej opinii jakość artystyczna teatru koncesjonowanego przez Niemców była słaba, teatr wręcz miał służyć demoralizacji społecznej (stąd też podziemne państwo polskie zalecało bojkotowanie teatrów, a aktorom zakazywano występów). Mościcki jednak pokazuje, że rzeczywistość była bardziej złożona. W omawianym w kronice czasie Niemcy pozwalali już na nieco więcej, gdy idzie o dobór repertuaru. W składankach scenicznych pojawiały się nawet utwory Mickiewicza, można było zagrać Damy i huzary, a także w okrojonej wersji Krakowiaków i górali. Niemców w miarę jak zbliżał się front wschodni już tak nie zajmowało kontrolowanie akurat teatrów, a może ta „liberalizacja” miała też służyć pozyskaniu Polaków w obliczu sowieckiego zagrożenia. Choć jednocześnie w kronice każda niemal wzmianka o premierze teatralnej kontrapunktowana jest informacjami o łapankach, egzekucjach czy wywózce na roboty i do obozów. Ofiarami terroru padali również ludzie teatru, zarówno ci, którzy bojkot łamali, jak i ci, którzy się do niego zastosowali.
Właściwie książka Mościckiego prowokuje pytanie: czy teatr w okupowanej Warszawie był przybytkiem, który działał przeciwko moralności zniewolonego społeczeństwa i łamał narodowego ducha? A może był jakąś namiastką normalności, której ludzie potrzebowali w rzeczywistości ciągłego strachu i dlatego wbrew zakazom do niego chodzili? Może też działała sztuka, którą mimo wszystko oferował? Tomek nie przywołuje tego wspomnienia Andrzeja Łapickiego, w którym opowiadał jak on – student podziemnego PISTu – wybrał się po kryjomu do Komedii, by obejrzeć W małym domku Rittnera z Węgrzynem i Junoszą Stępowskim, i jak wielkim to było dla niego przeżyciem. To wspomnienie również coś mówi.
Ciekawe są wyjaśnienia, które składali aktorzy w tzw. procesach weryfikacyjnych, organizowanych przez ZASP już po wyzwoleniu (Mościcki w kronice je przywołuje zarówno w przypadku znanych artystów, jak i tych całkowicie zapomnianych). Bardzo często usprawiedliwiali się ciężką sytuacją osobistą, okupacyjną biedą, czasami lękiem przed szantażem i konsekwencjami odmowy pracy w koncesjonowanych teatrach. Niektórzy nie mieli świadomości, jaki jest kontekst ich wyborów, a powodowała nimi po prostu chęć występowania, która w końcu decyduje o tym, że aktor jest aktorem. Kronika Mościckiego daje niezwykłą panoramę jednostkowych losów, które bardzo trudno jednoznacznie klasyfikować. Wśród ludzi teatru, którzy stali się bohaterami publikacji, znajdują się zwykli łajdacy i zdrajcy. Są osoby, które zaplątały się w wątpliwe działania, ale w jakiś sposób odkupiły winy walcząc na przykład w Powstaniu. Są tacy, którzy byli cichymi bohaterami lub po prostu zachowali się przyzwoicie. Procesy weryfikacyjne nie zawsze należycie oddawały sprawiedliwość. Mościcki w swoich komentarzach do poszczególnych spraw niejednokrotnie na to wskazuje. Jego książka może zresztą ponownie otworzyć dyskusję o problemie postaw i ich ocen. Z pewnością można ją zestawić z wydaną niedawno u nas pracą Alana Ridinga A zabawa trwała w najlepsze. Życie kulturalne w okupowanym Paryżu.
Książka, na którą składa się właściwie wyłącznie faktografia (starannie również ilustrowana) pozostawia jednak silne obrazy, ukazujące niezwykłą moc teatru, który trwa niejako na przekór najgorszym warunkom. Nie łamią go zniszczenia materialne, którym uległ niemal całkowicie (z istniejących dziś budynków z wojny ocalał Teatr Polski oraz scena przy Marszałkowskiej 8, siedziba Rozmaitości – czy ktoś pamięta, że w grudniu 45 roku uruchomiono tutaj Operę Warszawską?). Ożywia teatr nieprawdopodobny hart ludzi, którzy zbierają się, by go organizować na nowo (paradoksem jest to, że zasługi przy wskrzeszaniu życia teatralnego w Warszawie już pod koniec 44 roku mają artyści, którzy występowali w jawnych teatrach, jak Jan Mroziński). Choć pewnie mało kto z nich się spodziewał, jak bardzo „na nowo” zostanie urządzony teatr w powojennej Warszawie. Ale to jest temat na pewnie niemniej pasjonującą kronikę następnych sezonów. Do pracy nad nią serdecznie Tomka namawiam.

