Wróciłem do Białoszewskiego. Właściwie nigdy się od niego nie oddalałem za bardzo, ale ostatnio jest kilka okazji, by pobyć w jego świecie. Najpierw numer „Zeszytów Literackich”, po części jemu poświęcony, z fragmentem dziennika z 1982 roku, z pobytu w Stanach. Zapisuje w nim kontakty z Miłoszem, m.in. rozmowę telefoniczną: „Zwierzyłem mu się, że czuję się wobec niego gapowaty, intelektualnie nierozgarnięty. On na to, że mi trochę zazdrości mojego pisania połączonego z ulicą Warszawy. On tego nie miał, bo w jego stronach było się między językami. Polacy mówili jak gdyby językiem z kronik, Białorusini po swojemu”. Tadeusz Sobolewski przypomina, że gdy Miłosz był w Polsce w 1981 roku, a był to jego tryumfalny powrót po Noblu (pamiętam, że widziałem go wtedy pierwszy raz pod Pałacem na Wodzie w Łazienkach), to poszedł na Lizbońską do Białoszewskiego. To musiało być spotkanie „dwóch bogów na przeciwległych biegunach”. Pewnie zaciekawienie Miłosza Białoszewskim było autentyczne, ale wynikało z tego, że Białoszewski był gdzieś bardzo daleko w swej twórczości, osobowości, doświadczeniach. Z Białoszewskim Miłosz pewnie nie kłóciłby się tak jak z Herbertem.
Jeszcze jedno, nowe mironalium: płyta Mateusza Pospieszalskiego inspirowana „Pamiętnikiem z Powstania Warszawskiego”. Można jej słuchać bez bólu, choć pojawiają się wątpliwości, czy ona muzycznie rzeczywiście oddaje ducha prozy Białoszewskiego. W pierwszych utworach jest dużo monumentalności, chóry, riffy gitarowe, potem muzyka trochę przycicha (wynika to też z dramaturgii wybranych fragmentów tekstowych). Kto wie, czy „Pamiętnik” nie nadaje się bardziej do rapowania. Pamiętam, że słuchałem go kiedyś w radio w wykonaniu samego Białoszewskiego (to nagranie powinno być wydane na płycie). On czytał czy mówił tekst bardzo rytmicznie. Nie wiem, czy ubieranie jego prozy czy wierszy w melodie ma sens. Przypominam sobie, że Białoszewski chyba się zżymał na Koniecznego i Demarczyk za „Karuzelę z Madonnami”. Ta piosenka (?) jest wspaniała, ale chyba również daleka od intencji wiersza.
No i wreszcie mam „Chamowo”, więc już tylko czytanie Białoszewskiego.
No, mnie akurat Pospieszalskiego czytanie „Pamiętnika” bardzo pasuje, przede wszystkim umiejętność doboru tekstów i stworzenie z nich piosenek. Choć może faktycznie Miron kręciłby nosem na te aranże.A „Chamowo” znakomite, w ogóle się nie starzeje.
Rzeczywiście po paru przesłuchaniach Pospieszalskiego nawet polubiłem tę płytę. Może nie na sensu być takim ortodoksem i wyrokować, czy ta muzyka jest w zgodzie z Mironem, czy nie. Po prostu słucha się. A „Chamowo” wyborne! Zbliżam się do końca czytania i już żałuję.