Tysiąc znaków o „Braciach i siostrach”

Wyszedłem dzisiaj ze spektaklu Bracia i siostry Mai Kleczewskiej, który grany był w Imce. Piszę o tym z pewnym wstydem, ponieważ raczej nie jestem skłonny do demonstracyjnych zachowań w teatrze. Może z wiekiem tracę cierpliwość. Może szkoda mi czasu na udawanie zainteresowania, gdy przedstawienie kompletnie nie działa. A Bracia i siostry przez półtorej godziny męczyli mnie nieznośną grafomanią, tandetą scenicznych pomysłów, obficie korzystających z cudzych inspiracji (Pina Bausch, Castelucci), posmarkanym aktorstwem (aktorzy odgrywali jakie straśnie neurasteniczne stany), namolną muzyką i dramaturgią, która cytaty z Czechowa i Dostojewskiego zmieniała w pretensjonalne zwierzenia.
Niestety nie po drodze mi z ostatnimi przedstawieniami Kleczewskiej. Myślę, że reżyserka idzie w ten sam ślepy zaułek, do którego trafił już Lupa. Taka jest cena odrzucenia literatury w teatrze. Może trzeba wrócić do dramatopisarzy, a podziękować za współpracę dramaturgom?
Zdaje się, że nie byłem jedyny, który opuścił widownię teatru przed końcem spektaklu.

4 322 odwiedzin

26 Comments

  1. A cała ta żenada usprawiedliwiona „bankructwem opowieści”. Czy to już zmierzch paradygmatu postdramatycznego?

    Reply

  2. Rzeczywiście , nie był Pan jedyny, który wyszedł z widowni. Byli tacy, co wracali. Mus to mus. Jakoś straśnie nerwowy Pan ostatnio.Bez poczucia humoru, dystansu i ironii. Chyba z wiekiem traci Pan cierpliwość. Chyba też ostrość widzenia. Bo ostrość oceny bez obejrzenia do końca mógłby ewentualnie Pański wstyd uzasadniać.

    Reply

    • Skoro już tyle od Pana dowiaduję się na swój temat, to może także zechciałby Pan podzielić się swoimi refleksjami na temat spektaklu, jeśli Pan dotrwał na nim do końca (co najwyżej wychodząc na chwilę na siku). Bardzo proszę.

      Reply

      • Niczego się tak naprawdę ode mnie Pan nie dowiaduje. Dobrze by było olać to wszystko. Siurknąć sążniście. Choć przez chwilę.Tak poprostu z góry któregoś rzędu. Z pozycji siły wiedzy, przyzwyczajeń,niesmaku, prtotestu wobec obsceny. Albo wyjść, uciec. Ale ja nie wychodziłem. Nawet na chwilę. No, chyba że z siebie. Zrywałem się z miejsca gwałtownie. Stawałem obok i wracałem. Taki już ze mnie zimny, uparty, zaparty drań. Nie odpuszczam. Nie daję się. Nie poddaję. I nie rezygnuję. Było straśnie. Straśnie, straśnie straśno. Nie mogę tego z siebie wyrzucić, strząsnąć , pozbyć się, nie przyznać, że tak nie było. Ta straśność pracuje we mnie, dojrzewa, pęcznieje. Sponiewierała mnie, przemiędliła i wypluła. Ma jednak swoją wagę i wartość. Dla mnie.

        Reply

    • „Ostrość oceny” można by uzasadnić w tysiącu znaków i w jednym. Tysiąc znaków narzuca ograniczenie, więc o co halo? :)
      Uzasadnień nie potrzebuję: było źle, się wyszło,się o tym napisało. Wystarczy. Mnie pasuje. I wpisuje się w oczywisty szerszy kontekst niż wąska recenzja.

      Reply

    • Dziękuję za sugestię. Może twórcy spektaklu też sobie wpiszą do osiągnięć: Majcherek wyszedł z naszego przedstawienia.

      Reply

  3. No, wreszcie jakaś ludzka reakcja. Najlepiej wyjść i nie wracać… I zamknąć drzwi, bo jeszcze teatr przyjdzie do Ciebie. Brrrrr…

    Reply

    • Twój przypadek wskazuje, że pośród wielu fobii istnieje również teatrofobia. Ciekawe czy to się leczy?

