W najnowszym Newsweeku tekst pt. Grillowany. Teza mniej więcej taka: Maciek Nowak to postać nietuzinkowa, barwna, wymykająca się schematom. Ma przeciwników w postaci konserwatywnej większości środowiska, której rzekomo jestem wyrazicielem. A do tego minister Zdrojewski właśnie chce go pozbawić stanowiska, ponieważ ogłosił konkurs na dyrekcję Instytutu Teatralnego. Regulamin konkursu z góry uniemożliwia udział Nowaka, ponieważ wymogiem dla startujących jest posiadanie dyplomu wyższej uczelni.
Jakże świat się wydaje prostszy, jeśli można tak łatwo dokonać podziałów, kto dobry, kto zły. Kto za Nowakiem, ten postępowy, kto przeciw – ten konserwa. Znam autora artykułu i znacznie lepiej oceniam jego inteligencję i kompetencje, niż to wynika z tekstu, który napisał. Ale rozumiem, że konwencja publicystyki w poczytnym tygodniku wyklucza wnikanie w meritum sporów i rozważanie racji. Raczeni jesteśmy więc bardziej opowieściami o pasji kulinarnej Nowaka, niż informacją o tym, czego rzeczywiście dokonał w Instytucie. Swoją drogą może lepiej, żeby Nowak miał takich oponentów jak ja, niż przyjaciół, którzy w ten sposób służą mu pomocą. Zgodnie z porzekadłem: ich powinien się bardziej strzec.
Szczerze mówiąc ogłoszenie konkursu na dyrekcję Instytutu jest faktem zaskakującym. Sam byłem przekonany, że minister przedłuży Nowakowi kadencję. Oczywiście idea rozpisania konkursu nie jest zła, aczkolwiek może budzić wątpliwości nagła jej realizacja, a przede wszystkim bardzo krótki czas na zgłoszenia kandydatów. Z anonsu konkursu (ciekawe, że nie udało mi się go znaleźć na stronie internetowej MKiDN) nie bardzo też można się zorientować, jaki będzie sposób ich oceny. Jeśliby sprawę traktować poważnie, to zapowiedź konkursu powinna pojawić się dużo wcześniej i dać szansę przygotowania się chętnym do udziału. Mam nadzieję, że konkurs nie jest przeprowadzany tylko pro forma. Piszę o tym nie dlatego, że jestem nim osobiście zainteresowany. Mam wyobrażenie, kim powinien być nowy dyrektor Instytutu, ale nie posiadam aż tak dużej wyobraźni, by widzieć siebie na tym stanowisku. Byłem krytykiem Nowaka, ale nie po to, by dybać na jego miejsce.
Myśląc o nowej dyrekcji Instytutu widziałbym osobę, która da rękojmię nie zaprzepaszczenia tego, co było najlepsze w pierwszej dekadzie działalności placówki, ale też rozwinie nowe inicjatywy. Kogoś, kto już pokazał pasję do pracy na rzecz teatru i ma w tej dziedzinie osiągnięcia. Osobę, dla której IT będzie naprawdę głównym terenem aktywności i może nawet czymś więcej, niż miejscem zatrudnienia. Nowy dyrekcja nie musi stwarzać wokół siebie szumu, by realnie służyć promocji Instytutu. Dobrze by było, aby pamiętała, że teatr jest w pierwszym rzędzie sztuką, która może mieć różne znaczenia, ale oceniana jest tylko poprzez kryteria artystyczne. I co wydaje mi się szczególnie ważne: powinien to być ktoś, kto będzie umiał pogodzić strony sporu, jaki poprzednik prowokował. Ja taką osobę widzę. Ma dyplom i też się zna na kuchni.
Bez sporów będzie cholernie mdło. Już na samą myśl o tym mnie mgli, jak się mówi na Pradze Północ. Jest Pan gładki w manierach, ale widzę, że w wyobraźni też. Wielki Swinarski słusznie powiedział: Najsmutniejsza jest nuda.
Szanowny Panie, proszę nie lekcewazyć nudy. Ile wybitnych dzieł z niej powstało i o niej traktuje. A moja nuda chyba nie jest taka straszna, skoro prowokuje Pana nieustannie do żywych komentarzy. Pozdrawiam Pana, jak zwykle nudno serdecznie.
Pańska nuda jest tak straszna, że aż chce się wybić ją Panu z ust i głowy. Chcę Pana sprowokować, żeby Panu puściły nerwy i pokazał swoją naturalną twarz. Staram się Pana obrazić, a Pan ciągle nudne swoje. A może Pan już nie ma twarzy, bo maska wżarła się w nią? No to nie ma już dla Pana żadnej nadziei, ostał się tylko czerwony samochód.
