Wiosny w konfekcji

Puzyna napisał swój słynny felieton Wiosna w konfekcji w 1970 roku. Przypomnę, że w satyryczny sposób przedstawił listę chwytów, które były szczególnie modne w ówczesnym teatrze np.: „Spontaniczność. Scena odsłonięta, bez kurtyny, aktorzy schodzą się, łażą, gadają prywatnie, palą papierosy i z wolna wchodzą w role: spektakl powstaje >w naszych oczach<”. Felieton miał i ma swoje drugie życie, ponieważ raz na jakiś czas ktoś nim się inspiruje, by wyśmiać kolejne mody teatralne. W piśmie Nietak-t redakcja zamieściła odsłonę Wiosna w konfekcji 2011 (z ukłonem dla Konstantego Puzyny). Tu mała dygresja: pismo mam po raz pierwszy w ręku, choć nie jest to jego pierwszy numer. Wydawane jest we Wrocławiu. Ambicją redakcji jest, na co wskazuje podtytuł pisma, ukazywanie Innych stron teatru. W tym numerze opublikowano duży blok tekstów poświęconych Teatrowi Cinema (ale chyba nie tylko dlatego, że Zbigniew Szumski jest współpracownikiem redakcji). Ponieważ w zainteresowaniach Nietak-t wyraźnie chce się odróżnić od innych czasopism teatralnych, chętnie będę go obserwował, choć przy lekturze odzywała się moja dusza redaktora i wierzgała, że niby coś jest „nie tak”. Ale mniejsza o to, grunt, żeby Nietak-t nie okazał się efemerydą i mógł wnosić coś nowego do refleksji teatralnej.

Wiosna w konfekcji 2011 wskazuje, że redakcja widzi w czym się chodzi we współczesnym teatrze, co się stało znakiem rozpoznawczym, a nawet zamieniło w sztance, stereotypy czy swoisty kicz. Oto przykłady:

„Metateatr. Widzowi zbyt chętnie poddającemu się iluzji trzeba przypomnieć, że jest >tylko< w teatrze. W tym celu wystawiamy na scenę garderobę, każemy aktorom zwracać się swoimi >realnymi< imionami, wprowadzamy do gry technicznych, a na koniec prosimy panią Ziutę, teatralną sprzątaczkę, o wymycie sceny zanim widzowie opuszczą swoje miejsca”. Jak widać obnażanie teatralności jest chwytem, która trzyma się całkiem dobrze mimo upływu czasu.

„Mordowanie tekstu. Sztuka teatralna nie musi mieć nic wspólnego z tekstem, bo znaczenia tworzy dzisiaj widz, nie autor. Magia performatyki. Warto jednak podpisać przedsięwzięcie nazwiskiem jakiegoś wieszcza, żeby starsze pokolenia zapłaciło za bilety.”

Puzyna celniej tę tendencję opisał: „Afabularność. Jasne prowadzenie fabuły możemy sobie darować, fabuła jest staroświecka i pretekstowa (…). Chodzi o głębsze rzeczy niż anegdota. Dobrze jest nawet ją rozbić, tasując sceny tak, aby nie wynikały z siebie ani chronologicznie, ani przyczynowo. Łączymy je na prawach luźnych skojarzeń, jak w marzeniu sennym. Może być nudno, to nie wada, lecz artystyczny wyraz powszechnej frustracji”.

Konfekcja sprzed 40 lat wzbogacona jednak została o nowe propozycje. Puzyna np. pisał o modzie na topless („Wpuszczenie w spektakl dziewczyny z nagimi piersiami bardzo modernizuje całość”), ale dzisiaj co innego się nosi, a właściwie rozbiera. Redaktorzy Nie-tak-tu zauważają:„Robiąc przedstawienia bez chociażby jednego geja (najlepiej transwestyty) popełniamy spore faux pas. (…) No i seks homoseksualny jest obowiązkowy. Heteroseksualnych zbliżeń lepiej unikać. Już nudzą”.

A tego w czasach Puzyny nie było: „Teatry prywatne – wyzwanie dla tych, co ze zwykłych reżyserów i aktorów pragną stać się projektantami i dyktatorami nowych teatralnych trendów. Projektują dla snobów – ekskluzywnie, czasem ambitnie i koniecznie drogo, albo szyją  grubymi nićmi dla mas”.

I tego też nie było: „Wykluczeni. Dzisiejszy teatr jest społeczny. Lewicowy. Zaangażowany. Opowiada nam historię tego biednego, zagubionego, oszukanego przez okrutne elity. Robi się sztuki dla wykluczonych, wplatając w tekst cytaty z Żiżka i ustalając zaporowe ceny biletów. Bo nasz polski wykluczony skończył trzy fakultety – to i świetnie zarabia”.

I jeszcze: „Festiwale. Kolega zaprasza kolegę, bo potem kolega zaprosi jego. Przyjadą inni koledzy i będzie przyjemnie. Widz – teatroman? Jak najbardziej – jeśli zostaną wolne miejsca”.

To oczywiście nie wszystkie mody opisane przez redaktorów. Niektóre tak lubiane dzisiaj dodatki pominęli np. kamery na scenie. Ale jakie wnioski nasuwają się z porównania konfekcji? Okazuje się, że niektóre ciuchy noszą się dobrze cały czas. Ale o tym wiedzą właściwie tylko starzy krytycy. Ich skrzywienia, że w teatrze wszystko już było trochę są bezcelowe, ponieważ dla publiczności liczy się tylko dzisiejszy teatr i z takim tylko może obcować. Ilu ludzi, którzy chodzą obecnie do teatru, widziało np. Kordiana Hanuszkiewicza? W konfekcjach jednak pojawiają się na szczęście też nowe trendy. Niestety każda nowość, jeśli tylko ma istotne znaczenie, powielana staje się stereotypem. I pada w końcu ofiarą różnych wyśmiewaczy. Choć może dzięki nim robi się miejsce na nową kolekcję na wybiegu.

906 odwiedzin

4 Comments

  1. Oj, Panie Wojciechu, jest Pan taki młody, że ja bym chciał tak mieć. Niestety… Doskonale pamiętam, co znaczył tekst Puzyny w tamtym historycznym kontekście. Mianowicie był to pamflet na owoczesny kicz, tak jak go rozumiał sam autor.Uważał za kicz to, co modne, stadne, pretensjonalne i nietwórcze. Jednym słowem żadnego stopniowania, sztance i stereotypy to dla Puzyny właśnie kicz. Dziś zamiast kicz mówi się „znak czasu”. Cóż, bardzo być może, że dzis znakiem czasu jest kicz.

    Reply

    • Zgoda. Na szczęście przed tym dzisiejszym kiczem można się bronić – wyśmiewając go. Puzyna pokazał, jak to może być skuteczne.

      Reply

        • Pierwodruk był w „Polityce” z 30 maja 1970 r. Tekst ukazał się także w zbiorze Puzyny „Burzliwa pogoda” (PIW 1971).

          Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.