Sopot

W tym roku na Festiwalu Dwa Teatry w Sopocie słuchowiska i spektakle telewizyjne prezentowane są w Multikinie. Dla pokazów telewizyjnych trzeba było zmienić salę z mniejszej na większą, bo tak dużo ludzi przyszło. Przyszli chyba nie tylko dlatego, że wstęp był gratis. Ludzie, wbrew temu co różnym bucom się wydaje, naprawdę mają potrzeby myślenia i odczuwania nieco głębiej niż tylko na poziomie serialowych historyjek. Wczoraj wieczorem przez dwie i pół godziny z niemałą grupą widzów oglądałem na wielkim ekranie Multikina Sprawę Dantona. A nie był to Teatr TV, ale zapis transmitowanego przedstawienia teatralnego Klaty. Oczywiście niektórzy wyszli prawdopodobnie nie mogąc przyjąć przerysowanej konwencji tego widowiska. Ale ci, którzy zostali do końca, doskonale zrozumieli, że to teatr, w którym pokazany został ich świat. Na tydzień przedwyborami prezydenckimi mogło to być frustrujące doświadczenie. Monstrualne zbliżenie twarzy Robespierre’a, który pyta w finale: „Co zrobiliście ze swoją wolnością?” – to obraz, który mocno zostaje w pamięci.

Oczywiście na Monciaku życie toczy się po swojemu. Laski się przechadzają, ich kolesie, emeryci, dzieciarnia. Do mola trzeba iść przez Dom Zdrojowy, ale pewnie do wakacji będzie już deptak zrobiony. Pogoda zresztą jest marna, ale morze spokojne.

975 odwiedzin

2 Comments

  1. Sopot się zmienia. Dwa Teatry w Multikinie to już nie skromny Teatr TV- dla wielu to dobry film, ot. Dobry, bo na dużym ekranie. Dla słuchaczy TPR Multikino to konieczność przestawienia się na tryb „pierwszy rząd w kinie nie jest zły, a co najwyżej niewygodny” (głośniki z przodu, w ostatnich rzędach zdecydowanie gorzej słychać). Żeby słuchać sztuki wyższej, trzeba nisko siedzieć.Multikino to konieczność odpowiadania na pytania z rodzaju: „pani na Robin Hooda, Strzemińskiego i Kobro, czy na te… no, na te radiowe?” Zanim odpowiem, już słyszę: „Powidoki tu, popcorn tam. Są też napoje.” Świetnie, myślę, wprost znakomicie – pochrupmy ‚se’ orzeszki na Warenyci, a co! Wychodzę, a tu Monciak. Nie ten dawny. Wychodzę na ten modny. Zamiast Empiku – klub. Zamiast dawnego kina – klub. Ale o nazwie Hollywood, więc idealnie, czyż nie? Zamiast Haffnera – Sheraton. Zamiast lokalnych bardów z kapeluszem pełnym drobniaków – chłopaczki w gajerach z ulotkami. Zapraszają do klubu. Sam wystrój Błekitnego Pudla na tle sopockich (Dream) Clubów zdaje się awangardowym, bohemogennym. Chyba nawet SPATiF-u już nie ma. Nie ma kwiaciarni, nie ma sklepów z bursztynami. A sztuka, no jak to szuka: „Się wie. XXI wiek. Jak sztuka, to prze pani w Multikinie. Tam jest teraz ten festiwal. Ten wie pani, co Zakościelnego można spotkać i tą z „M jak miłość”. No, powaga. To, co z festiwalu, to za darmo. No, ale jak pani chce na Robina Hooda, to ze dwie dychy trzeba mieć. Sztuka kosztuje, pani wie. No, bilet, i jeszcze colę człowiek kupi, to dwie dychy jak nic. Ale ten – jakby co – to festiwal jest za friko.”

    Reply

    • No, wszystko prawda. Ale przecież „Powidoki” obejrzane nawet w Multikinie, z Domem Zdrojowym pod bokiem i z całym tym nowym Sopotem, są tak samo dobrym przedstawieniem. I to się liczy najbardziej.

      Reply

Skomentuj ~jm Anuluj pisanie odpowiedzi

Oznaczone pola są wymagane *.