Królewska mowa

Postępowa krytyka filmowa kręci nosami na werdykt Akademii, wskazujący na film Jak zostać królem jako najlepszy obraz roku. Akurat tego filmu nie można zaliczyć do jedynie słusznego dzisiaj nurtu „sztuki krytycznej”, więc historia z życia Jerzego VI zasłużyła co najwyżej na komplement, że idealnie nadaje się na ślubny prezent na królewskie wesele. W tej samej recenzji można przeczytać, że „Wygrał film mierny pod każdym względem, przypominający nakręcony na taśmie filmowej teatr telewizji”. No, chyba nic gorszego nie mogło spotkać laureata Oskara jak porównanie do teatru telewizji. O dziwo miałem podobne skojarzenie, tyle tylko że mnie teatralna kameralność Jak zostać królem wydała się walorem.

Fabuła filmu nie obfituje w jakieś niebywałe atrakcje, zaleca się za to dowcipem dialogu, którego Brytyjczycy są niezrównanymi mistrzami. Cienka ironia, lekki sarkazm, skłonność do absurdu – to są składniki humoru, w który obfituje ich kultura. Bardzo dużo zawdzięcza ona dramaturgii i teatrowi. Ta szkoła dialogu ma wielowiekową tradycję, Szekspir był w niej pierwszym, wielkim nauczycielem. Ale swoją klasę miał również Shaw, u nas już od dawna nie grany, a styl pielęgnowała niczym angielskie trawniki cała rzesza pomniejszych autorów. Nie są to może odkrywcze spostrzeżenia, warto jednak pamiętać o sile tej tradycji, gdy bawimy się na angielskich hitach filmowych, nawet tych najpopularniejszych z udziałem Hugh Granta. Co ciekawe: oglądałem Jak zostać królem w Multikinie w sobotę (jeszcze przed Oskarowym sukcesem) przy wypełnionej sali, która te rozmaite cienkości dowcipu znakomicie odbierała. Może polskie komedie nie zdołały kompletnie ogłupić publiczności, a może kto inny chodzi na Weekend, a kto inny na Króla?

W Jak zostać królem pierwsze skrzypce gra Collin Firth w roli króla jąkały. Ale przecież ma świetnego partnera, czyli Geoffreya Rusha w roli logopedy amatora. Jakie znaczenie w osiągnięciu sukcesu w leczeniu wyjątkowego pacjenta ma fakt, że Lionel jest niespełnionym aktorem (nie chce go zaangażować nawet amatorska trupa) i zna doskonale Szekspira (jako pierwszy tekst do czytania daje przyszłemu królowi monolog Hamleta)? Jego metoda jest trochę teatralnie kuglarska, zawiera techniczne sztuczki, Lionel wyżywa się w niej również jako reżyser, który przygotowuje króla do roli i najważniejszego występu (scena w katedrze, a potem pierwsza mowa wojenna). Jako człowiek teatru wyczuwa jednocześnie, że walka z wadą wymowy Jerzego w istocie jest psychoterapią, której pacjent mimowolnie się poddaje. Być może talenty Lionela na nic by się zdały, gdyby w tych wzajemnych zmaganiach z Jerzym nie zrodziła się po prostu przyjaźń. A ona nie jest teatrem.

Film jest trochę bajkowy – w finale wygląda na to, że gdyby Jerzy VI nie przełamał swojego jąkania się, to może II wojna inaczej by się zakończyła.

Bohaterowie wielu dzisiejszych wytworów artystycznych mają o wiele poważniejsze problemy niż wada wymowy i na ogół nie potrafią ich rozwiązać. Dlatego to są poważne dzieła sztuki, a Jak zostać królem jest filmem „miernym”.

539 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.