Radziwiłł vs. Strzępka

Parę uwag w sprawie wiadomego zarządzenia wojewody Radziwiłła:

  1. Nie ja jeden zwracałem uwagę na błąd, jaki popełniła komisja konkursowa wybierając program Moniki Strzępki w niezgodzie z oczekiwaniami sformułowanymi przez samego organizatora. Pisał o tym Łukasz Drewniak, precyzyjnie problem analizowała Dorota Buchwald. Odpowiedzialność za decyzję spada na władze miasta, ale też na każdego z członków komisji konkursowej, którzy zagłosowali za. Nie znamy protokołu posiedzenia komisji, więc trudno stwierdzić, czy ktokolwiek z nich w ogóle podniósł tę kwestię? Czy wszyscy zapomnieli o jasno sformułowanych zapowiedziach, czego oczekuje się od nowo wybranej dyrekcji Teatru Dramatycznego? Zapomnieli o tym jakże kłopotliwym słowie: kontynuacja? Coś jeszcze było o repertuarze, o nawiązaniu do tradycji tego teatru etc. Organizator swoimi deklaracjami, czego chce, zrobił sobie z „gęby cholewę”. Wojewoda więc skwapliwie skorzystał z okazji, którą sama komisja konkursowa i władze miasta stworzyły.
  2. Oczywiście nikt przytomny nie ma wątpliwości, że zakwestionowanie przez wojewodę wyboru Strzępki ma podłoże polityczne. To jest ewidentnie walka pisowskiej władzy z platformianym samorządem. Kolejny wystrzał w trwającej już kampanii wyborczej. Gdyby Konstanty Radziwiłł w swoim uzasadnieniu ograniczył się do analizy kwestii formalnych związanych z okolicznościami konkursu, byłby w swoim prawie. Ale ponieważ zasadnicza część jego stanowiska to ocena artystyczna programu i dotychczasowej działalności Moniki Strzępki trudno nie wyczuć w tym ideologicznego smrodu władzy, która chciałaby teren kultury, by użyć sformułowania powtarzanego ostatnio w innym kontekście przez prezesa Kaczyńskiego: wziąć pod but. I to rzecz jasna musi budzić sprzeciw.
  3. Paradoks całej sytuacji polega jeszcze na tym, że prawdopodobnie większość ludzi, która chciałaby mieć jakikolwiek stosunek do sprawy, znalazła się w kłopocie. Zwłaszcza ci, którzy nie są entuzjastycznie nastawieni do manifestacji, od której dyrekcja Strzępki się zaczęła, ani do różnych krzykliwych deklaracji nowej dyrektor, np. że w Hamlecie nie ma dla niej niczego ciekawego. Z drugiej wszakże strony jest ten nieszczęsny Radziwiłł ze swoim ideolo. I tak staliśmy się zakładnikami dwóch przeciwnych radykalizmów. W normalnej sytuacji może nawet obserwacja, jak ze sobą walczą, byłaby zabawna. Ale nastroju do zabawy nie ma, bo jest w ojczyźnie zbyt wiele rachunków krzywd. Konkluzja sprawy jest dla mnie taka: zła decyzja o wyborze nowej dyrekcji Teatru Dramatycznego sprowokowała szkodliwą decyzję wojewody. Ale gdyby mnie ktoś zapytał: co wolę – Monikę Strzępkę na stanowisku dyrektorki Teatru Dramatycznego czy żeby dalej wojewodą był Konstanty Radziwiłł (lub ktoś z jego partii), to dla dobra ojczyzny z zaciśniętymi zębami wybieram Strzępkę.
  4. Oczywiście największą szkodę w całej tej aferze ponosi Teatr Dramatyczny. Kolejny raz zmiana dyrekcji tej zasłużonej sceny powoduje konwulsje, jakby jakieś fatum nad nią ciążyło. Mało kto się przejmuje, że teatr ponownie też pada ofiarą rozgrywek politycznych. Czytam co prawda, jak bardzo nowej dyrekcji zależy na tym, co ładnie nazywa się: dobrostanem pracowników Teatru Dramatycznego. Słyszę tylko niestety, że ta „etyka troski” nie obejmuje wszystkich. Bo już niektórym osobom wręczono zwolnienia. Innym zapowiada się, że „nie jest nam po drodze” i tylko przedmiotem negocjacji może być termin rozwiązania umowy o pracy. Niby nowy dyrektor ma prawo dobierania sobie współpracowników – normalna rzecz w patriarchalnie zarządzanym teatrze, ale widać „feministyczna instytucja kultury” też jednak chętnie z tego prawa korzysta. Po co jednak zasłaniać to zaklęciami, jak to teraz będzie inaczej? Czym to jest hipokryzja w porzekadle? Hołdem składanym przez występek cnocie?
  5. Myślę wszakże, że cała sprawa skończy się wyrokiem oddalającym skargę wojewody. Monika Strzępka będzie mogła w glorii męczeństwa wrócić do swojego „waginetu”. A gdyby nawet jakimś cudem sąd przychylił się do stanowiska administracji rządowej, co byłoby w tym przypadku niebezpiecznym precedensem, to władze Warszawy będą musiały rozpisać nowy konkurs, do którego Strzępka ponownie stanie. Może Biuro Kultury wyciągnie z tej historii przynajmniej taki wniosek, że nie ogłosi żadnych oczekiwań wobec starających się o teatr.

 

1 217 odwiedzin

One Comment

  1. Wojt(a)uś z wdziękiem motylka prześlizguje się nad kwestią ZŁAMANIA PRAWA w tej ustawce…
    Strzępki nie wolno było dopuścić, ponieważ nie spełniała warunku konkursowego o „kierowaniu instytucją”, co nie jest tożsame z reżyserowaniem, bo teatr to też administracja, technika i obsługa…
    Dlatego polityczna umowa („Mamy to!” – lewackiej jurorki z Miasta) została słusznie zakwestionowana (tak jak prezydenckie zakazy manifestacji na 11 listopada), ale PiS zrobił to po amatorsku, jak zwykle…
    Monia nie tylko w „waginecie” zasiada, ale i bierze szmal od upoważnionej zastępczyni, a za chwilę za reżyserowanie…
    Zgodnie z obowiązującym prawem konkurs powinien być UNIEWAŻNIONY (podstawa prawna to choćby wyrok SA w Poznaniu w sprawie analogicznej – wiem coś o tym, bo byłem przy tym) i powtórzony, a przy tych samych warunkach Strzępka wyeliminowana w przedbiegach…
    Ale ponieważ tzw. konkursy kroi się pod oczekiwania aktualnych zarządców, więc było, jest i będzie tak samo! O czym nie chcą pisać Panowie i Panie z krytykanckiego poletka. A kto płaci?

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.