Przekrój

Do różnych przyzwyczajeń, nie wiadomo skąd się biorących, należy również to, że kupuję tygodnik Przekrój. Nie wynika to z żadnego sentymentu do dawnych czasów, w których krakowskie pismo miało swoją legendę. Krzyżówka z kociakiem, prof. Filutek, znajdź 21 szczegółów, ilustracje Mroza, porady Kamyczka, zdjęcia Plewińskiego, recenzje Aleksandry – wszystkie te atrakcje były, ale się zbyły. Przekrojem w ostatnim 20-leciu miotają różne fale, nowi wydawcy, nowe redakcje zaklinają się zwykle, że nawiążą do niegdysiejszej świetności i popularności pisma, ale nic z tego nie wychodzi, a nowe pomysły mają trwałość babek z piasku. Po co więc czytam Przekrój? Zacząłem kupować przede wszystkim dla felietonów Pilcha i dla różnych kolegów, którzy tutaj publikowali. Przez jakiś czas tygodnik miał doborową stawkę recenzentów teatralnych: Nyczek, Sieradzki, Wakar, Drewniak. Aż to bogactwo wydawało się nadmiernym luksusem, zwłaszcza na tle mizerii krytyki teatralnej w innych pismach.

Ale oto w Przekroju następują kolejne zmiany. Pilch już od jakiegoś czasu nie pisze, część kolegów redaktorów i autorów zniknęła, za to wydawca dokonał kolejnej wolty. Już nie marzy o polskiej wersji New Yorkera – nowy wzór jest bardziej swojski: Przekrój ma być lewicowym odpowiednikiem Uważam Rze, którego pan H. jest również wydawcą. W najnowszym numerze opublikował wstępniak, w którym można przeczytać: „Jeżeli po sukcesie Uważam Rze podobny sukces odniesie Przekrój a la Kurkiewicz (nowy redaktor naczelny – przyp. mój), to znaczy, że wyrazistość jest prawdziwą wartością. Czytelnik kupuje konkretny tygodnik zwykle po to, żeby się utwierdzić w swoim spojrzeniu na świat, który niebezpiecznie się radykalizuje. A myślę, że lepiej zmagać się na łamach Przekroju czy Uważam Rze niż na ulicach”.

W tej deklaracji, jaki i w całej nowej sytuacji tygodnika jest tyle paradoksów, że gdybym był felietonistą, to pożywiłbym się przez cały miesiąc. Oto Hajdarowicz – typowy wytwór neoliberalnego świata, kapitalista z kaprysami, udziałowiec, inwestor, pan na kasie funduje pismo, które ma być trybuną zagorzałych przeciwników kapitalizmu. Roman Kurkiewicz z zapałem Camille’a Desmoulinsa pisze w swoim wstępniaku: „Przekrój chce być głosem zmiany, którą niektórzy nazywają zmianą modernizacyjną. Będziemy szukać własnych słów. Bo modernizacja ma wiele imion i nie muszą nimi być wyłącznie autostrady, stadiony, sprywatyzowane miasta i ich przedsiębiorstwa. Chcemy własnego życia w publicznej przestrzeni, chcemy nowej edukacji, nowej ekologii, ekonomii. Chcielibyśmy, żeby nowo redagowany Przekrój był opowieścią o energii i treściach zmiany politycznej”. Swoją drogą Kurkiewicz chyba jako jedyny naczelny tygodnika nie odniósł się do jego tradycji. Ale z programem, który zaserwował, oczywiście jest to niemożliwe. Poczucie humoru, bezpieczny luz, elegancki dystans do rzeczywistości – cechy, które charakteryzowały Przekrój w złotych czasach, są kompletnie nieprzydatne do podgrzewania nastrojów rewolucyjnych.

Zmiany widać już w pierwszych numerach. Pojawiło się wielu autorów związanych z Krytyką Polityczną, włącznie ze Sławomirem Sierakowskim. Ten jednak zwąchał, że coś niefajnie pachnie ten flirt kapitalistycznego wydawcy z lewicowym środowiskiem publicystów. W komentarzu zamieszczonym na portalu Krytyki Politycznej Sierakowski napisał: „Jeśli Przekrój będzie wyrazisty w ten sam sposób, co pismo Uważam, Rze, nigdy nie stanie się pismem lewicowym. Ani rzetelnym. Nie jestem pewien, czy prawicowość polega właśnie na tym, co reprezentuje sobą tygodnik Pawła Lisickiego, ale jestem pewien, że rywalizacja w ten sposób redagowanych tygodników niewiele wspólnego miałaby z podziałem ideowym, a także z jakkolwiek sensownie rozumianym pluralizmem mediów. Nawet gdyby prawie nikt już nie wierzył, że takie podziały są w ogóle jeszcze możliwe. Lub że los mediów czy polityki nie został już przesądzony w kieszeniach biznesmenów”.

