Piotr Kruszczyński został nowym dyrektorem Teatru Nowego w Poznaniu i to jest dobra wiadomość. Nie znam programu, z jakim stanął do konkursu (w którym zresztą miał nieprzypadkowych konkurentów), ale wiem, że Piotr wśród różnych zalet posiada jedną, która ma duże znaczenie w tego typu misjach: umie pozyskiwać współpracowników, tworzyć z nimi zespół teatralny. Udowodnił to w Wałbrzychu. Po zakończeniu tamtejszej dyrekcji, którą mogłem obserwować niemal od początku i szczerze jej kibicowałem, Kruszczyński powinien od razu objąć inny teatr. Przerwa trwała zbyt długo, ale może ważne sprawy wymagają czasu. Wierzę zresztą, że Piotr nie stracił energii i entuzjazmu. To będzie potrzebne, ponieważ przejmuje teatr zupełnie inny niż w Wałbrzychu. Tam miał właściwie wolną rękę, bo nikt nie wierzył pewnie, że cokolwiek uda mu się zrobić. Nikt nie miałby zresztą pretensji, gdyby mu się nie powiodło. Władzom lokalnym Kruszczyński popsuł szyki, ponieważ najchętniej teatr w Wałbrzychu by rozwiązały. A on jakimś cudem wydźwignął go z kompletnego dna. Używając porównania piłkarskiego, które Piotrowi powinno być chyba bliskie, w Wałbrzychu był trenerem klubu z III ligi, który doprowadził do ekstraklasy. Takie historie się zdarzają. Ale Teatr Nowy to zupełnie inna drużyna. To tak jakby teraz został trenerem Lecha Poznań, który ma swoją tradycję, swoje legendy i sukcesy, zawodników, grających tu od lat, no i swoich wiernych kibiców. To nie jest dolnośląska pustynia. To jest bogaty, mieszczański Poznań. Kruszczyński jest z stąd, więc pewnie dobrze zna realia swojego miasta i jego oczekiwania wobec teatru. Tym bardziej jest ciekawe, jak się z nimi zmierzy? W jakim kierunku pójdzie? Pewnie zaostrzy się konkurencja Nowego z Polskim, bo przecież na czele obu teatrów stoją ludzie z tego samego pokolenia, którzy ze sobą wcześniej współpracowali. Z pierwszego wykształcenia Kruszczyński jest architektem. To, co teraz narysujesz, Piotrze, niech się zbuduje. Trzymam kciuki.
Czasami naiwność przeistacza się w rozpowszechnianie FAŁSZYWYCH INFORMACJI. Wałbrzych uruchamiał Krzyś Kopka (zespołowość, wychodzenie z budynku, nowa dramaturgia) utrącony przez SLD-owską szefową, z którą PK porozumiał się po linii i na bazie. Debiuty Kleczewskiej, Klaty i Strzępki (nie debiut) były populistyczne, niezdarne, brzydkie i seplenione, więc cały ten zgiełk to tylko fakty medialne. Byłem, widzialem, ziewałem.W Poznaniu była ustawka i pozorowanie konkurencji na rzecz umówienia się, co byłoby dopuszczalne gdyby nie ten cały cyrk ze statystami i nieudolnym odgrywaniem „konkursu”, więc:Piotr Kruszczyński jest w to umoczony! Nie mam dowodów poza intuicją i jego samego bufonadą po triumfalnym wyjściu z przesłuchania i sposobem życzenia naiwniakom „powodzenia”, ale przedstawiłem opis faktów, które nie byłyby możliwe bez jego udziału: kogoś kto jest dogadany z aktorami, jest do dyspozycji, i moim zdaniem, nie ma charakteru. Problem nie polega na tym, że on, tylko na tym, że tak to się odbywa – jako norma – przy współdziałaniu samorządu, ministerstwa i związków (i tu mam wątpliwości, bo brak komunikatu, mimo posiadania laureata, może świadczyć o konflikcie w komisji). Ale, co to ma za znaczenie. Kant poznański.
Jacku, rozumiem Twoje rozgoryczenie, ale w ocenie Kruszczyńskiego się nie zgadzam, a nawet stanowczo protestuję przeciwko obrażaniu go w Twoim komentarzu. Piszesz: „nie mam dowodów” i to jest właśnie stwierdzenie, które nie pozwala na dalszą dyskusję w tej sprawie.
