Mam różne masochistyczne przyjemności. Zwierzę się z niektórych, wszak nic tak dobrze dzisiaj nie robi jak ekshibicjonizm. Otóż do moich masoch-przyjemności należy np. oglądanie meczów reprezentacji Polski w piłkę nożną (to taka niewyrafinowana rozkosz). Od niedawna lubuję się w galach boksu zawodowego pokazywanych przez telewizję Polsat (swoją drogą ktoś powinien napisać analizę tego widowiska, wykorzystującą oczywiście studia performatyczne). Masochistycznych dreszczy dostarcza mi również TVN 24, zwłaszcza gdy trzeci dzień zajmuje się zmiażdżoną ręką Roberta Kubicy. Pomijam występujących w tej telewizji polityków, dyżurnych ekspertów i niektórych prowadzących (i prowadzące), ponieważ ich oglądanie i słuchanie podnieca bez przyjemności. Listę mógłbym ciągnąć dalej, ale przejdę do najnowszej mojej podniety, czyli lektury cyklu pt. Czytając Marksa autorstwa Michała Zadary. Znany reżyser co tydzień na portalu Krytyki Politycznej zamieszcza swoje refleksje sporządzane na marginesie pism filozofa. W ostatnim odcinku Zadara cytuje zdanie ze wstępu do Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa (tytuł tego dzieła tłumaczy po swojemu jako Krytykę Heglowskiej Filozofii Prawa):
„Krytyka religii rozczarowuje człowieka po to, by myślał, działał, i kształtował swoją rzeczywistość jako rozczarowany człowiek, który odzyskał rozum, i się porusza wokół siebie samego, a więc wokół swojego prawdziwego słońca. Religia jest jedynie iluzorycznym słońcem, które się kręci wokół człowieka tak długo, jak on sam nie rusza się wokół samego siebie.”
Swój komentarz Zadara poprzedza taką refleksją:
„Barbarzyństwem było wtłaczanie Marksa do nauk ścisłych – marksizm jako sposób naukowego rozumienia świata jest tak odległy od poetyckiego stylu Marksa, że aż wydaje się jego zaprzeczeniem. Marks piszący o społeczeństwie jest zawsze teoretykiem piękna. Jego pisma mają wartość estetyczną, bez której nie da się zrozumieć jego analizy życia społecznego. Czasami jego metafory są zapisami obrazów poetyckich”.
I po tej konkluzji analizuje cytowane zdanie, posługując się terminami z dziedziny… teatru tańca. Subtelnego wywodu nie powtórzę, kto ciekaw niech sięgnie do źródła. Na koniec Zadara stwierdza:
„Jak widać, estetyka Marksa jest zdecydowana i wyraźna – nie proponuje on ruchu uduchowionego derwisza, lecz ruch tancerza współczesnego, który nie wskazuje na nic poza napięciami w samym ruchu, którego ruch jest zbudowany na sprzecznościach i paradoksie, a nie na harmonii i przeżyciu”.
Interpretowanie Marksa przez teatr tańca jest niewątpliwie odkryciem Michała Zadary, którego Leszek Kołakowski nie przewidział. Metoda jest rewelacyjna, bo zapewne można ją zastosować w odwrotny sposób tzn. analizować teatr tańca poprzez filozofię Marksa, a nawet – czemu nie? – tańczyć z myślą o Marksie.
W najnowszym odcinku Czytając Marksa Zadara formułuje również przypis:
„Dlaczego właściwie Marks, a nie Marx? Przecież piszemy Xenakis a nie Ksenakis”.
Na proste pytania trzeba udzielać prostych odpowiedzi: piszemy Marks, żeby nie mylił się nam z braćmi Marx.
Ale czad.