Teatr gestu

Nie byłem na najnowszej premierze Teatru Studio, ale widziałem na Facebooku nagranie końcowych owacji, podczas których aktorzy występujący w spektaklu pojawili się z charakterystycznymi czarnymi naklejkami na ustach. Jak wiadomo jest to manifestacja wyrażająca protest w sprawie Teatru Polskiego we Wrocławiu. Takie gesty solidarności dla tamtejszych aktorów ze strony środowiska są oczywiście ważne i potrzebne – nie ulega najmniejszej wątpliwości, że to, co dzieje się z teatrem wrocławskim jest rzeczą haniebną.

Niestety w przypadku demonstracji w Teatrze Studio mam zastrzeżenia co do jej uczciwości i przyzwoitości. Oto bowiem odbyła się ona na scenie teatru, który dokładnie rok temu przeżywał takie same perturbacje jak Teatr Polski we Wrocławiu. Czym się obie sprawy różnią? I w jednym, i w drugim teatrze doszło do konfliktu zespołu artystycznego z dyrektorem naczelnym. W Studio po rezygnacji Agnieszki Glińskiej z funkcji dyrektora artystycznego, co było efektem braku porozumienia z dyrektorem Osadnikiem, większa część aktorów stanęła murem po jej stronie. Pamiętamy te rozmaite akcje skierowane przeciwko Osadnikowi, włącznie ze spektakularnym klipem Teatr Romana. O sprawie donosiły media. Władze Warszawy unikały zajęcia stanowiska, ostatecznie wybroniły dyrektora naczelnego. Ten, podobnie jak Cezary Morawski w Polskim, usunął prowodyrów buntu. Część aktorów odeszła sama z teatru. Zdjęto niektóre spektakle z repertuaru, który stworzyła Glińska.

Ale w Studio stało się to, o czym zapewne marzy Morawski. Sprawa przycichła. Powołano nową dyrektorkę artystyczną, która zaczęła kompletować swój zespół współpracowników. Zaproszenie otrzymały gwiazdy naszej młodej, awangardowej reżyserii. A żeby było pikantniej w nowej premierze Studia występują aktorzy, którzy odeszli z Polskiego we Wrocławiu.

Przypominam sobie, jak była fetowana Agnieszka Glińska na pierwszej manifestacji w Teatrze Polskim zaraz po ogłoszeniu nominacji dla Cezarego Morawskiego. Krzysztof Mieszkowski witał ją jako osobę, ciężko doświadczoną konfliktem w Studio, ale która dzięki temu dobrze rozumie sytuację we Wrocławiu. Glińska bodaj jako pierwsza z ludzi środowiska publicznie apelowała do Morawskiego, żeby nie przyjmował dyrekcji w Polskim.

Czy o tym wszystkim zapomnieli aktorzy, którzy w piątek zakleili sobie usta na premierze w Studio i publiczność, która ich oklaskiwała? „Myśmy wszystko zapomnieli?” Niestety szlachetny być może gest solidarności z teatrem, który jest niszczony, wykonany w teatrze, który został zniszczony, ma bardzo kabotyński charakter. Chyba że odwołuje się do jakże teatralnego zawołania: „Tiepier my!”.

893 odwiedzin

One Comment

Skomentuj ~zniecierpliwiona Anuluj pisanie odpowiedzi

Oznaczone pola są wymagane *.