Zachowujesz się jak pani Rzecznik, której na fundamentalne pytania mylą się fakty, ale nie „rozgoryczenia”. Ja, Wojciechu jestem tylko wolnym artystą nawykłym do nazywania niewolników po imieniu. I świństwa! A Ty swoją publicystyką nie opartą o wiedzę o faktach, tylko koleżeństwo utrwalasz w tym momencie fikcję i uczestniczysz czynnie w czymś co zakrawa na KORUPCJĘ („polityczną”). Regulamin konkursu stanowi: „komisja jest zobowiązana przeanalizować i przedyskutować koncepcje kandydatów”. Te warunki zostały zachowane tylko w stosunku do jednego.Boy pisał, że dla utrawalenia kłamstwa wystarczy jedno zdanie, a dla udowodnienia prawdy całej książki tłumaczeń. Kiedy weźmiesz sobie to do serca?(dowody na FB: Biuro kultury do wymiany)
PS> List do pewnego posła pytającego: „szto diełat'” (szczegóły i dokumentacja na FB: Biuro kultury do wymiany)Szanowny Panie,właściwie nie ma o czym mówić (Rzeczniczka Marszałka Wielkopolskiego twierdzi w GW, że tylko o „nieumiejętności przegrywania” i „frustracji” kandydatów)…Janusz Wiśniewski narozrabiał i wpędził Teatr Nowy w długi, więc go zwolniono i po dwóch miesiącach poszukiwań ogłoszono konkurs z warunkiem „funkcja kierownicza”.Zgłosiłem się, tłumacząc, że reżyserowanie Szekspira to jest niewątpliwie kierownictwo, i znalazłem się w finale wraz z czterema byłymi dyrektorami.Przed Urzędem rozmawiałem z Piotrem Cieślakiem, który mi powiedział melancholijnie: „są bardzo mili, ale wiesz, jak to jest… to pewnie wszystko ustawione” (z czego wniosłem, że nie pod niego).Byłem świadkiem, jak komisja przesłuchiwał Piotra Kruszczyńskiego 75 min. i ogłosiła przerwę bardzo z siebie zadowolona. Skonstatowałem wtedy, że za stołem zasiadają prawie sami moi serdeczni i długoletni znajomi (z Ósemek choćby i aktor z którym pracowałem), ale pozostałych kandydatów, Adama Srokę i mnie zapraszają na kwadransik (zapowiadając godzinę) i u mnie właściwie nie ma pytań: „będzie pan zwalniał” – nie, „a oddawał dotację organizatorowi” – nie, „a występował do ministra kultury o współprowadzenie” – tak, a to dziękujemy…Pomyślałem, że wszystko wiedzą (5 bitych stron programu z repertuarem i datami dziennymi 11 premier, kosztorys zakładający potrojenie produkcji przy obniżonych kosztach – na własnym i wymienionych po nazwisku kolegach przykładach, kontakty międzynarodowe, rocznica Łomnickiego, cykl premier przywołujący wielkich aktorów: Zapasiewicza, Lasek, Fijewskiego, rekomendacje, manifesty, zaświadczenia, itd, itp – wszystko w kwadransik razem z prezentacją (ogłosiłem program na forum e-teatru).Następnego dnia cisza i dopiero po 48 godz. komunikat: komisja rekomenduje 4 kandydatów z równą punktacją, mnie nie.Wtedy Cieślak wnosi o powtórzenie procedury konstatując błąd prawny: uchwała Zarządu mówi o wyłonieniu kandydata a nie kandydatów (do decyzji Marszałka), opisując swoje rozmowy w wydz. kultury i przyznając się do swej naiwności w wierze w demokrację. Dołączam się krótko ja z wyrazami niezadowolenia na sposób przesłuchiwania, a za chwilę Sroka i Heniu Baranowski, czyli komplet naiwnych. Wszystkie listy drukuje GW w Poznaniu i e-teatr.pl Łukaszewicz dostaje fax, że Kruszczyński uzyskał najwyższą punktację, a Rzeczniczka się plącze (w Gazecie), że ja dostałem punkty (+1), a Baranowski zniknął z punktacji, i że jesteśmy, jak wyżej… Proszę o protokół i otrzymuję: punkciki, od 158 do 359, ale za co, ani kto komu i na jakich zasadach nie wiadomo.Wszystko komentuję na blogu http://www.jacekrzysztof.blog.onet.pli biorę skromny udział w dyskusji na e-teatrze i facebooku. Dziś jest komunikat o Piotrze K (zdecydowanie najmniejszy dorobek ze wszystkich, ale bliskość teatru i urzędu ze wzgl. na miejsce zamieszkania.No i dobrze, ale po co jedliśmy tę żabę – dorośli ludzie.PozdrawiamJacek Zembrzuski
I jeszcze w sprawie „niedźwiedziej przysługi” (trafione określenie Piotra C), bez dezawuowania kolegi, ale, przez siuchtę Organizatora, z odrobiną przypomnienia faktów. Parę lat temu komisja (w podobnym składzie) w Gdańsku utrąciła 9 kandydatów „nie rozstrzygając” po to, by marszałek (z tej samej partii) mógł sobie mianować Macieje Nowaka. Wprawdzie ten sam marszałek dopiero co go wyrzucił za niegospodarność, ale zainkasowawszy (od ministra z innej partii) 700 brakujących tysiączków nominował nazad. I co? Maciuś brał pensję tylko pół roku -a Wybrzeże tonęło; wcześniej były farsy dla ludzi i Demirski dla Gazety- i został desantowany do ministerialnego IT, gdzie marnotrawi gotówkę do dzisiaj. Czyli nomenklatura myśli o sobie, oj, myśli. Uwaga, teraz będę prorokował! Piszcie ludzie programy dla Teatru Nowego, bo nie za długo posada się zwolni… Kandydat awansuje do spółki skarbu państwa, albo i dyplomacji, ale my nauczeni jednak czegoś PO SZKODZIE, żądajmy przejrzystości procedury i wydawania sporych (tym razem brakuje milion trzysta!) publicznych pieniędzy. A specjaliści od makaronu i pseudo-lewicy nich wreszcie coś zbudują. Bo we Wałbrzychu tylko kopiowali Potiomkina.