Zoil

W dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” czytam artykuł pt. Referendum przeciw demokracji. Tekst jest opatrzony wydrukowanym czerwoną czcionką nadtytułem: Szkodliwe wywracanie kalendarza wyborczego. Może nie zwróciłbym na niego uwagi, gdyby nie nazwisko autora: prof. Jerzego Jarzębskiego. Zaskoczyło mnie, że wybitny krytyk i literaturoznawca, gombrowiczolog, zabiera głos w dyskusji, która ma swoją wagę społeczną, ale podyktowana jest bieżącymi rozgrywkami politycznymi. Jestem skłonny podzielić zasadniczą tezę profesora, który sprzeciwia się traktowaniu referendów jako najwyższej formy demokracji: „Grozi to bowiem – gdyby miało przynieść jakieś ustawowe skutki – właśnie, ni mniej, ni więcej, tylko dramatycznym procesem psucia demokracji [wytłuszczenie red.], przekształceniu państwa w działający chaotycznie, emocjonalnie i wbrew własnym długofalowym interesom twór poddany woli demagogów i wiecowych krzykaczy”. Od razu widać, że rzekł to profesor z Krakowa.
Ale w wywodzie Jerzego Jarzębskiego zatrzymałem się na następującym fragmencie: „Nie ma też granic demagogii używanej przez atakujących władze opozycyjnych zoili”. Po ostatnim słowie w kwadratowym nawiasie zamieszczono dopisek: „złośliwych krytyków”. Podejrzewam, że wyjaśnić tzw. obce słowo zdecydowała się redakcja. Nie sądzę bowiem, by prof. Jarzębski pisząc swój artykuł myślał o czytelnikach, którzy nie znają słowa „zoil”. Gdyby tak było, nie użyłby go i sam by napisał o „atakujących władze złośliwych krytykach”. Ja wiem, że praktyką wielu redakcji jest takie redagowanie tekstów, by eliminować z nich wszelkie zwroty obcojęzyczne i w ogóle tzw. trudne słowa. Wynika to z oczywistego przekonania, że czytelnik ich nie rozumiejąc zniechęca się do lektury. Rzecz jasna lepiej pisać tak, aby ludzie wiedzieli, o czym czytają. Tekst prof. Jarzębskiego napisany jest z chwalebną jasnością i nie znalazłem w nim drugiego słowa, które należałoby stosownym dopiskiem wyjaśnić. Chyba, że za takie uznamy słowo: „odium” w zdaniu: „(…) kryzysy i sposoby przechodzenia przez nie są sprawdzianem umiejętności rządzenia, ale obywatele mają do nich stosunek często lekceważący i lekkomyślny, zwłaszcza, że opozycja jest skłonna do bagatelizowania ich i zrzucania całego odium za trudności i wyrzeczenia, których walka z kryzysami wymaga, na rządzących”. Odium – wg Władysława Kopalińskiego, który jak wiadomo przetłumaczył wszystkie obce wyrazy na język polski: nienawiść, wstręt, niechęć. Redakcja „Gazety Wyborczej” zdecydowała, że jednak „zoil” jest mnie znany od „odium”.
Czy rzeczywiście wyjaśnienie słowa „zoil” w artykule Jerzego Jarzębskiego było konieczne? Oczywiście nie jest wstydem czegoś nie wiedzieć, choć zdaje się, że obecny stan naszej edukacji całkowicie utrwalił to przekonanie. Co gorsza nie jest też wstydliwe nie sprawdzanie tego, czego się nie wie. Bo przecież prawidłową reakcją kogoś, kto nie zna słowa „zoil”, a kto natrafił na nie w artykule Jerzego Jarzębskiego, powinno być sięgnięcie do słownika wspomnianego już Władysława Kopalińskiego, gdzie autor tłumaczy:
„zoil – dokuczliwy, zawistny, złośliwy krytyk, szukający dziury w całym, pretekstu do nagany; łac. Zoilus, gr. Dzoilos, Zoil, retor i filolog gr. z IV w. p.n.e., słynny z ostrej krytyki Homera jako mitografa, zwany ‘biczem Homera’”.
Podobne objaśnienie można oczywiście znaleźć w Wikipedii. Trochę śmieszne zdaje mi się jednak, gdy braki erudycyjne usiłuje się naprawić w sposób nazbyt gorliwy. Chcę bowiem wierzyć, że czytelnicy „Gazety Wyborczej”, których zresztą jest coraz mniej, są na tyle wykształceni, że wiedzą, kto zacz „zoil” bez podpowiedzi. Jeśli nie, to czy w ogóle potrzebne jest im czytanie takich tekstów, jak prof. Jarzębskiego w opiniotwórczej gazecie codziennej?
A właściwie dlaczego o tym piszę? No przecież jestem Momus.