1 983 odwiedzin

11 Comments

    • Szanowny Panie, zaproszenie będzie czekać na Pana w Akademii Teatralnej, ale śpieszę pod Pana omówieniem treść zaproszenia przekazać już teraz: jak najuprzejmiej zapraszam Pana do Instytutu Teatralnego, gdzie w poniedziałek, 4 lutego 2013 o godz. 18.00, w cyklu „Teatr w książce”, odbędzie się spotkanie poświęcone książce pana Tomasza Mościckiego „Teatry Warszawy 1944-1945. Kronika”. Z autorem o tematach z tej kroniki rozmawiać będzie Maciej Nowak, fragmenty przeczytają aktorzy Teatru Narodowego Grzegorz Małecki i Marcin Przybylski. Proszę przyjść do nas tego dnia. Pozdrawiam. md

      Reply

      • Wojciechu! Trzeba będzie spróbować innej poetyki. A już z pewnością innego medium. Chce wrócić do „robienia w obrazie”. Ale niczyjej obrazie tylko w „imadżingu”. czyli – powrót na stare śmiecie.

        Reply

  1. Nie pamiętam, kto napisał, że zamiast jawnie wystepować na scenie, aktorki jako kelnerki jawnie usługiwały oficerom niemieckim.Jest też tekst Łapickiego, w którym podaje on w wątpliwość sens bojkotu w czasie okupacji. Ci, którzy nie występowali, zwłaszcza młodsi, stracili kilka najlepszych lat.
    Komisja Weryfikacyjna a ściślej sąd nad kolegami był wspaniałą przysługą, którą tak zwani niezłomni oddali władzy ludowej.To był jeden ze sposobów, by zastraszyć i wziąć za mordę ludzi teatru.

    Wszystkiego najlepszego w kolejnym szczęśliwym dniu

    Sherlock

    Reply

  2. Sherlocku, pisze Pan, że: „Ci, którzy nie występowali, zwłaszcza młodsi, stracili kilka najlepszych lat”. Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że wszyscy wtedy stracili jeśli nie najlepsze, to po prostu lata. A fakt występowania albo nie występowania nie był chyba największym wówczas problemem również młodych aktorów. Nieco inaczej pewnie można ocenić sprawę bojkotu w stanie wojennym. Wtedy ten szlachetny skądinąd gest (wzorowany wszak na bojkocie okupacyjnym) spowodował realne straty, choć trudno to wszystko jednozacznie zważyć. Pozdrawiam

    Reply

  3. Panie Wojciechu, nie wszyscy zajmujący się w ten czy inny sposób kulturą. Młodzi poeci tworzyli wspaniałe wiersze, powstała dobra proza, sztuka teatralna („Święto Winkelrida”), były tajne kursy aktorskie, podobnie jak tajne nauczanie, malarze mogli malować. Tylko aktorzy otrzymali zakaz uprawiania swojej sztuki, a w konsekwencji oczywiście i reżyserzy.
    Pisze Pan, że aktorzy mieli wówczas większe zmartwienia, związane z samą okupacją. Ale mieli też swoje szczególne, zawodowe, wielkie, niesłychanie bolesne. Zna Pan aktorów i wie Pan, że aktor, który wypada z zawodu jest tak nieszczęśliwy, że do końca życia cierpi na depresję. Nieraz słyszałem zdanie: Jak się nie gra, to się nie żyje.
    W Muzeum Sztuki Socrealizmu w Kozłówku, widziałem dzieła, wcale dobre, z okresu stalinowskiego. Jakie tam są nazwiska! Fangor, Szapocznikow, Lebenstein i wiele innych wybitnych… Dlaczego tak malowali? Bo chcieli być malarzami, rzeźbiarzami. Zemła, namolnie przyciskany przez Teresę Torańską, dlaczego zrobił głowę Lenina, odparł: Bo chciałem rzeźbić.
    Nie chcę Pana przekonać. Proponuję protokół rozbieżności.
    Przyjemnie się z Panem rozmawia.

    Łączę pozdrowienia

    Kot Uczionyj

    Reply

    • Myślę, że niepotrzebny jest protokół rozbieżności. Jestem bowiem gotów się z Panem zgodzić, że ocena bojkotu w czasie okupacji z dzisiejszej perspektywy nie jest tak jednoznaczna. Pomijam fakt, że napiętnowaniu ulegli aktorzy, którzy grali pod okupacją niemiecką, ci, którzy występowali w strefie sowieckiej nie mieli problemów (choć jakie by mieli mieć w powojennym ustroju?). Prawdopodobnie artyści teatru w porównaniu z innymi twórcami mieli gorzej, ponieważ teatr jest ze swej natury sztuką najbardziej społeczną i by tak rzec teraźniejszą. Obciąża go zresztą cały czas (co widzieliśmy w okresach żałoby) odium przybytku rozrywkowego. Do dyskusji na pewno jest ocena procesów weryfikacyjnych. Tam rzeczywiście dochodziło do niesprawiedliwych wyroków. A oskarżycieli i sędziów również nie zawsze cechowało wysokie morale. Ale to temat na osobną opowieść. Pozdrawiam Pana serdecznie.

      Reply

  4. Szanowni Państwo – zapraszam jeszcze raz na poniedziałkowe spotkanie. jest moim gorącym pragnieniem by nie było „mową do ludu” czy też rozmową dwóch panów wobec publiczności, cóż, że okraszoną obecnością dwóch wybitnych aktorów – pragnąłbym raczej byśmy wszyscy porozmawiali sobie o tamtym czasie i o tym co wynika z niego dla nas i dziś.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.