Jak ja uwielbiam tę frazę. Stoi nieszczęśliwiec i nie wie, co powiedzieć. Ale zawsze powie jedno. To zdanie padnie niezawodnie, jak amen w pacierzu. Na pytanie o przyczyny porażki piłkarz odpowie:
– Taka jest piłka.
Potem ewentualnie może rozwinąć tę refleksję:
– Trzeba wyciągnąć wnioski z porażki, bo czeka nas następny mecz.
No bo taka jest piłka: zawsze jest jakiś kolejny mecz, który można wygrać. Albo zremisować. Albo przegrać. Jak mawiał nieodżałowanej pamięci Kazimierz Górski.
Jestem w sarkastycznym nastroju po wczorajszym wieczorze, gdy nie obejrzałem jak Legia Warszawa odpada z eliminacji do Ligi Europy (bo żadna telewizja tej sromoty nie transmitowała), za to mogłem zobaczyć jak siatkarze na Stadionie Narodowym w obecności podobno 60 tysięcy ludzi na inauguracji Mistrzostw Europy nie są w stanie wygrać nawet jednego seta w meczu z Serbią. Swoją drogą co to za kretyński pomysł, żeby mecz siatkówki rozgrywać na wielkim stadionie piłkarskim. Ludzie zapewne oglądali go zaopatrzeni w lornetki. Jeśli kiedyś jakimś cudem zostaniemy potęgą w tenisie stołowym, to zapewne cwaniak od ping-ponga też zaproponuje, aby stół ustawić na środku boiska futbolowego i niech sobie ludzie gały wybałuszają za celuloidową piłeczką, płacąc za tę wspólną przyjemność odpowiednią cenę biletów. To będzie niewątpliwie dowód na popularność tego sportu w Polsce.
Siatkarze jeszcze mają te następne mecze, choć fachowcy nie dają im wielkich szans na sukces w turnieju. Piłkarzom Legii pozostaje rodzima ekstraklasa. Co prawda po kilkudziesięciu latach oglądania futbolu przyzwyczaiłem się, że nasza reprezentacja może od czasu do czasu jakieś przyjemności dostarczać, ale kluby na tzw. arenie międzynarodowej prawie nigdy. Jedynym sukcesem był awans Górnika Zabrze do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Było to w 1970 roku, a więc niedługo będziemy obchodzić 50-lecie tego wydarzenia. Już nie ma nawet rozgrywek w tym pucharze. Zdarzało się potem, że Legia czy Widzew dochodziły do półfinału klubowych zmagań. Miłe wspomnienia, ale powiedzmy sobie szczerze pamiętają o nich tylko ci, co je przeżywali. Poza tym półfinał to jednak nie finał. Nawet przegrany.
Nie mam zamiaru roztrząsać, jakie są przyczyny tej niemocy. Są w ojczyźnie większe zmartwienia. Choć z drugiej strony do cholery jasnej, czy nawet jeden klub nie mógłby zbudować porządnej drużyny z porządnym trenerem, której nie wstyd byłoby pokazywać za granicą? Jedyna pociecha z nieobecności Legii w Lidze Europy, że kibice z Łazienkowskiej nie będą straszyć we Wiedniu, Mediolanie, Tel Awiwie, Rzymie, Belgradzie, czy gdzie tam Legia mogłaby trafić, gdyby pokonała Sheriffa Tyraspol. Radosną twórczość plastyczną i śpiewaczą fanów z tzw. żylety nadal będą podziwiać tylko przyjezdni z Niecieczy, Nowego Sącza, Lubina etc.
Powiecie na osłodę, że przecież za tydzień nasza reprezentacja gra mecz z Danią i jeśli znów Lewandowski strzeli, to możemy świętować awans na przyszłoroczny Mundial w Rosji. A w końcu wedle rankingu FIFA jesteśmy piątą drużyną świata. Ten ranking dowodzi tylko jak statystyki potrafią kłamać. Bo my jesteśmy taką piątą drużyną świata, jak byliśmy dziesiątą potęgą gospodarczą za Gierka.
Ale oczywiście wierzę, że możemy wygrać.
Bo taka jest piłka.