Szanowny Panie, bardzo bym chciał jakoś sprostać Pana oczekiwaniom wobec mojej osoby, ale co poradzę, że zamiast nerwów moja głowa, usta, serce, wszystko śmieje się do Pana i mój czerwony samochód też się do Pana śmieje. A poranna lektura Pańskich komentarzy działa jak dobre espresso. Od razu chce się żyć nawet w tak ponury dzień jak dziś. Radośnie i spokojnie pozdrawiam Pana.
Ja jako zjadacz chleba naszego powszedniego, popijanego nie winem a wodą, chętnie wysłuchuję opowieści o pasji kulinarnej dyrektora Nowaka. Ma przyjemny głos a na oko widać, że nie kłamie. Opowieści o Instytucie są wtedy bardziej wiarygodne, można powiedzieć, że w ogóle jest możliwe, że docierają pod nasze zapyziałe, biedne, dalekie od informacji wszelkiej strzechy. Kogo stać na to, by kupić Teatr czy Przekrój, by się dowiedzieć, że ten, co winien nadawać ton etycznych zachowań, sam je skandalicznie łamie. Trzeba dekady, karkołomnych decyzji ministra, nieoczekiwanych zwrotów akcji prezydent HGW, partyzanckich reakcji kolegów Nowaka po fachu, by się czegokolwiek ex post dowiedzieć. Nie jest nudno. Jest zaściankowo. Nie jest normalnie. Jest kuglarsko. Nic dziwnego, że ten i ów w maski obrasta i gubiąc się w kolejnych przemianach, sam nie wie w końcu, czyim sługą się staje.
Wy tu Panowie na miny konkurs urządzacie- a ja gorę!
Urzędnicy z mocy sobie nadanej fiki mikają- a teatr gorzeje!
Krytycy walkowerem oddają pole PR-on teatrów- a teatr karleje!
Polityka rozdeptuje kulturę i gwałtem wbija się w jej materię duchową- a publika w standing ovation wiwatuje!
Może jednak wrócę do grilla. Z produktami ludzkopochodnymi. Do teatru z produktami teatropodobnymi. Na tyle mnie/nas stać. Póki co.Nie jest nudno. Jest straszno. Jakby wszystkich przykneblowało. Jakby wszystkim kręgosłupy poprzetrącano. Teatrologia się rozproszyła, zdekonstruowała, straciła siłę monolitu.Dlatego łatwo ją rozgrywać. Podzieloną rządzić i manipulować. Kto jeszcze wie, o co w tym wszystkim chodzi? Tak naprawdę. A jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę, głównego rozgrywającego. Ot, co.
A najsmutniejsza jest głupota uczonych. Najbardziej zdumiewająca. Ktoś to na pewno przede mną powiedział. Na pewno nie ja, zwykły zjadacz czerstwego chleba naszego powszedniego. Kloszard teatralny.
Jak na kloszarda to Widz jest marudny ponad miarę.
Brak doświadczenia, Panie Blager. Kloszardzi są wybredni, nie zjedzą byle czego i nie wypiją, ot choćby francuskich win, które u się sprzedaje. Chyba, że miał Pan na myśli polskiego biedaka, który grzebie w śmietnikach.
Kloszard/dka teatralny/a – oso wtedy
osoba, która jest na wszystkich premierach,bo wtedy łatwiej się wślizgnąć. Znam taką z widzenia; ponadto uczęszcza na wernisaże, do opery, filharmonii i do czytelni francuskiej.
Nie głupio Panu?
errata: które się u nas sprzedaje
Odpowiem krótko: nie. Należę do tych, co nierzadko wspomagają kloszardów, zwłaszcza pod teatrami. Pozdrawiam
Ci spod teatrów to nie kloszardzi a żebracy. Jedna z nich woli Filharmonię i Operę. Stoi tam regularnie z wielkim wilczurem i tabliczką, że zbiera na żarcie dla psów. Nigdy nie widziałam żebrzącego kloszarda na ulicach Paryża. W Krakowie był jedyny kloszard polski współczesnej, Piotr Skrzynecki.
Dziś nie ma miary. Kto się przejmuje jakąkolwiek miarą? Albo w ogóle, albo za późno. Żadnego umiaru, żadnych granic, nadmierne lekceważenie krytyki. Niewymierne rozpasanie bezmiarów wszelkich. Idę w ponadmiarę. W obfitość, w nadmiar. Po odrzuceniu, zawsze coś zostanie.Choćby niesmak. Umiar jest nudny, nieskuteczny, za mały na satysfakcję. Marudzenie? Już się wstydzę ponad miarę!