      Reply

      • Na pewno. Na pewno się leczy. Krytycy wiedzą o tym najlepiej. Nie mogą jednak zapominać o podstawowej zasadzie>nie szkodzić< Teatrowi i widzom.

        Reply

  4. I mnie się zdaję, że funkcja dramaturga w teatrze się nie sprawdza. Kierownicy literaccy są juz w tej chwili w teatrach nie wiadomo po co. Dramat w teatrze stał się niepotrzebny. Za to coraz więcej twórców brnie w ślepy zaułek. Szkoda, bo Maja Kleczewska robiła kiedyś interesujące spektakle… Nie umiem sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje.

    Reply

  5. „Taka jest cena odrzucenia literatury w teatrze. Może trzeba wrócić do dramatopisarzy, a podziękować za współpracę dramaturgom?”

    Bardzo dziękuję za tę uwagę. Celna i bezcenna.
    Ma pan jednak pomysł, jak „podziękować” panoszącym się w teatrze dramaturgom, którzy gardzą „chudymi” literatami? Pytam, bo jako żywo interesuje mnie osobiście „podziękowanie” dramaturgom.

    Reply

      • Uzasadniać to ja mogę osobiście W. Majcherkowi, taką mam lyteracką fantazję i basta! Proszę nie prosić o uzasadnienie nieuzasadniania.

        Reply

    • Nie wiem jak podziękować. Wiem jedynie, że teatrowi bardzo pomaga dobra literatura. Niestety jest wiele przykładów, że scenariusze dramaturgów, choćby inspirowali się nie wiadomo kim, nie są dobrą literaturą i nie służą dobrze teatrowi. Choć prawdę mówiąc świętnych nowych sztuk teatralnych za wiele też nie ma.

      Reply

      • Ale jest też trochę pozytywnych przykładów działalności dramaturgów. Mam tutaj na myśli duet: Piotr Gruszczyński i Krzysztof Warlikowski. „(A)pollonią” jestem nieustannie od 2010 roku oczarowana. „Koniec” był może dla mnie nieco trudniejszy w odbiorze, ale jednak druga część bardzo mi się podobała. I z niecierpliwością czekam na „Kabaret warszawski”. Pozdrawiam

        Reply

  6. No to co tu jeszcze myrda, niech spada do Majcherka na kolana.I popatrzy mu w oczy szeroko zamknięte. Taką mom tyatralną fantazję.

    Reply

  7. a co widza obchodzi moje myrdanie tutaj? za szambelana / majordomusa / wielebnego porządkowego robi na blogu w. majcherka? raczej za tego ostatniego, bo tyatralna a nakolanna fantazja widza jasno tego dowodzi. z mojej strony eot, (nie)drogi widzu.

    Reply

  8. W gruncie rzeczy na gruncie prawdy, nic a nic mnie nie obchodzi. Z żadnej strony, z 4-tej czy innej. Zwłaszcza „z mojej strony….”, rzeczywiście Pańskiej najlepszej. Dziwię się, że ma Pan kłopoty z „podziękowaniem” dramaturgom. Z takim temperamentem nie powinno być to trudne, zwłaszcza, że, jak się tu dowiadujemy, są tacy słabi. A Wojciech Majcherek jakoś nie pomógł. Choć nie tylko wychodzi z teatru ale i z siebie, by wszystkim dogodzić. By było miło. I spokojnie. I grzecznie. I kulturalnie. Szkoda, że nie rozpoznaje Pan słowa „proszę”. A było na początku. Słowo „proszę”.