Oczywiście Przekrój będzie lewicowy, dopóki kapitalistyczny wydawca nie będzie musiał zanadto dokładać do interesu. Jeśli mu się to nie będzie opłacało zwinie redakcję tak, jak zwinął już kilka wcześniejszych. (Swoją drogą, jak lewicowa wrażliwość reaguje na wyrzucanie na bruk dziennikarzy w koncernie wydawniczym pana H.?) A Roman Kurkiewicz, skądinąd inteligentny krytyk literacki, będzie mógł zapisać sobie tytuł ostatniego redaktora naczelnego popularnego ongiś tytułu. Bo więcej prób reanimacji Przekroju pewnie nie będzie.

Ale chciałem jeszcze o czymś innym napisać. We edytorialu wydawcy Przekroju padła oto taka myśl, że dzisiaj najbardziej w cenie jest wyrazistość i że to ona właśnie sprawiła sukces tygodnika Uważam Rze, co ma posłużyć za wzór dla Przekroju. Śmiem twierdzić, że najbardziej wyrazista u nas jest głupota. To ona bardzo lubi się zaprezentować bez krępacji, jak mawiała moja babcia. Można się oczywiście pocieszać, że wszystko, co przesadne nie ma znaczenia. A jednak nietrudno dostrzec, że w tzw. debacie publicznej jest coraz mniej miejsca na jakąkolwiek refleksję, która by nie była poddana presji „wyrazistości”, co w praktyce oznacza zapisanie się po której ze stron konfliktu i śpiewanie w chórze tego albo innego towarzystwa. Zarówno ci z prawa, jak i z lewa strasznie pomstują na tzw. wykluczenie – oczywiście to oni są ofiarą tego procesu. A mam wrażenie, że najbardziej wykluczony dzisiaj jest ten, co nie chce być ani z jednymi, ani z drugimi. Kto widzi, że jedni i drudzy pieprzą głupoty, choć czasami jakąś rację mają w tej albo innej sprawie. Bycie z nikim nie jest wbrew pozorom wygodną postawą. Bo ile cierpliwości, ile wsłuchiwania się w zgiełk skrajnych głosów, ilu prób ich zrozumienia wymaga. A twojego głosu tamci nie chcą słuchać, bo po co im ktoś, kto ma jakieś wątpliwości, kto stawia pytania, a nie oczekuje gotowych odpowiedzi, kto stara się po prostu myśleć. No więc wyraziści mają swoje tygodniki, a niewyraziści nie mają za bardzo co czytać.

1 442 odwiedzin

8 Comments

  1. „zapał Camille’a Desmoulinsa” – popłakałam się ze śmiechu, ale to łzy są z zażenowania końcem pewnej cywilizacji… Wojtku, w punkt, nic dodać, nic ująć

    Reply

  2. Ach, to chyba wygodnie pisać z takiego zdroworozsądkowego Olimpu. Ani z jednymi ani z drugimi – ok (jakby podział na lewicę i prawicę miał dziś w Polsce jakiekolwiek znaczenie), ale nie bądźmy też na Boga lekkoduchami.A „Przekroju” żal. Zwłaszcza tej elegancji o której Pan pisze.

    Reply

    • Powtórzę swoje: dzisiaj w tzw. debacie publicznej dominują skrajności, radykalizmy, z jakichkolwiek pozycji byłyby wypowiadane. Być może taka jest potrzeba czasu, potrzeba zmian wymusza zapewne tę wyrazistość. Oczywiście zdrowy rozsądek, dystans, umiar jest nudniejszy. Nie nazwałbym tej postawy lekkoduchowską, bo ona zakłada nie przejmowanie się, lekceważenie rzeczywistości. Nie chodzi o splendid isolation. Może bardziej chodzi o swobodę myślenia, której różne presje zagrażają.

      Reply

  3. … że „wyrazista” i rozpowszechniona jest GŁUPOTA? Oczywiście, ale wykluczają ci, co mają władzę i dotacje, więc nie ma tu żadnej RÓWNOWAGI.”New Yorker” jest pluralistyczny, a „Uważam Rz” pisze p r a w d ę , czego brakuje Sierakowskiemu i KP.U nas trzeba koniecznie „należeć”, bo jak nie, to i tak cię zapiszą… Ale, to nie znaczy, że nie jest tak, iż jedni bezczelnie kłamią (np. o Smoleńsku i o młodym teatrze), a drudzy spijają z tego śmietanę…A młodzież na ulicach krzyczy dosyć! I domaga się odkłamania systemu.Romu Kurkiewicz jest inteligentny i bardzo c y n i cz n y . I będzie sypał te szańce i kopał okopy, bo oni tu już dawno wypowiedzieli wojnę społeczeństwu obywatelskiemu. I przegrają, bo kłamstwo ma krótkie nóżki. Wiosna idzie…

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.