2 682 odwiedzin

9 Comments

  1. Na szczęście „GW” czyta już coraz mniej czytelników i wynurzenia prof. Jarzębskiego także.

    Reply

    • Nie użyłbym określenia „na szczęście”, ponieważ generalnie szkoda, że ludzie czytają mnie gazet, cokolwiek o nich sądzić.

      Reply

  2. Zauważam, że ludzie i tak robią, co chcą. Ani ten czy inny Zoil, ani ten czy inny Momus nie mają na to żadnego wpływu. Statystyki – zimne bezwzględne i niepodważalne- donoszą, że 60% dorosłej populacji w Polsce w ciągu ostatniego roku w ogóle nie przeczytało żadnej książki. W obliczu tak dramatycznego faktu wyjaśnianie czy nie wyjaśnianie obcych słów w tekście gazety traci na znaczeniu. Ten, który zechce sobie wyjaśni. Obawiam się jednak, że nawet ci, którzy czytają gazety, nie rozumieją tego, co czytają. Bo czytanie ze zrozumieniem to też jest pięta achillesowa Polaków. I nie jestem Zoil.

    Reply

    • Generalnie zgoda, tylko nawyk czytania i co za tym idzie umiejętność rozumenia tego, co się czyta, trzeba nabyć w szkole. Przydaje się też w tej dziedzinie tradycja domu. Dramatycznym problemem jest to, że z różnych powodów mechanizmy te przestały działać. I skutki są takie, jakie są. Konsekwencją jest także to, że w opiniotwórczej gazecie w tekście poważnego autora tłumaczy się obce wyrazy. To akurat wydało mi się dosyć śmieszne, ale oczywiście w skali całego problemu sprawa choć symptomatyczna nie jest szczególnie istotna.

      Reply

  3. Dla mnie sam tytuł jest kuriozalny i przyznam, że go nie rozumiem. Jeśli nawet chodziło w nim o prowokację, to na mój chłopski/no, może niezdrowy rozum/ ma ona posmak dezinformacji. Referendum a priori jest formą demokratycznego działania. Ten tytuł jest w języku obcym demokracji. Cokolwiek by interpretacyjnie znaczył. Dla mnie znaczy manipulację. A tej nawet znać nie chcę. Co dopiero rozumieć. I widzi Pan już dlaczego oduczam się czytać. Też nie czytam. Taki analfabetyzm to piękny stan nieważności. Cudowne , kompletne upupienie niewiedzą. Wolę niewiedzą niż wiedzą. Co widzę oczywiście po profesorze Jerzym Jarzębskim. A jaki spokój! Po co to komu po tych słownikach nerwowo szukać? Chyba jednak jestem zoil. Cholibka!

    Reply

  4. Ostatni akapit wypowiedzi Pana Wojciecha na temat słowa „zoil” przeczytałam bez przyjemności. Czytam „Gazetę Wyborczą” od zawsze, na ogół ze zrozumieniem. Jednak nie znałam dotąd tego słowa. Gdyby Gazeta nie zamieściła znaczenia „zoil”, sięgnęłabym do słownika.
    Mimo, że oberwało mi się za tę niewiedzę, nadal uważam, że potrzebne jest mi czytanie w GW tekstów zarówno prof. Jarzębskiego, jak i innych.

    Reply

    • Najważniejsze jest poszerzanie wiedzy, a w jaki sposób to się robi może rzeczywiście jest mniej ważne. Pozdrawiam

      Reply

  5. a na czym by miało polegać poszerzenie wiedzy, że ktoś się chwyta pańskiej klamki? W wypadku kolegi, jak tutaj, to raczej zgaga, nadkwaśność, dewena… przesyt. Hr. Szarm zgrał się? Pas!

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.