    Reply

  9. Bracia i Siostry, jesteśmy w teatrze. Postdramatyczno-performatywnym. Od pierwszej chwili po ostatnią sekundę musimy odrzucić warstwa po warstwie to wszystko z czym tu przyszliśmy. Cały garb sztuki, bo nie działa, zawodzi. Wybrzmiewa fałszywie i żałośnie nieskutecznie, by nas móc ratować. Cały balast kontekstów współczesnych, opatrzonych i wtórnych. Cały kostium formy, która uwiera i ogranicza. Jak barwy ochronne. Znikąd pomocy. Ta goła prawda jest odrażająca, nieporadna, brudna i zła w każdym szczególe , w każdej sekundzie. Jest nie do zniesienia. Nie do wytrzymania. Budzi opór, frustrację, niemoc a wpisana w nas wszelka poprawność odrąbuje nam ręce byśmy mogli przytulić spontanicznie, czule, instynktownie te resztki człowieczeństwa, które wpisane w nasz ludzki genotyp są nadal nie do usunięcia. Dobrze, jeśli w tym totalnym chaosie rozpadającego się świata człowiek zadaje sobie pytanie : kim jest, czego pragnie, dokąd zmierza, co dalej. Jakby się brzytwy chwytał, tonąc w bezsilności, zagubieniu, dezorientacji, bólu cierpienia i osamotnienia. Spragniony i niezaspokojony w woli życia i czucia. W błądzeniu.

    Bóg zamordowany. Czy zmartwychwstanie?
    Człowiek w stanie agonii swego człowieczeństwa. Czy się odrodzi?
    Sztuka neutralizowana przez kontekst czasu. Czy nadąży aktualizować drogowskazy?
    Świat do zresetowania bez stanu łaski. Co będzie dalej?
    Czy trzeba uciekać przed tymi pytaniami. Udowadniać, że są retoryczne. Udawać, że ich nie ma. Bo świat, a my na jego obraz i podobieństwo jesteśmy nie do zniesienia odrażający, brudni, źli i ciągle nieprzystosowani na miarę naszych potrzeb i marzeń, na skraju być albo nie być, my ciągle jeszcze Bracia i Siostry. Nawet na końcu świata, w ślepym zaułku. Bracie, Siostro, cokolwiek się zdarzy, przytul, kochaj.

    Reply

  10. Grafomania nie grafomania. W takim towarzystwie czemu nie. Kto próbuje ten ryzykuje. Kto wychodzi sam sobie szkodzi. Sporo tych braci i sióstr zostało. Łączą się spontanicznie i dobrowolnie. Pewnie przyjdą na kolejne przedstawienia do Imki. Słusznie, trzeba samemu oglądać, wartościować i się nie zniechęcać. Na krytyków nie ma co liczyć. Ciągle zawodzą. Albo wychodzą.

    Reply

  11. Mnie bardziej podobała się Fedra i Zmierzch bogów, ale nie nazwałbym Braci i sióstr ślepym zaułkiem- to przedstawienie pokazuje rozedrganie rzeczywistości, szamotanie się naszych emocji i myśli. Jeśli komuś nie podoba się nadekspresyjność Kleczewskiej, niech nie traci na bilet i idzie do Współczesnego na Glińską.

    Reply

  12. Mnie interesuje Kleczewska w całokształcie. Tu nie pasuje mi słowo podoba. Ciągle się zmienia, poszukuje. Ryzykuje. Dobrze, że ma odwagę z nami nadal rozmawiać. A to, że rozmowa jest czasem nieprzyjemna, bolesna, trudna, nie do wytrzymania.., no cóż, można wyjść. Ale i tak wróci pytanie :”Co dalej?” Publicystyczny Demirski /póki co niestety/ jednorazowego użytku, kosmiczno odlotowy Garbaczewski, Klata, co za dużo se bierze na klatę, ciągle poszukujący swego stylu Zadara, reaktywacja klasyki z aktualizacją jednego zazwyczaj wątku/np. Ryszard III Wiśniewskiego-instrukcja obsługi :jak zdobyć władzę?-odp: mordować, resztę ubezwłasnowolnić/, nudna choć poprawna Glińska? A może wystawiajmy same chichotki chichrajki pod szyldem fars, komedii i kabaretów, by na czas spektaklu stłumić, zneutralizować, zagłuszyć źródła prawdziwych lęków, problemów. By je zapomnieć, wyprzeć, obśmiać. I uciekać , gdzie pieprz rośnie. W ślepy zaułek, mysią norę. Choć na pewno można i tak. Życie nas zaskakuje, wyprzedza prawo, sztukę a więc i dramatopisarstwo. Czas przyspieszył. Potrzeba nam nowych tekstów, nowego języka, nowych środków ekspresji. Postmodernizm jest protezą pomiędzy umierającym starym światem a tym , co się na naszych oczach budzi, rodzi. Co dalej? To naprawdę właściwe pytanie.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.